Lato: dobra zabawa, wakacje. A jak wyglądało ostatnie przedwojenne lato? „Pokój z widokiem. Lato 1939” Marcina Wilka

Mężczyzna siedzący przy stoliku i okładka książki

Ostatnie przedwojenne lato różniło się od tych znanych nam współcześnie. Mało kto mógł wtedy marzyć o wakacyjnym odpoczynku.

Podróżowali oczywiście artyści, literaci, dziennikarze, a kurorty z roku na rok stawały się coraz nowocześniejsze. Ale nie wszędzie było tak kolorowo. Jak letnie miesiące 1939 roku spędzali nasi przodkowie?

Opisując ostatnie przedwojenne lato, Marcin Wilk zajrzał do Zakopanego, spędził trochę czasu w Gdyni, przyjrzał się Zaleszczykom, ale przede wszystkim zboczył z popularnych tras turystycznych. Przemierzając tereny Polski przedwrześniowej, postanowił dotrzeć do żyjących świadków epoki i wysłuchać ich opowieści o ostatnich tygodniach życia w pokoju.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Książka Pokój z widokiem. Lato 1939 wydana nakładem Wydawnictwa W.A.B. pojawi się w księgarniach już 5 czerwca. A my dzisiaj, dzielimy się z Wami przedpremierowym fragmentem!

CHŁOPAK Z SOSNOWCA

Martha Eggert, małżonka popularnego śpiewaka, nie jest w pełni zadowolona:

Wolałabym się w Warszawie inaczej zaprezentować, w Filharmonii lub Operze, ale jeżeli mi głos dopisze, zgodzę się przez wzgląd na FON – mówiła w wywiadzie opublikowanym pod koniec czerwca na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Bo przeziębiłam się trochę w drodze. Jeśli mi to minie do czwartku, zaśpiewam.

Czwartek wypada 29 czerwca. Wedle aktualnych prognoz z zachodu napłynęło właśnie kontynentalizujące się powietrze oceaniczne, co przełożyło się na zachmurzenie umiarkowane, z lokalnymi burzami i przelotnymi deszczami. Temperatura zbliża się do trzydziestu stopni. Przyda się parasolka do ochrony przed zwodniczym słońcem.

Mąż Martthy Eggert, Jan Kiepura, zajęty jednak jest czym innym.

Mam taki system lusterek, dzięki któremu dokładnie widzę moje struny głosowe, krtań, przełyk i tchawicę. Gdy dostrzegę na strunach jakie pęcherzyki lub wydzieliny, wpuszczam powolutku parę kropel specjalnej oliwy i jestem od razu znów w pełnej formie głosowej – mówi w wywiadzie „Ilustrowanemu Kurierowi Codziennemu”.

***

Przeziębienie w lecie? System lusterek, przez które ogląda się gardło? Owszem. Te dwie stać na wszystko. Długo na takie luksusy pracowali, a ostatnie lata były pasmem sukcesów. Zwłaszcza jego, który oczarował nie tylko Nowy Jork i Los Angeles, ale również najznamienitszych słuchaczy z wysokich sfer europejskich. Dość powiedzieć, że jeszcze niedawno był wielbiony przez niemieckich widzów jako gwiazda tamtejszego kina.

***

Jeszcze niedawno, czyli jakieś cztery lata temu. Teraz sytuacja się diametralnie zmieniła. O Kiepurze nie pisze się już dobrze. W Rzeszy traktowany jest jak gwiazda niewdzięczna, która bezczelnie zarobiła krocie na berlińskim rynku, a teraz odwróciła się plecami i szerzy do Niemiec niechęć. Trudno powiedzieć, czy tak rzeczywiście jest. Z drugiej strony, w lecie 1939 roku prasa hitlerowska od dawna nie jest wiarygodna.

