Bezpretensjonalna, pełna delikatnego humoru i mądrości życiowej – bynajmniej nie z podręczników psychologii. Slash, który dotyka problematyki LGBT, zaciekawi każdego bez względu na wiek, komu bliskie są tolerancja i nie narzucanie nikomu własnej wizji świata.
Nigdy nie nastawiałam się na to, że będę pisać o „młodzieży LGBT”. To wyszło przypadkiem. Zastanawianie się nad swoją orientacją / tożsamością jest po prostu jednym z ważnych, a mocno zaniedbanych przez mainstreamową literaturę elementów dorastania. W moim własnym odczuciu piszę po prostu o młodzieży, bo przecież obok Tośka i Leona są także ich koleżanki i koledzy ze swoimi własnymi problemami. Tosiek i Leon też mają troski najrozmaitszego kalibru, ich nieheteronormatywność jest tylko jedną z ich cech, poza nią tak jak inni martwią się maturą, mają swoje hobby i ambicje – mówi Natalia Osińska, autorka książki.
Poniżej, zamieszczamy fragment książki Slash z rozdziału XIV
– Wchodzimy, wchodzimy, pajączki – usłyszeli za sobą pogodny głos. Ale to nie była Zosieńka. To Kawecka, podzwaniając kluczami, otwierała drzwi sali.
– My tu zaraz mamy WDŻ – uprzedziła ją Emilia.
HIRO Technologia. Porównanie Sonos ACE i AirPods Max.
– Wiem, przyszłam na zastępstwo – odparła Kawecka z przymilnym uśmiechem nauczyciela, którego skazano na zajęcia z nieznaną klasą. – Wasza pani jest chora. Zmieścicie się wszyscy?
Połączone siły humanistów i przyszłych eskulapów zajęły wszystkie możliwe ławki pracowni, ale i tak brakowało miejsca.
Leon z Tośkiem i Zuzą stłoczyli się przy jednej dwuosobowej ławce. Część młodzieży przysiadła na parapetach, a pewna para w ostatnim rzędzie zdecydowała się zająć wspólnie jedno krzesło. Kawecka udała, że tego nie widzi. Opuściła wzrok na gruby skrypt i zaczęła go wertować z wyrazem konsternacji na twarzy.
– Czego was już z tego nauczono, żuczki?
– Żeby się szanować – doleciało z ostatniej ławki.
Chichot przeleciał po sali.
– To bardzo ważne – mruknęła Kawecka. – Coś jeszcze?
– Żeby nie miąć kwiatków – dodał jakiś dryblas z pierwszego rzędu.
– I żeby nie wchodzić do sieci, bo tam same świństwa są– przypomniał sobie Tosiek i ukradkiem wyjął telefon.
– I że wszyscy chcemy mieć dzieci, tylko jeszcze o tym nie wiemy – dodała Emilia z ławki obok.
– To wspaniale – ucieszyła się Kawecka. – Jesteście zatem świetnie przygotowani do założenia rodziny – Zamknęła skrypt. – No, to kto pierwszy zakłada?
Skonsternowana młodzież popatrzyła po sobie, nie bardzo rozumiejąc pytanie.
– Ale teraz? – padło z sali.
– Tak, pytam, kto zamierza założyć w najbliższym czasie podstawową komórkę społeczną – potwierdziła Kawecka z pewnym zniecierpliwieniem.
Odpowiedziało jej ponure milczenie maturzystów.
– Nikt? – upewniła się Kawecka, przysiadając na biurku, jak to zwykła często robić na swoich zajęciach z biol-chemem, po czym przypomniała sobie o powinnościach pedagoga i z ciężkim westchnieniem wstała. – Więc pewnie nauczyliście się też, jak NIE zakładać rodziny?
– Będziemy to mieli w przyszłym semestrze, pani psor – wyjaśnił jakiś bardziej zorientowany uczeń.
– Dla niektórych może być już za późno – mruknęła Kawecka, rzucając zatroskane spojrzenie na parę z ostatniej ławki. – Zresztą kto wie, czy starczy na to czasu w przyszłym semestrze. Czas przed maturami tak przyspiesza. – Odwróciła się tyłem i nasmarowała na tablicy rozległą, trochę koślawą tabelkę. – Ja przepraszam, jeśli trochę wyjadę poza program, ale informacje w waszym podręczniku są nieco przeterminowane…– usprawiedliwiła się ze skruchą i sprawdziła datę wydania skryptu. – Tak gdzieś o dekadę. Tu powpisujemy wszystkie środki… Tu skuteczność… Tutaj, kto stosuje… Bo nie oszukujmy się, dziewczyny, większość tego balastu będzie na naszej głowie… Dobrze. Kto ma jakieś propozycje, niech zgłasza.
– Nie notujesz? – spytał półgłosem Leon.
– Po co – burknął Tosiek znad ekranu z fanfikiem. – Sama powiedziała, że to dla bab.
Leon otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po namyśle wycofał się z tego pomysłu i sięgnął po zeszyt. Starannie przerysował tabelkę z tablicy i zaczął ją uzupełniać. Tosiek udawał, że tego nie widzi, ale w końcu nie wytrzymał i zerknął przez ramię.
– Jakie śliczne pismo – mruknął złośliwie.
– Staram się – niezrażony Leon kaligrafował z uwagą wartości procentowe. – Może ktoś zechce kiedyś pożyczyć ode mnie te notatki.
