W mediach co jakiś czas powracają informacje o badaniach nad pigułką antykoncepcyjną dla mężczyzn. Jej najnowsza wersja zdaje się omijać najbardziej niepożądane skutki uboczne – ryzyko trwałej niepłodności i zaburzeń hormonalnych, jednak wciąż budzi skrajne emocje.
Szczęśliwym rozwiązaniem okazuje się być rezygnacja z manipulacji hormonami. Najnowsza wersja „męskiej” pigułki nie zawiera hormonów, lecz substancje o nazwach gamendazole i JQ1. Ta pierwsza nie dopuszcza do pełnego dojrzewania plemników jeszcze w najądrzach, a JQ1 powoduje że plemniki nie dostają się do ejakulatu. Nie dochodzi więc do produkcji martwych plemników lub zapobiegania wytryskowi, co przeraża panów możliwą nieodwracalnością tych zmian lub obniżeniem libido. Tymczasem ładunek zamiast niszczony, może być bezpiecznie rozbrajany.
Obie substancje znajdują się dopiero w fazie testów na zwierzętach i laboratoryjnego udoskonalania. Powszechna dostępność pigułki dla mężczyzn to wciąż dla nas przyszłość, ale już nie science-fiction. Każda kobieta zażywająca antykoncepcję hormonalną wie, że nie jest to łatwa sprawa i że może się wiązać z wieloma skutkami ubocznymi, jak choćby spadek libido.
Główną przeszkodą w zdobyciu popularności takiego środka wydaje się być wciąż obecny w naszej kulturze kult macho oraz nieprzyzwyczajenie panów do podejmowania tych tematów. Przecieki z badań prowokują dyskusję o odpowiedzialności w związku i podziale obowiązków. Tego typu rozwiązanie wydaje się być idealne także dla facetów nie będących entuzjastami stałych związków. Bezpieczniej strzelać ślepakami, niż zakładać kamizelkę kuloodporną.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
tekst | Karolina Rospondek