Prawdą jest natomiast, że czwartkowy koncert Kiepura zaplanował tak, by dochód z imprezy trafił do Funduszu Obrony Narodowej. FON powstał w 1936 roku na mocy dekretu Prezydenta Rzeczypospolitej dla zasilenia środków, przeznaczonych na cele obrony Państwa, jak stanowił pierwszy punkt specjalnego rozporządzenia. Wpływy na FON można było uzyskiwać poprzez sprzedaż nieruchomości i ruchomości, albo poprzez dary i zapisy. „Ilustrowany Kurier Codzienny” systematycznie podawał sumę, jaką udało się zebrać dzięki ofiarności czytelników. 1 lipca – 119 289 złotych i 9 groszy, 25 lipca – 125 650 złotych 88 groszy.

***

Tego czwartku artysta rozpoczyna występy o godzinie 21.15. Obok śpiewaka pojawia się też Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod dyr. Czesława Lewickiego. Koncert jest transmitowany na falach radiowych. Jeśli więc do wielotysięcznego tłumu zebranego bezpośrednio na Rynku Starego Miasta w Warszawie doliczyć słuchających przed radioodbiornikami – można mówić o potężnej publiczności.

***

„Muzyczne manifestacje” – jak napisał następnego dnia reporter „IKaCa” – „rozpoczął Kiepura odśpiewaniem arii z Halki Moniuszki z towarzyszeniem orkiestry”. Zaraz potem pojawiła się żona artysty, Eggert. Ubrana w pelerynę z białych lisów wykonała z wielką finezją i artyzmem arie koloraturowe, które szczególnie się podobały.

Atmosfera wśród widzów podnosiła się nieustannie, osiągając kulminacyjny punkt po przerwie, kiedy Jan Kiepura odśpiewał z nadzwyczajnym przejęciem arię ze Strasznego dworu, a potem słynną pieśń Umarł Maciek, ustępując znowu miejsca swojej żonie .

W końcu obydwoje wykonali marsz turecki Mozarta.

W rezultacie znowu zebrano poważną kwotę, jaka miała tym razem zasilić Ligę Morską i Kolonialną. Propagująca morze i wszystko co z nim związane Liga była w owym czasie potężną organizacją zrzeszającą prawie milion członków. Kiepura od pewnego czasu fascynował się jej działalnością. Jeśli czytał organ Ligii, „Polskę na Morzu”, magazyn publikujący opowiadania i artykuły, być może jako patriota podzielał wiarę publicystów Ligii w Wielką Polskę, a właściwie w świetlaną przyszłość, jaka rysuje się przed ojczyzną.
Ale teoria i plany to jedno, a praktyka to drugie.

Na przykład podczas gdy w ciągu ostatnich lat wzrosły fundusze na zbrojenia i przekroczyły w sumie czterdzieści procent ogólnych wydatków państwowych, wciąż były niewielkie w porównaniu z innymi krajami, a zwłaszcza Trzecią Rzeszą.

W tym samym czasie, kiedy Polska wydała na cele wojskowe około 6,7 miliarda złotych (tj. od roku 1933/34 do chwili wybuchu wojny), Niemcy według oświadczeń Hitlera wydały na cele wojskowe 90 miliardów marek, to znaczy blisko 200 miliardów złotych, a więc prawie 30 razy tyle, co Polska – można przeczytać w 2018 roku na stronie internetowej o historii FON .

***

Wszędzie tam, gdzie pokazuje się artysta – czy to na Zagłębiu Karwińskim na Śląsku Cieszyńskim, gdzie prezentuje się przed górnikami w kopalni „Barbara”, czy to w Katowicach, gdzie podziwiają go przybyli z południowych stron kraju wielbiciele, czy to w Gdyni podczas obchodów Dnia Morza czy wreszcie w Poznaniu, gdzie występuje w „Carmen” pod dyrekcją Zygmunta Latoszewskiego, dyrygenta, który pełnił funkcję dyrektora Opery Poznańskiej – ludzie okazują serce i dzielą się przedmiotami oraz pieniędzmi. To budzi zawiść jeszcze niedawno przyjmujących z honorami Kiepurę Niemców i autentyczny podziw Polaków, przynajmniej sporej większości obywateli.

