Lato z przebojem. Ranking wakacyjnych hitów wszechczasów

Trzech mężczyzn na tle błękitnego nieba

Wydaje się, że stworzenie wakacyjnego hitu jest proste jak lody na patyku. Krytycy muszą go znienawidzić, a rozpalona publika w najmodniejszych okularach przeciwsłonecznych – pokochać. Chwytliwy tekst najlepiej o miłości lub o zabawie, kilka nieskomplikowanych taktów oraz teledysk pełen nagości, młodości i świeżości – i jest, nasz Megahiro, przebój wakacji.

Kiedyś było prosto: w zimie śpiewało się w kozakach i kurtkach (na Zachodzie w futrach), a latem nieśmiało pokazywało się nogi czy też tors (na Zachodzie trochę śmielej). Dzisiaj gwiazdeczki pop rozbierają się przy -20 i przy +40, wszystko jest takie samo, a Madonna stała się kopią dziewczyn, które całe życie chciały być nią. Coraz trudniej jest wylansować piosenkę, którą nucono by od Kalifornii, przez Nowy Jork, do Moskwy czy też od Bałtyku do Tatr. Uczmy się z klasyki. Nie każdy z wymieniowych niżej utworów wychodził na singlu latem, ale każdy wraca jak bumerang na wakacyjne playlisty. Co czasem cieszy. A czasem nie.

1. „It’s Raining Man” Geri Halliwell

Geri powinno się postawić pomnik za to, że odczarowała fatalny oryginał fatalnych pań z The Weather Girls, które ubrane w wielkie barwne marynarki i satyny śpiewały o deszczowym mężczyźnie tak bardzo nieprzekonująco, że nie wywołały ani deszczu, ani mężczyzny, ani powszechnego zachwytu, w przeciwieństwie do Ginger Spice. Piosenka stała się hymnem ofermowatych singielek – dzięki wykorzystaniu jej w „Dzienniku Bridget Jones” i pamiętnej scenie bójki w deszczu.

2. „This Beat Is Technotronic” Technotronic

Utwór tej belgijskiej grupy co prawda najlepsze lata ma już za sobą, ale jego prostota i optymizm idealnie nadają się na letnie potańcówki. Grają go nawet warszawscy didżeje – wciąż! Trzeba również zaznaczyć, że jest to pierwszy kawałek house’owy, który przedostał się do masowej świadomości.

3. „You’re My Heart, You’re My Soul” Modern Talking

Klasyka, sztuczna opalenizna i równie nienaturalnie wybielone uśmiechy. Te romantyczne melodyjki rozgrzewały wasze mamy, nawet jeśli po latach nie będą chciały się do tego przyznać! Dziś prowokują już tylko oziębłą pobłażliwość i letnie sentymenty u starszych pokoleń.

4. „The Tide Is High” Blondie

Ten utworów ma już ponad 40 lat, ale trzyma się tak samo dobrze jak liderka grupy, która spopularyzowała słodki refren w oryginale wykonywany przez The Paragons. Doczekał się zresztą wielu coverów. Nikt jednak nie jest w stanie pobić Debbie Harry. Miłość dozgonna.

5. „Kids in America” Kim Wilde

Kim Wilde śpiewać specjalnie nie umie, aparycją też nie grzeszy, ale „Kids in America” naładowała energią tak, że wybaczamy niedociągnięcia natury. Obejrzyjcie klip do utworu, w którym radośnie podryguje bez rytmu. Aż chce się przytulić!

6. „The House of Rising Sun” The Animals

Jedna z najsłynniejszych ballad amerykańskich. W oryginale śpiewał ją Bob Dylan w roku 1961, lecz Animalsi są powszechnie uznawani za lepszych wykonawców tego utworu (nawet przez samego Dylana). Zapytaj tatę, czy przy ognisku wyciągał akustyka i na te rzewne wyznania zdobywał mamusię.

7. „No Woman No Cry” Bob Marley

Mówi się, że oficjalny współautor piosenki i przyjaciel Boba z dzieciństwa, Vincent Ford, nie miał dużo wspólnego ze stworzeniem jej. Ford wywodził się z biednej rodziny i mieszkał w getcie, a tantiemy z utworu dostarczyły mu środków na przeżycie. Zacny człowiek, ten Marley.

8. „Yes Sir I Can Boogie” Baccara

Utwór z pierwszej fali disco, rok 1977. 12 oficjalnych remiksów, wiele tygodni na listach przebojów. Wtedy – kompletny szał, erotyzm, wyzwolenie. Dziś – podział i artystyczny upadek Hiszpanek, które wegetują na listach przebojów, wydając nowe kompilacje starych hitów.

9. „Sunny” Boney M

Mało kto zdaje sobie sprawę, że ta wersja „Sunny” jest coverem piosenki niejakiego Boba Hebbsa z 1966 roku. Hit jest ograny na tyle, że doczekał się niemalże 20 oficjalnych przeróbek. Radosna kapela grywała na całym świecie, a ludzie chcieli być nimi, w nich i z nimi. Obecnie można ich spotkać w zapomnianych wakacyjnych kurortach, gdzie grają do kotleta, lub na festiwalach dla niemieckich emerytów.

10. „Life Is Life” Opus

Typowa historia zespołu jednej piosenki. Udało im się z „Life Is life”, potem przyszły gorsze czasy i odcinanie kuponów od przeboju. Utwór spodobał się wyjątkowo sportowcom – finlandzka drużyna hokejowa, Tappara używa go jako swojego hymnu, a w roku 1994 został on oficjalną piosenką mistrzostw świata w piłce nożnej.

