MORCHEEBA

ICH NAZWA TO ZASZYFROWANE OKREŚLENIE MARIHUANY. MIMO TO, A MOŻE WŁAŚNIE DLATEGO, SPRZEDALI SIEDEM MILIONÓW PŁYT. WŁAŚNIE WYDAJĄ NOWY KRĄŻEK, A SEKSOW-NYM SINGLEM DOMAGAJĄ SIĘ MIŁOŚCI. MOGĄ BYĆ PEWNI, ŻE JĄ DOSTANĄ. TRUDNO NIE KOCHAĆ MORCHEEBY

 morcheeba

Historia grupy zaczyna się jak jedna z wielu. Impreza, przypadkowe spotkanie, akurat dwóch uzdolnionych braci poszukuje wokalistki do zespołu. Poznają Skye Edwards (naprawdę nazywa się Shirley Klaris Yonavieve Edwards) i z miejsca rekrutują. Kapela oczywiście staje się sławna i osiąga międzynarodowy sukces. Czyli opowieść z serii tych, o których fani czytają w magazynach muzycznych, ale nigdy nie doświadczają na własnej skórze. Niewyobrażalne wydaje się również to, że Skye z muzyką nie miała za wiele do czynienia. Studiowała na London College of Fashion, projektowała i szyła wytworne suknie, a śpiewała tylko hobbystycznie. Pisała też wiersze. Równie dużym uczuciem darzyła boks, w co akurat trudno uwierzyć, słuchając subtelnego „Otherwise”, chwytliwej „Rome Wasn’t Built In A Day” albo lirycznego „Blindfold”. Do wizerunku walecznej i hardej laski bliżej jej na „Who Can You Trust?” (1996), pierwszym krążku grupy. Zespół bowiem nie od razu wypłynął na szerokie wody popu. Na debiucie zaprezentował mroczny trip hop, który w twórczości Morcheeby już nigdy się nie powtórzył. Płyta niepokojąca, cierpka i wymagająca. Nie mogła odnieść sukcesu, za to okazała się waż- nym punktem w działalności ambitnych braci Godfrey (Paul i Ross). Mimo że to Edwards od początku przyciąga najwięcej uwagi, to właśnie oni są reżyserami globalnego powodzenia Morcheeby oraz równego arty- stycznego poziomu. Po odejściu Skye w 2003 roku wszystko mogło się sypnąć (tak naprawdę wokalistka została relegowana z zespołu, Godfreyo-wie powołali się na muzyczne i osobiste różnice). Ale nie. Łysole szybko się pozbierali i już w 2005 roku nagrali „The Antidote”. Do składu dołączyła Daisy Martey (znana wcześniej z Noonday Underground), która płynnie weszła w buty poprzedniczki. Sama muzyka zaś zyskała nową jakość i niewiele w niej było słychać tęsknoty. Dobrą passę próbowali podtrzymać kombi-nowanym „Dive Deep”. Romans z Martey potraktowali wyłącznie jako one
night stand (o wiele mocniej wydymali niejaką Jody Sternberg, która wypełniła jedynie lukę podczas kilku koncertów). Może zbyt pochopnie, bo zesta-wienie wielu wokali wypadło co najmniej nierówno. Na płycie zaśpiewali m.in. Judie Tzuke, Manda, Cool Calm Pete oraz Thomas Dybdahl.
Co robiła w tym czasie Skye? Nagrywała solowe płyty. Ale nie tylko.

Oferta pracy w HIRO

Lubisz tematy związane z muzyką, filmem, modą i chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