Na wszelki jednak wypadek artysta prosił – jak pisze w swojej książce biograficznej Wacław Panek – by o jego przyjeździe [do Poznania] nikt wcześniej nie wiedział. Żadnych tłumów pod dworcem, żadnych powitań. Dochód z występu śpiewak przeznaczył na Fundusz Obrony Narodowej. W tym czasie podszczypywacze Kiepury jakoś ucichli, widząc z jaką pasją zaangażował się w nasze sprawy, które co tu ukrywać, latem 1939 roku nie stały najlepiej.

***

Urodzony na początku XX wieku chłopak z Sosnowca przez pierwsze lata ledwie wiązał koniec z końcem. Rodowity Ślązak, utalentowany po matce-Żydówce, grającej na skrzypcach, z trudem odnajdywał się w wielkim świecie. Od początku wyróżniał się ambicją i determinacją. Gdy już na dobre rozkręcił karierę, pojawiał się na największych scenach z La Scalą i Metropolitan Opera na czele. Szybko stał się też osobą zamożną, właścicielem nieruchomości – w tym supernowoczesnego hotelu Patria w Krynicy. Nie szczędził przy tym grosza potrzebującym, wspierał ubogich, pomagał rodzinie, nie odmawiał udziału w społecznych akcjach. Powodzenie – które potem dzielił z żoną, węgierską aktorką i śpiewaczką Marthą Eggerth, nakręcał oryginalnym sposobem bycia, nonszalanckim stylem.
Popularność artystycznego małżeństwa wśród społeczeństwa polskiego, sympatia, jaką darzy szary człowiek ulicy swego rodaka i jego uroczą towarzyszkę życia, posiada istotnie charakter nie spotykany w stosunkach artystycznych. Jan Kiepura nie tylko mocą swego pięknego głosu tenorowego, nie tylko bajecznymi sukcesami światowej kariery koncertowo-operowej i filmowej wypracował sobie fenomenalny rozgłos u najszerszych sfer.

Co ważne, cenili go nie tylko przedstawiciele elity, ale również zwykli odbiorcy, tak zwany szary człowiek z ulicy, do którego serca Kiepura umiał podejść i który mu tym samem sercem odpłaca.

Tak było przynajmniej i jest w 1939 roku – bo wcześniej działo się różnie.

Na przykład 27 lipca 1935, gdy ambasador RP w Berlinie odbiera korespondencję od Poselstwa RP w Brukseli. Podpisany pod listem Dr. T. Jackowski pod hasło w sprawie wstawia temat – p. Kiepury i jasno stawiając sprawę, oświadcza, że artysta dotychczas nie przekazał tutaj sumy 3,500 marek niemieckich, o której pisałem w wspomnianym liście.

I dalej:

Z tego też powodu byłbym wdzięczny Panu Ambasadorowi gdyby zechciał wpłynąć na p. Kiepurę, aby wspomnianą sumę jak najszybciej tu przekazał, tak aby choć z opóźnieniem można jeszcze złagodzić nieprzychylne dla artysty nastroje tutejszych czynników dworskich, społecznych i poważnych sfer artystycznych.

Co to za suma? I kogo mógł obrazić Jan Kiepura? Dokumentacja zdeponowana w odpowiednich teczkach Archiwum Akt Nowych poniekąd wyjaśnia kulisy.

Otóż w maju 1935 roku w Brukseli Jan Kiepura miał dać koncert w wielkiej Sali Palais des Beaux Arts, a dochód miał być przeznaczony na cele dobroczynne – połowa dla Polskiego Komitetu Współpracy w Brukseli, a połowa na Oeuvre de Secours de S.M. la Reine. Artystę witano ze zrozumiałą wdzięcznością między innymi na Dworze Belgijskim i wśród tutejszych polskich kół urzędowych i społecznych. Koncert miał się odbyć 2 maja. Data nie była przypadkowa. Chodziło o wigilię polskiego święta narodowego i otwarcia Pawilonu Polskiego. W pewnym sensie wpisano koncert Kiepury do programu uroczystości oficjalnych, które miały związek z udziałem Polski w światowej wystawie w Brukseli.

