#1 „Spis cudzołożnic” Jerzego Pilcha
O Jerzym Pilchu mówi się, że od lat pisze tę samą książkę. O ile akurat nie jestem wielbicielką prozy neurotyka z Wisły, o tyle „Spis” niespecjalnie podoba się nawet najwierniejszym fanom. Seksistowskie uwagi wymieniane przez krakowskiego polonistę i jego szwedzkiego gościa w pewnym momencie stają się tak żałośnie irytujące, że przestaje się zwracać uwagę na cokolwiek innego. Ta książka to też najbardziej męcząca próbka tego, co dla niektórych w Pilchu najlepsze – aury dojrzałego mężczyzny, który o kobietach wie więcej niż one same (czy też raczej tak mu się tylko wydaje).
#2 „Potępieni” Chuck Palahniuk
Autor znany z cynizmu, czarnego humoru i zamiłowania do wszelkich dziwaczności. To połączenie, które przesądza o tym, że nihilistyczna proza Palahniuka jest tak popularna. Jednak, balansując na cienkiej granicy dobrego smaku, łatwo o wywrotkę. Uważajcie na „Potępionych”, chyba że jesteście zainteresowani powieścią, której głównym motywem jest nieudana próba gwałtu Szatana na bohaterce, do którego nie dochodzi dzięki kastracji dokonanej za pomocą książki Darwina.
#3 „Dzidzia” Sylwi Chutnik
Autorki nie trzeba przedstawiać nikomu, kto czytuje prozę społecznie zaangażowaną (łamane na feministyczną). Po głośnym i udanym debiucie w postaci „Kieszonkowego atlasu kobiet”, Chutnik uraczyła nas powieścią tak pokręconą i dziwną, że wielu zastanawiało się, co się właściwie stało. Chutnik napisała potem jeszcze bardzo dobre „Cwaniary”, więc ten niewypał o rodzinnej klątwie, która sprawia, że tytułowa bohaterka rodzi się z wodogłowiem i bez kończyn, spokojnie można pominąć. Koncept z dzieckiem monstrum, na które los zrzuca wszelkie możliwe kary za postępki babki denuncjatorki, był karkołomnym pomysłem fabularnym. Tylko dla wielbicieli naprawdę mrocznych historii.
#4 „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego
W pewnych kręgach pozycja absolutnie kultowa. I choć trudno odmówić Sapkowskiemu, że udało mu się zrobić ze swojego bohatera postać, która wżarła się w polską popkulturę, wielu czeka solidne rozczarowanie. Jeżeli nie jesteście fanem fantasy, lepiej omijajcie Geralta z daleka. Niech Was nie zwiodą wyrzuty sumienia, że skoro wokół powieści jest tyle szumu, to dla świętego spokoju, trzeba ją przeczytać. Rubaszne, wąsate poczucie humoru, które ma być ratunkiem na literacką płaskość opowieści, tak naprawdę tylko ją pogrąża.
tekst | Dominika Charytoniuk