Marc Jacobs: od frajera do dyktatora

Mężczyzna w okularach i marynarce, a obok mężczyzna w dopasowanej białej koszuli

Seksbomba. Kreator stylu, smaku i skandalu. Mistrz liftingów. Genialny autokreator czy postać z bajki o spełnianiu własnych marzeń i samorealizacji? Na jego temat więcej jest pytań niż odpowiedzi, bo swoją karierę zbudował nie tylko na wielkim talencie, lecz również na wielkim niedopowiedzeniu. Można o nim napisać chyba wszystko, ale jedno jest pewne – Marc Jacobs to prawdziwy superHIRO.

Czasy bez liftingów
Urodził się w typowej mieszczańskiej rodzinie w Nowym Jorku, a nie w Szkocji, jak wielokrotnie powtarzali mało rozgarnięci dziennikarze niektórych portali plotkarskich, łącząc jego zamiłowanie do kiltów z rzekomym pochodzeniem europejskim.

Pierwszy raz zetknął się z modą jeszcze jako nastolatek, pracując w małym nowojorskim butiku z awangardową odzieżą. Potem poszło gładko – prymus w High School of Art and Design, niekończące się nagrody począwszy od 1984 roku, a wreszcie zdobycie CFDA − jednego z najważniejszych wyróżnień dla młodych talentów.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Wtedy w świecie Jacobsa pojawia się Robert Duffy, z którym razem zakładają Jacobs Duffy Design Inc. Ponoć z Robertem łączyła go relacja nie tylko biznesowa, lecz żaden z nich nigdy wprost nie powie- dział, czy było coś na rzeczy. Do bajki trzeba dołożyć opowieść, którą Jacobs uwielbia powtarzać. Uczęszczając do Parsons School of Design, uszył swoją pierwszą kolekcję zaliczeniową. Wełniane sweterki. Dziergane na drutach. Uroczo.

Lifting pierwszy – nazwisko
W 1989 roku nawiązał współpracę z marką Perry Ellis, którą porzucił dwa lata później po zaprojektowaniu przełomowej – jak się powszechnie uważa – kolekcji w grunge’owym stylu, wzorowanej na zespołach z Seattle. Pięć lat później rozpoczął wydawanie autorskich kolekcji sygnowanych swoim nazwiskiem.

W pierwszych pokazach brały udział Naomi Campbell oraz Linda Evangelista, zgadzając się na pracę za darmo, co nie zdarzało im się często w latach największej świetności. W 2001 roku wypuścił kolejną serię swoich ubrań – Marc by Marc Jacobs. Kolekcję tańszą i bardziej codzienną, skierowaną – jak podkreśla – do młodych, niekoniecznie bogatych ludzi. Prócz tego razem ze swoim przyjacielem i wspólnikiem Robertem Duffym projektował specjalną linię koszulek, reklamowanych przez gwiazdy.

Kampanie wzbudzały kontrowersje nie tylko wachlarzem nazwisk – między innymi Victoria Beckham, Winona Ryder (zaraz po tym, jak próbowała ukraść sweter projektu Jacobsa) – ale również formą (celebryci biorący udział w projekcie są praktycznie nadzy) oraz prze- słaniem – całkowity zysk ze sprzedaży tych koszulek trafia do fundacji zajmującej się walką z rakiem skóry.

Lifting drugi – Louis Vuitton
W międzyczasie, w 1997 roku, Marc dostał telefon od Bernarda Arnaulta, prezesa LVHM, który zdecydował się powierzyć mu upadają- cą markę Louis Vuitton. Projektant o złotych dłoniach wprowadził radykalne zmiany do polityki marki i z luksusowego brandu, lecz dla star- szych pań, LV przeistoczyło się w uosobienie seksu i bogactwa.

Jacobs stworzył pierwszą w historii firmy kolekcję prêt-à-porter oraz wprowadził międzysezonową kolekcję „resort”. Do kampanii reklamowych zatrudnił tylko gwiazdy i wybitne model- ki. Jedyną kampanią, którą skrytykowały zarówno media, jak i odbiorcy, była ta z 2009 roku, gdy zaprosił do współpracy Madonnę. Szybko więc wymienił ją na o połowę młodszą i sto razy piękniejszą modelkę Larę Stone.

Madonna była wściekła, zwłaszcza po tym, jak Jacobs powie- dział, że zależało mu na zachowaniu świeżości, czego z pewnością nie można powiedzieć o plastikowych, wyretuszowanych zdjęciach Madge. W końcu każda kobieta chciała mieć torebkę z logotypem LV, a każ- dy mężczyzna chciał mieć kobietę z przesyconych erotyzmem kampanii reklamowych marki. I był to przedsmak zmian, które miały nastąpić w samym bohaterze naszej bajki.

Lifting trzeci – wygląd
A zmiany były kolosalne. XXI wiek Marc przywitał w przetartych dżinsach, z przetłuszczonymi włosami, ze zbędnymi kilogramami, siedząc pewnie po ciemku w pracowni i dłubiąc następne wzory. Ubierał najpiękniejszych, a sam wstydził się spojrzeć w lustro.