Król Leopold III i Królowa Astrid przyjęli łaskawie tenora polskiego, w towarzystwie Ks. Karola Szwedzkiego, Ojca Królowej Astrid. Nie potrzebuję dodawać, że sala była wyprzedana do ostatniego miejsca, że przygotowane było przyjęcie z tej okazji w Poselstwie na stokilkadziesiąt osób na cześć p. Kiepury oraz inne przyjęcia na mieście – relacjonował w dokumentacji dyplomata.

Ale Kiepura wtedy nie dotarł. Przeziębił się.

Zaproponowano więc przesunięcie terminu na 8 maja. Król i królowa zgodzili się, i to mimo napiętego programu. Przybędą na koncert. Mało tego, będzie im towarzyszyć Następca Tronu Norweskiego i Jego Małżonka.

Niestety zdrowie Kiepury nie ulegało poprawie. Telegraficznie zawiadomił, że nie będzie mógł śpiewać.

Oczywiście tego rodzaju zmiana spowodowała tutaj dużo bardzo ambarasu i wprowadziła Poselstwo w trudną sytuację wobec Dworu Królewskiego. Również i ze strony dyrekcji Palais des Beaux Arts spotkaliśmy się z wymówkami, a wśród publiczności zaczęły się ujawniać przykre dla autorytetu artysty objawy niezadowolenia – stwierdzał miejscowy dyplomata.

Około 10 czerwca Kiepura zatelefonował osobiście. Wyjaśnił rzeczowo, że do końca miesiąca zamknie produkcję filmu, więc bez problemu może przybyć między 1 a 5 lipca. Poselstwo jednak wolało się upewnić, żeby nie narażać nikogo na zbędne i ponowne nieprzyjemności.

Gotowość na szczęście została osobiście potwierdzona, w związku z czym oświadczenie artysty natychmiast zakomunikowano tutejszym czynnikom, a mianowicie Wielkiemu Marszałkowi Dworu i Dyrekcji Palais des Beaux Arts .

Pozostało precyzyjne ustalenie terminu.

Sala była zajęta 1 i 2 lipca, a 5 były inne przeszkody. Stanęło ostatecznie na 4 lipca. Wysłano osobne pytanie. Kiepura odpisał niezwłocznie: …Jestem pewien, że data 4 lipca da się utrzymać wyjąwszy wypadek force majeur – Kiepura.

Lokalni dziennikarze, zazwyczaj życzliwie nastawieni do wszystkiego co polskie, okazywali sceptycyzm. Sposobami dyplomatycznymi udało się jakoś te wątpliwości rozwiać. Zapowiedziano poza tym raut na dzień przed wydarzeniem, 3 lipca. Już obiecali swoją obecność: premier van Zeelend, ministrowie Oświaty, Przemysłu i Handlu, dygnitarze dworscy, ambasador Laroche etc. Wreszcie przewidziane były różne przyjęcia na mieście z okazji przyjazdu wielkiego śpiewaka – podkreślało poselstwo.

Wszystko było dopięte, gdy wieczorem 21 czerwca sekretarz p. Kiepury zadzwonił, że znakomity śpiewak i tym razem nie może dać koncertu w przewidzianym terminie.

Bezpośrednim dowodem jest sprzeciw przedsiębiorstwa filmowego, z którym Kiepura współpracuje. Odmowa jest nieodwołalna i niepodważalna.

W kręgach poselskich decyzja wywołała przykre wrażenie i wielkie trudności. Poselstwo wyliczało przykre konsekwencje, wśród których na pierwszym miejscu umieszczono zawód uczyniony w ten sposób przez jednego z najsławniejszych artystów polskich jako niepomyślny dla naszego prestiżu. Poza tym przykrym jest fakt zlekceważenia autorytetu Monarchy Leopolda III, który – przez sympatię dla Polski – aż trzykrotnie przyjmował zaproszenia. Do tego dochodzą na przykład spore koszty. Do tej chwili wynoszące dwadzieścia tysięcy franków brytyjskich.

