List miłosny do Amy Adams

Napis love na kartce napisany piórem

Gdybym mógł być kobietą jeden dzień, pewnie byłbym Lois Lane… zagraną przez Amy Adams. Tyle o dziennikarzach wiem, jestem jednym z nich…

Powracamy do listu miłosnego Michała Hernesa sprzed kilku lat.

List miłosny do Amy Adams

Droga Amy,

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Przeczytałem gdzieś, że uwielbiasz kobiety pracujące w mediach. Cenisz je za spryt i błyskotliwość. Pół żartem, pół serio mówiłaś, że zawsze noszą świetne okulary i spódnice ołówkowe, które ubóstwiasz. Dlatego z przyjemnością przyjęłaś rolę w „Człowieku ze stali”. Nie miało dla Ciebie znaczenia, że pojawienie się na planie tego filmu, zaraz po zagraniu w „Mistrzu” Paula Thomasa Andersona, było dla Ciebie uczuciem nieco surrealistycznym. Szczególnie, że ta rola odbiegała od wszystkich, w które się wcześniej wcielałaś. Była też bardziej wymagająca, niż się spodziewałaś. Mimo to świetnie wywiązałaś się z postawionego przed Tobą zadania. Lois w Twoim wykonaniu to prawdziwa dziennikarka ze stali, której Monika Olejnik mogłaby najwyżej czyścić buty, a Anita Gargas – uczyć się od niej zasad dziennikarskiej etyki. Ta postać jest nie tylko równorzędną partnerką dla Supermana, ale miejscami wręcz kradnie mu show. Gdybym mógł być kobietą jeden dzień, pewnie byłbym Lois Lane… zagraną przez Amy Adams. Tyle o dziennikarzach wiem, jestem jednym z nich. Nie mogę się więc doczekać, jaki będzie dalszy rozwój tej postaci. Zwłaszcza, że komiksowa Lois specjalizuje się w judo i karate. Dla Ciebie świetnym rozwiązaniem mogłaby być krav maga. W komiksie Lane bywała także Superwoman albo nawet Królową Insektów. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś poszła którąś z tych dróg. Co prawda zdaję sobie sprawę z faktu, że nie postrzegasz siebie jako superbohaterkę i dlatego Lois jest zwykłą śmiertelniczką. Rozumiem, że pozwala Ci się to z nią identyfikować, ale wierzę, że zmienisz jeszcze zdanie, traktując to po prostu jako kolejne wyzwanie. Zwłaszcza że kochasz filmy akcji. Naprawdę cieszę się, że to właśnie Tobie powierzono tę rolę. Nie wybaczyłbym Zackowi Snyderowi, gdyby postawił przykładowo na Katie Holmes, jak Christopher Nolan w „Batmanie: Początku”. Swoją drogą, ciekawi mnie, czy pojawiając się niegdyś gościnnie w jednym z odcinków „Tajemnic Smallville”, spodziewałaś się, że historia niejako zatoczy koło.
Czasem, patrząc na Twoją grę, odnoszę wrażenie, że jesteś Zaczarowana, ale tak naprawdę to Tobie zdarza się czarować widzów – Twoim talentem, wdziękiem osobistym i naturalnością. Jeśli jakaś dziewczyna kiedykolwiek będzie chciała spełnić moją fantazję – tak jak to miało miejsce w serialu „Przyjaciele” z fantazją o księżniczce Lei – poprosiłbym ją, by przebrała się w eleganckie okulary i spódnicę ołówkową, a następnie poszedłbym z nią… do muzeum lub opery. Nie ukrywam, że swoją rolą w „Wątpliwości” sprawiłaś, że oczarowała mnie postać… zakonnicy. Z wielkim zainteresowaniem czekam na film o Janis Joplin. Kiedy dowiedziałem się, że zagrasz w nim główną rolę, przypomniałem sobie – niczym bohater „Przez ciemne zwierciadło” Philipa Dicka – że impresario tej piosenkarki dawał jej od czasu do czasu tylko po kilkaset dolców, bo ze względu na uzależnienie nie mogła dostawać więcej z tych pieniędzy, które zarabiała. Potem usłyszałem w głowie jej piosenkę „Wszystko jest samotnością” i tym bardziej zapragnąłem zobaczyć tę filmową produkcję.