W 2004 roku wzięła udział w dwóch charytatywnych projektach: Children in Need, którego pomysłodawcą jest stacja BBC (zbiera pieniądze na rzecz niepełnosprawnych dzieci i młodzieży w Wielkiej Brytanii, od 1980 roku pozyskała 600 mln funtów) oraz Band Aid 20, kontynuacji działalności
Boba Geldofa wspierającej kraje trzeciego świata (Skye wraz z Chrisem Martinem, Bono, Dido, Paulem McCartneyem i kilkoma innymi artystami zarejestrowała odświeżoną wersję piosenki „Do They Know It’s Christmas”).
Ponadto współpracowała m.in. z Markiem Collinem z Nouvelle Vague, dla którego zaśpiewała covery słynnych filmowych przebojów, w tym „A View To A Kill” grupy Duran Duran. Pojawiła się na tribute albumie Johna Martyna (wykonała utwór „Solid Air”), a także w znanej amerykańskiej rozgłośni KCRW, gdzie dała pamiętny koncert i porwała się na Gorillaz. Miała też okres, w którym opowiadała o swoim życiu prywatnym, o trójce dzieci i pożyciu małżeńskim. W wywiadzie dla internetowego wydania „Daily Mail” zdradziła m.in. zawartość swojej lodówki, w której najwięcej
jest ryżowego mleka, owoców, czekolady i… resztek. Można w nim też wyczytać, że ma słabość do sushi, lubi sztuczne rzęsy, a czerwona szminka dodaje jej pewności siebie.Wszystkie te chwile z pewnością wspomina lepiej niż współpracę z wytwórniami. Do Los Angeles przeniosła się tylko ze względu na Atlantic Records
i komfortowe warunki nagrywania solowego debiutu. Na kilka miesięcy przed wydaniem „Mind How You Go” dała się jednak skusić mniejszemu labelowi, Korova. Zaraz po ukazaniu się drugiego singla, firma padła. Na ratunek przy-
szło Cordless Recordings, które również nie spełniło oczekiwań wokalistki (obecnie dla Cordless nagrywa m.in. Plan B).
Nasza bohaterka dała sobie więc na wstrzymanie i rozkręciła własny interes, Skyewards Recordings. Zupełnie przypadkowo stała się business woman. Problemy zniknęły i mogła skupić się na pielęgnowaniu kariery.
W sumie wydała trzy krążki. Ruszyła też w trasę koncertową. Lecz nie taką zwykłą. Tylko ona i Steve, jej mąż. Show oparte na gitarze akustycznej i okazjonalnie basie. Podróżowali vanem, w którym spali i spędzali większość wolnego czasu. Po każdym koncercie sprzedawali koszulki i płyty. Koczowni-cze życie trubadura spodobało się Skye na tyle, że chętnie by to powtórzyła.
Ale teraz za bardzo nie może, bo od 2010 roku ponownie śpiewa z Morcheebą. Wesołą nowinę obwieściło dociekliwe „New Musical Express”. Od tego czasu Edwards i bracia Godfrey wspólnie nagrali album „Blood Like Lemonade” (początkowo Skye miała zaśpiewać jedynie kilka utworów, ale uparła się, że nagra wszystkie). Paul, producent płyty, podkreśla nią powrót do dobrych czasów zespołu, do „Big Calm” z 1998 roku. Bo prawda jest taka, że historia pierwotnego składu grupy pamięta wiele nie najgorszych momen-tów. Późniejsze dwa wydawnictwa („Fragments of Freedom” oraz przebojowe „Charango”, oba znalazły się w UK Top 10), występ w roli gościa specjalnego na V Festival 2003 obok Red Hot Chilli Peppers, Coldplay, Foo Fighters, Ash, PJ Harvey i Queens Of The Stone Age, czy koncert na Trafalgar Square. W Napoli 250 tysięcy fanów śpiewało „Sto lat” dla Skye, zaś na festiwalu w Portugalii 80 tysięcy powtórzyło za nią ruch Travolty, który wykonywała przy „Shallow End”. Cała ekipa miała zaś okazję imprezować w towarzystwie Woody’ego Harrelsona i Alanis Morissette. Pewnie wtedy właśnie wypaliła naj-więcej tytularnego zioła. „MOR” to skrót od Middle of the Road” oznaczającego radiowy format, zaś „cheeba” to kolokwialne określenie marihuany.
Nie mniejszą bibą będzie występ przed obliczem papieża. Pod koniec roku odbędzie się Specjalna 20. Edycja „Italian Christmas Concert” w Rzymie, na którą Morcheeba otrzymała zaproszenie. Występ odbędzie się z towarzy-
szeniem orkiestry symfonicznej, na którą zostanie zaaranżowany utwór z solowej kariery Edwards, „Love Show”. Wcześniej jednak wyda nową płytę, „Head Up High”. Premierę przewidziano na 14 października. Na płycie znajdzie się dwanaście kawałków. Seksow-nym singlem „Gimme Your Love” zespół narobił sporych apetytów. Skyedawno nie była tak zmysłowa i pociągająca, a muzyka Godfreyów tak sensualna. Obrany kierunek wydaje się więc jak najbardziej słuszny. Sami muzycy są z niego zadowoleni i deklarują pełną dumę z ósmego w dyskografii Morcheeby, a szóstego nagranego z Edwards, krążka. Fani już zacierają ręce. Zespół zawsze mógł liczyć na ich niezwykłą przy-chylność, o czym dobitnie świadczy jedna cyferka – 7 mln. Tyle płyt na całym świecie sprzedała Morcheeba. Po trzyletniej przerwie „Head Up High” zapo-wiadane jest z prawdziwym namaszczeniem i rysuje się jako najważniejsza
premiera tegorocznej jesieni.

 

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News