Co więc zrobić?

Poselstwo powołuje się więc na rozwiązanie analogiczne do tego, które kiedyś wybrano w przypadku paryskiego koncertu Paderewskiego, który odbyć się nie mógł ze względu na chorobę jego żony. Znakomity pianista samorzutnie złożył w ofierze około 100 000 franków francuskich. Teraz mógłby dokonać podobnie i Kiepura. A konkretnie:

Proszę zasugerować p. Kiepurze – pisze poselstwo – aby dał dowód swej ofiarności wobec tutejszego społeczeństwa belgijskiego i polskiego i przekazał 12 000 franków belgijskich na »Oeuvre de Secours de S.N. la Reine« i 12 000 franków belgijskich na Polski Komitet Współpracy w Belgji. Chodziłoby więc razem wziąwszy o stosunkowo niewielką sumę 44 000 franków belgijskich, czyli zaledwie o około 3.500 marek niemieckich, a więc o sumę, którą prawdopodobnie p. Kiepura uzna za niezbyt wygórowaną w stosunku do olbrzymiego jego powodzenia. Podpisano poseł dr Tadeusz Jackowski.

Czy i jak się rozliczył z belgijską krzywdą Jan Kiepura – tego korespondencja dyplomatyczna bezpośrednio nie wyjaśnia. Ważniejsze zresztą są sprawy, które nie pozwalały Kiepurze dotrzeć przed oblicze dostojników. To kinematografia niemiecka, której był pupilkiem. Do czasu. W 1939 roku, nie tylko rozjuszona propaganda hitlerowska – w akompaniamencie chadeckiej i endeckiej prasy – traktowała go już jako niezupełnie poważnego „Żydka z Sosnowca” .

***

10 lipca 1939 roku, Łódź.

Na stadionie Ł.K.S. odbył się wczoraj wieczorem wielki koncert Jana Kiepury, z którego całkowity dochód przeznaczony został na budujący się ścigacz województwa łódzkiego im. Wicepremiera Kwiatkowskiego – pisali reporterzy gazety.

Pogoda nie dawała gwarancji na sukces, ale na stadionie i tak pojawił się komplet, ponad dwadzieścia tysięcy słuchaczy. Na udekorowanej flagami narodowymi trybunie zajęli miejsca przedstawiciele lokalnej władzy. Na środku stadionu postawiono ścigacz, motocykl sportowy, który ponoć także brał udział w ostatniej defiladzie z okazji „Dni morza”. „Model ten stanowił zarazem podium, na którym ustawiono fortepian i dookoła którego zajęli miejsca honorowi goście, w bezpośrednim sąsiedztwie reprezentacyjnej orkiestry wojskowej”.

Artysta wjechał stojąc na stadion w otwartym aucie o godzinie 20:20 zapowiedziany fanfarami. Ubrany w biały garnitur wywołał dziki entuzjazm tłumu. Przejechał wzdłuż trybun, dziękując publiczności za owacje, po czym wszedł na podium.

Rozpoczął arią z opery Moniuszki Szumią jodły na gór szczycie. Następnie zaśpiewał szereg piosenek polskich, włoskich i francuskich. Łódź mogła się raczyć między innymi Umarł Maciek, umarł.

Koncert trwał do północy. Potem Kiepura wygłosił półgodzinną mowę, utrzymaną w stylu „chłopaka z Sosnowca”. Zabawiał nią publiczność do godziny 12.30 w nocy .

***

Wiele lat później Witold Nawrocki określi potem Kiepurę nowym typem gwiazdy, dotąd nie znanym, kulturze polskiej modelem artysty nowoczesnego, kapitalistycznego typu.

Zdjęcie wyróżniające: Jakub Celej

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News