Dekadę skończył jako symbol seksu, opalony obiekt pożądania większości innych mężczyzn tej samej orientacji oraz grona kobiet, o czym dobitnie świadczą rankingi powodzenia, w których zajmuje jedno z czołowych miejsc. I okładki, na których pręży muskuły i odsłania tatuaże. Radykalna zmiana aparycji kosztowała go z pewnością dużo pracy – Jacobs przyznaje się do przeszczepu włosów („łysiałem!”), intensywnych treningów oraz diety organicznej. A do czego się nie przyznaje? To nieważne. Ważne, że – jak sam podkreśla – „dbanie o siebie mnie uszczęśliwia”. Nas uszczęśliwiają półnagie zdjęcia z wakacji.

Lifting czwarty – wizerunek
Zadbał o wygląd, zaniedbał wizerunek. Wszyscy pamiętają incydent z września ubiegłego roku. Po afterparty pokazu kolekcji Jacobsa Robert Duffy umieścił na swoim Twitterze dwa zdjęcia. Pijanego Jacobsa i anonimowego nagiego mężczyzny, który o umieszczeniu tego zdjęcia nic nie wiedział. Dowiedział się następnego dnia od swojej żony.

Rano konto Duffy’ego zostało skasowane, golas został przeproszony, a Robert tłumaczył, że Marc nie był pijany tylko oszołomiony pozytywnymi reakcjami na swoją kolekcję oraz zwyczajnie szczęśliwy. Duffy został pewnie ostro zbesztany przez „szaloną matkę” – jak jest nazywany przez niego Jacobs, gdyż temat używek jest tematem drażliwym u projektanta. Tajemnicą poliszynela pozostaje fakt, że Jacobs lubił kiedyś ostro się zabawić, co przypłacił potępieniem Anny Wintour (która mimo wszystko jest jego wielką fanką) oraz dwukrotnym przymusowym odwykiem od narkotyków i alkoholu w 2007 roku.

Może właśnie fakt nadużywania różnych środków był przyczyną zadziwiającego zejścia się w 2006 roku już topowego wtedy projektanta z aktorem porno i chłopcem do towarzystwa Jasonem Prestonem. Mówiło się o zaręczynach, o rozstaniach i powrotach, w końcu temat rozrywkowego chłopca ucichł, bo pojawił się nowy. Lorenzo Martone jest brazylijskim dyrektorem reklamowym, pozna- li się na początku 2008 roku. Wakacje spędzili już razem na wyspie Sao Paulo, gdzie podobno się zaręczyli.

W sierpniu 2009 roku rzekomo wzięli ślub w Provincetown (lub na wyspie St. Barths − wersje są różne), na który nikogo nie zaprosili. Prawo stanowe nie zezwala na śluby par homoseksualnych w stanie Massachusetts, a sami bohaterowie nie rozwijali tego wątku o sprawy formalne. Skupili się na wzajemnych uczuciach. Wszystko wyglądało cudownie, mieszkali razem na Manhattanie w apartamencie za 13 milionów dolarów i nic nie zapowiadało upadku. A jedna. Latem ubiegłego roku Lorenzo na swoim Twitterze napisał, że para rozstała się 2 miesiące wcześniej.

LVHM bardzo dużo pieniędzy i wysiłku przeznacza na chronienie kultowego logo Louis Vuitton. Nie zawsze im wychodzi, przykładów nie trzeba daleko szukać, widać je również na polskich ulicach. Nie przysłużył się marce egzotyczny konflikt, w który swego czasu uwikłał się Jacobs. Otóż macedońska gwiazda drag queen, niejaka Boki 13, wykorzystała bezprawnie logo LV w jednym ze swoich teledysków.

Projektant niezwykle zaangażował się w potępienie Boki, zapewniając jej bezbłędną promocję a sobie kolejną łatkę ekscentryka. Marc bardzo stara się naprawić swój wizerunek i chyba trochę się wstydzi burzliwego życia osobistego, bo w wywiadach lubi podkreślać swoją przyjaźń ze wspaniałą, ale jakże zachowawczą Sophie Coppolą oraz najwierniejszym ze współpracowników – Robertem Duffym. Lubi wypuszczać informacje typu „uwielbiam słuchać Sonic Youth” czy „uwielbiam spaceryz psem”.

Podkreśla, że ceni proste życie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby z częstotliwością raz na kilka miesięcy nie wychodziły na światło dzienne coraz to nowe smakowite dla prasy bulwarowej kąski.

Jacobs po transformacji z nieatrakcyjnego komputerowca w ociekającego seksem zwierzaka dalej eksperymentuje, pragnąc pozostać w głównym nurcie i stawia pod znakiem zapytania pojęcie męskości i kobiecości, występując na okładce półrocznika „Industrie” w kobiecym ubraniu lecz z charakterystycznym dla siebie lekkim, trzydniowym zarostem. I jeszcze ten podpis – „Mrs. Jacobs”.

No właśnie – co o nim wiadomo na pewno? Nic. Nawet na pytanie o inspiracje dla kolekcji notorycznie odpowiada „Nie wiem”. Wszyscy spekulują na temat, a on uparcie prowadzi politykę dezinformacji. I to nam się podoba!

Tekst: Pat Chilewicz

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News