Niektórzy studenci szkół projektowania ubioru zakładają własną markę tuż po zaprezentowaniu kolekcji dyplomowej. Inni wolą poczekać kilka lat, zdobyć doświadczenie podczas stażu i dopiero wtedy rozpocząć pracę pod swoim nazwiskiem. Właściwie każda z tych metod ma swoje plusy i minusy i nie sposób jednogłośnie stwierdzić, która z nich jest lepsza. Cynthia Mak zdecydowała się akurat wybrać tę drugą.
W 2010 roku z wyróżnieniem ukończyła londyńskie Central Saint Martins. Już wtedy docenił ją włoski Vogue, umieszczając na swojej liście nowych talentów. Zdecydowała się jednak opóźnić stworzenie własnej marki o kilka lat i zdobyć bardziej praktyczne doświadczenie w istniejących już domach mody. Mak może dzięki temu pochwalić się naprawdę imponującą listą: Alexander McQueen, Vivienne Westwood, Lane Crawford i jeszcze kilka innych nazwisk, które jakby nie patrzeć, brzmią zachęcająco.
Po kolekcji wiosna/lato 2015 widać, że w Cynthii drzemie potencjał, którego z jakichś powodów nie wykorzystała w całości. Już intryguje, jednak czuć, że stać ją na więcej. Delikatnie pudełkowe fasony, ciekawa asymetria i printy aż proszą się o rozwinięcie, co miejmy nadzieję wydarzy się w przyszłym sezonie. Jak pisze sama Mak, w swojej marce chce połączyć grafikę z modą (właśnie projektowaniem nadruków zajmowała się podczas stażu u McQueena, dlatego warto na nie czekać).
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
A może jest to celowy zabieg ze strony Cynthii, która po prostu nie chce pokazywać wszystkiego od razu? Miejmy nadzieję, że włoski Vogue się nie pomylił. Jedno jest pewne – ta dziewczyna ma talent.
Tekst | Małgorzata Mitura