– Pff – sarknął Tosiek i utkwił wzrok w telefonie.
Nie tylko on bojkotował cenną wiedzę, notowały głównie dziewczyny i to one zadawały pytania. Męska część klasy parskała przyciszonym rechotem i trącała się łokciami.
– Już, już, spokojnie, teraz będzie fragmencik dla panów – pacyfikowała ich Kawecka, niezmordowanie skrobiąc markerem po tablicy.
– Słyszysz? – mruknął Leon.
– Dasz mi już spokój? – wysyczał Tosiek wściekłym szeptem i skrzywił się, jakby każdą minutę lekcji okupywał wielkim cierpieniem.
– Pani psor, czemu nie sto procent skuteczności? – zdenerwował się dryblas z pierwszej ławki. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek i nikt nie potrafi wyprodukować czegoś, co działa?
– Czynnik ludzki – wyjaśniła cierpko Kawecka, nie odwracając się od tablicy. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a niektórzy wciąż mają problem ze zrozumieniem instrukcji.
– A – uspokoił się dryblas.
– No i trzeba pamiętać, że zawsze może się przyplątać jakieś choróbsko – westchnęła Kawecka, zakręcając marker.
– Nawet jak się to wszystko stosuje?!
– Niestety. Ale można w dużym stopniu minimalizować ryzyko! – pocieszyła go Kawecka z matczynym uśmiechem.
– Ale jak to – denerwował się dryblas.
Kawecka ożywiła się i z entuzjazmem przeskoczyła w dziedzinę naukową, w której czuła się najbardziej kompetentna.
– Taki na przykład Phthirius pubis, niby mały robal, a nim się obejrzysz, hyc-hyc!, przeskoczy. – Uśmiechnęła się z rozczuleniem, jakby opowiadała o małych puchatych króliczkach. – Typ Arthropoda – dorzuciła rzeczowo na użytek biol-chemu i zapisała im nazwę na tablicy. – Zrobi sobie gniazdko, jajeczka złoży, a jak to potem swędzi! Jakby człowiek usiadł gołą pupą na pokrzywie!
Dryblas z pierwszej ławki zawiercił się nerwowo i sięgnął po zeszyt.
– W skrajnych wypadkach przenosi się też na rzęsy, wyobrażacie sobie? Randka, trzymacie się za rączki, patrzycie sobie głęboko w oczy, a tu ups! – mrugają do ciebie takie małe weszki! – Kawecka chichotała serdecznie z własnego dowcipu.
Teraz już wszyscy notowali i nikt się nie śmiał. Tylko Tosiek krzywił się z niesmakiem.
– Ona tak zawsze?
– Stawonogi to jej ulubiony temat – mruknął Leon, notując pilnie wszystko jak leci.
– Cykl życia trwa około miesiąca, około siedemnastego dnia dochodzi do ostatniej wylinki – Kawecka ze smakiem rozwijała temat, dryfując coraz dalej od głównego zagadnienia. – W tym mniej więcej wieku nasza mała weszka podejmuje życie płciowe…
– A pani psor to ile miała wtedy lat? – palnął ktoś z ostatniej ławki.
Odgłos długopisów skrobiących po papierze nagle przycichł, wszyscy zastrzygli uszami. Biol-chem miał na twarzach wyraz zażenowania, humaniści popatrywali z ciekawością. Jak Kawecka zareaguje? Wkurzy się i zacznie ich łajać piskliwym głosem jak Zosieńka? Kawecką niełatwo było zbić z tropu. Przekrzywiła głowę, zastanawiając się uczciwie nad odpowiedzią.
Mrucząc, przeliczała coś na palcach.
– Trzydzieści jeden? – powiedziała niepewnie. – Nie, przepraszam, jednak trzydzieści dwa. Tak, trzydzieści dwa – rozjaśniła się, kiwając głową.
Skonfundowany szmerek w ławkach.
– Czemu tak późno? – przyciskał ten sam bezczelny głos.
– Wcześniej nikt mi się nie podobał – zachichotała Kawecka.
– A jak już się podobał, to nie był zainteresowany. Albo był zainteresowany, ale miał żonę. Zdarza się. – Spoważniała. – Dobrze, proszę młodzieży, bo zaraz dzwonek, zanotujcie sobie zadanie domowe: Zastanowię się, na ile samodzielnie podejmuję decyzję dotyczące swojego życia, a na ile ulegam wpływom innych. Tak do przemyślenia. Wszyscy zapisali?
Znudzony na śmierć Tosiek znów zaglądał Leonowi do zeszytu.
– Ohydne te wszystkie nazwy – ocenił z obrzydzeniem.
– Globu-co? Dobrze, że chociaż w fanfikach się o takich świństwach nie pisze.
– Może po angielsku ładniej brzmią – mruknął Leon z ironią.
Zniesmaczony Tosiek przypomniał sobie, że ma ostatni rozdział do przeczytania, i znów wetknął nos w telefon, ale coś widać nie dawało mu spokoju, bo Leon usłyszał, jak mamrocze do siebie znad ekranu:
– Co za głupoty! Zmarnowana godzina! Mógłbym się w tym czasie nauczyć tylu pożytecznych rzeczy!
Jeśli zainteresował Was fragment książki, to dodamy, że już jutro – 26 października 2017 w warszawskim BookBook odbędzie się spotkanie z Natalią Osińską. Start o 18:00! Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.