11. „U Can’t Touch This” MC Hammer

Dziesięć milionów sprzedanych płyt, obowiązkowa pozycja we wszystkich kompilacjach zbierających przeboje lat 90. Stanley Kirk Burrell zamieszał nam w głowach w roku 1990. MC Hammer to przyjemność nie tylko muzyczna, ale i opdzieżowa. Pamiętacie klip i te spodnie z cyklu: „Przychodzi Alladyn na W-F”?

12. „Macarena” Los del Rio

https://www.youtube.com/watch?v=gwWRjvwlLKg

Mało kto słyszał o zespole Los del Rio, Antoniu Romero Monge czy Rafaelu Ruíz, a to właśnie ten zespół i ci panowie dopuścili się grzechu „Macareny”. Za spowodowanie bujania się wszystkich dzieciaków w szkołach, na podwórkach czy w domach, za spowodowanie powtarzania słów, których nikt z nasz przecież nie rozumiał, panów spotkała kara w postaci anonimowości. I dobrze.

13. „The Ketchup Song” Las Ketchup

Panny koszmarki, trzy siostry, które nazwały się tak, a nie inaczej ze względu na niejasne powiązania ich ojca z keczupem. Stworzyły taniec, który polegał na machaniu rękami pionowo i poziomo oraz powtarzaniu „asereche aha ehe”. Wszystkie były brzydkie, przygłupie, nieciekawe, no i ta niewyjaśniona do końca sprawa z keczupem…

14. „Kanikuły” Bum

Piosenka niczym nocny koszmar powraca do nas niespodziewanie i w coraz to gorszej formie. Stylizacje na zmianę na ruskich i na Hollywood powodują, że przełącza się utwór po pierwszym wygwizdanym takcie, który mimo wszystko znają wszyscy. Ale właściwie to przecież o to w tym chodzi.

15. „Dragostea Din Tei” O-Zone

Dzięki tej piosence Zachód dowiedział się o istnieniu takiego państwa jak Mołdawia, a Mołdawia zaczęła oswajać się z niestereotypowym wizerunkiem mężczyzn. Panowie robili wszystko, by zyskać miano najbardziej obciachowej piosenki wakacyjnej i udało im się znaleźć w czołówce.

16. „Chałupy Welcome To” Zbigniew Wodecki

Co prawda w Chałupach nie spotkamy już zbyt wielu nudystów, prędzej natrafimy na surferów oraz modną młodzież, ale Zbigniewa Wodeckiego nie da się zapomnieć. Trochę przez tańce, gwiazdy, reklamy i tygodniki telewizyjne, a trochę przez fatalne „Chałupy”, które świetnie podsumowują jego karierę.

17. „Mydełko Fa” Marek Kondrat

Ten hymn disco polo, który w zamyśle miał być pastiszem, lecz wyszedł daleko poza granice swego ograniczonego gatunku i zaczął rozpleniać się na terenie całego kraju. Nikt kto żyw, nie był w stanie uwolnić się od tej zarazy, która trwa do dziś. Natknąć się na nią można na każdym prawdziwym weselu.

18. „Zakręcona” Reni Jusis

Wszyscy razem w jednym tempie śpiewaliśmy tę piosenkę. Z perspektywy czasu jest ona okropnie infantylna, ale wtedy wyznaczała dobre trendy.

19. „Kobiety są gorące” Norbi

Debiutancki singiel, w którym Norbi śpiewa o tym, jak bardzo kobiety są gorące i właściwie o niczym więcej. Ze zdumieniem odkryliśmy, że wydał kilka płyt na przestrzeni ostatnich 15 lat. Apelujemy, by oddał się karierze w telezakupach, bo kanał zawsze można zmienić, a z melodią w głowie bywa różnie.

20. „Piechotą do lata” Bajm

Stary dobry Bajm. Beatka zaśpiewała po raz pierwszy „Piechotą do lata” w Opolu w 1978 roku. Pełną piersią i jak zawsze z pewnym niedopowiedzeniem, z pewną niejasnością w tekście. „I znów przyjdzie mi nosić przykrótkie sny – do lata, do lata, do lata…!”. Poezja.

21. PORADY

Co powinien zawierać idealny przebój, by stał się najgorętszym utworem lata? Poradnik dla aspirujących.

CHODŹMY, czyli przesłanie – koniecznie proste, niewykraczające poza maksymalnie trzy słowa. Najpopularniejsze to chyba: chodźmy się przespać, chodźmy się napić, chodźmy na imprezę (kolejność dowolna).
BOLOOCZ, czyli ból oczu – spowodowany miliardem kolorów w teledysku oraz szybkimi ujęciami (co nie ma nic wspólnego z wartką akcją wideo). Musi się dziać na tyle dużo, by widz nie zauważył zwykle kompletnego braku fabuły, a cenzura nie uchwyciła co bardziej roznegliżowanych ciałek.
HORMO N.Y., czyli seks w wielkim mieście – nagie, piękne, młode ciała wysmarowane lśniącym olejkiem, pławiące się w luksusach apartamentu, cudownej willi czy też błękitu basenu. To obowiązka sceneria wakacyjnego klipu. Pewien niesmak budzi fakt, że i sława, i seks są tam zwykle udawane.
SEXT, czyli seksowny tekst – najlepiej, gdy zawiera pojękiwania, stęki, westchnienia lub powtórzenia sylab (ej ej, aha aha, po po po, da da da itd.). Koniecznie musi zawierać przesłanie (punkt 1).
REFREN, czyli najważniejsza część każdego hitu, a zwłaszcza wakacyjnego – najlepiej gdy jest idiotyczny i zabawny, musi wpadać jednym uchem, a wypadać drugim, zanim zorientujemy się nad jego wątpliwą błyskotliwością.

Tekst: Patryk Chillewicz

Rate this post