I pomyśleć, że kiedy trzynaście lat temu zagrałaś w „Szkole uwodzenia 2”, wydawało się, że jesteś skazana na występy w młodzieżowych serialach i kiczowatych horrorach pokroju „Psycho Beach Party”. Przełom nastąpił wraz z Twoim wyrazistym występem u boku Leonardo DiCaprio w „Złap mnie, jeśli potrafisz” Stevena Spielberga. Trzy lata później urzekłaś wielu krytyków i widzów rolą w komediodramacie „Świetlik”, za którą nominowano Cię do Oscara. „Wcielając się w tę rolę, miałam poczucie niezależności” – wspominasz. „Nie
czułam presji związanej z jakimikolwiek konsekwencjami. Nie tylko nie byłam pewna, czy ktokolwiek ten film obejrzy, ale przede wszystkim, czy w ogóle będę kontynuowała swoją przygodę z aktorstwem” – wyznałaś.
Na szczęście stało się inaczej i nastąpił progres, bo trudno nazwać inaczej Twój dwukrotny występ u boku takich aktorskich potęg jak Meryl Streep i Philip Seymour Hoffman. Co prawda Oscar czterokrotnie przeszedł Ci koło nosa, ale wierzę, że to tylko kwestia czasu. Tymczasem zdarza Ci się zapominać, kim jesteś i jaka jesteś sławna. „Wciąż wydaje mi się, że jestem biedną dziewczyną z Kolorado, która ma trzy prace, żeby kupić sobie samochód” – wyznajesz.
„Ciągle mam taką mentalność i idąc ulicą mogę się zapomnieć, a kiedy ktoś do mnie podejdzie i będę się zastanawiała, skąd go znam, po chwili uświadomię sobie, że przecież się nie znamy” – dodałaś. Wielu dziennikarzy podkreśla, że tę skromność i normalność widać na pierwszy rzut oka, gdy tylko się Ciebie widzi. Dodają, że jesteś otwarta, ciepła i bardziej skoncentrowana na komforcie gościa niż swoim. Zdarza Ci się powiedzieć komuś takiemu, żeby nie siedział w danym miejscu, bo wówczas oślepia go słońce. I jak tu Cię nie kochać?
Szczęśliwym zrządzeniem losu, po rolach w „Świetliku” i „Zaczarowanej” nie zaszufladkowano Cię w tego typu filmach. Duża w tym zasługa intuicji znakomitego reżysera, Davida O. Russella, który powiedział Ci, że nie jesteś typem księżniczki i że musicie coś z tym zrobić. Zaangażował więc Cię do roli w kapitalnym filmie „Figther”. Popisowo wcieliłaś się w nim w postać barmanki Charlene. Jeszcze bardziej piorunujący był Twój występ w „Mistrzu” Paula Thomasa Andersona, w którym zagrałaś żonę tytułowego hochsztaplera, Lancastera Doda. Wstrząsająca jest zwłaszcza scena, w czasie której masturbujesz swojego
filmowego męża. Opowiadałaś potem, że ten fragment od początku znajdował się w scenariuszu i że to jedna z Twoich ulubionych scen, ponieważ pozwoliła Ci zrozumieć, kim jest Twoja bohaterka. Twoim zdaniem ta scena na długo zapadnie ludziom w pamięć. I prawdopodobnie masz rację. Na koniec tego listu mam do Ciebie małą-wielką prośbę. Jeśli kiedykolwiek powstawanie film o wybitnej polskiej pisarce, Zofii Nałkowskiej, bardzo chciałbym, żebyś zagrała w nim główną rolę. Albo byś wcieliła się w amerykańską pisarkę SF, Alice Sheldon, która tworzyła pod pseudonimem James Tiptree Jr, a w młodości dużo podróżowała po świecie. Później zaciągnęła się do United States Air Force i zaczęła pracować jako analityk w wywiadzie wojskowym.
Choć była biseksualna, to w wieku siedemdziesięciu jeden lat popełniła samobójstwo wraz ze swoim śmiertelnie chorym mężem. Uważam, że to rola w sam raz dla Ciebie. O występie u Larsa von Triera nie wspominając.

P.S. Proszę się nie przejmować tym listem i tą małą obsesją. Nie mam w sobie aż tyle samozaparcia, jakim zaimponowała mi – grana przez Ciebie – Lois Lane w czasie intensywnych poszukiwań tytułowego bohatera „Człowieka ze stali”. Jednocześnie muszę przyznać, że okładka magazynu „Inteview”, na której uwieczniono Cię wspólnie z grającym Supermana Henrym Cavillem, nie tylko prezentuje się seksownie, tajemniczo i intrygująco, ale przede wszystkim – robi piorunujące wrażenie. Byle tak dalej!

Z poważaniem,
Michał Hernes

Zobacz też: Nowy film dokumentalny o Janis Joplin

Nowy film dokumentalny o Janis Joplin

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News