Kulisy najbardziej kontrowersyjnej sesji Salvadora Dali

W 1951 roku Wasz ulubiony surrealista Salvador Dali, razem z fotografem Philippem Halsmanem, połączyli siły, by stworzyć jedną z najbardziej kontrowersyjnych sesji zdjęciowych.

Zdjęcia zatytułowane zostały In Voluptas Mors, czy też Voluptuous Death i przedstawiają czarno-białe kadry kobiet, które wydają się być zlane w jedną, cielistą masę, szczególnie gdy tworzą razem coś na kształt czaszki. Zacznijmy podróż od kulis powstawania tej sesji, aż do fotografii, którą część z was z pewnością kojarzy.

Gdzie kończy się nagość, a zaczyna sztuka?

„In Voluptas Mors” to nie clickbaitowa sesja zdjęciowa ani erotyczna fantazja. To wyreżyserowana kompozycja z pogranicza fotografii artystycznej i rzeźby żywego ciała, nawiązująca do klasycznych motywów vanitas i memento mori. Każdy gest, każda poza, każdy cień – to element precyzyjnej układanki stworzonej przez dwóch wizjonerów XX wieku.

Dali i Halsman nie chcieli szokować dla samego szoku. Chcieli powiedzieć coś ważnego o związku między śmiercią a pożądaniem, cielesnością a przemijaniem, pięknem a niepokojem. Tytuł „Voluptuous Death” nieprzypadkowo zestawia rozkosz i zgon. To nie pornografia. To filozofia.

Fotograf nie był przypadkowy

Philippe Halsman nie był zwykłym portrecistą. Był autorem ponad 100 okładek magazynu „LIFE” i znany był z tego, że potrafił uchwycić duszę swojego modela, nawet jeśli tym modelem był Salvador Dali z dziesięcioma skaczącymi kotami i strumieniem wody. Tak – zrobili razem i takie zdjęcie. Ale „In Voluptas Mors” było czymś innym. Wymagało ciszy, skupienia i niemal chirurgicznej precyzji. Modele byli ustawiani godzinami, a finalne zdjęcie zrobiono bez montażu, bez retuszu, bez Photoshopa. To była choreografia nagich ciał – na długo przed erą cyfrowej edycji.

Dlaczego Facebook i Google nie rozumieją sztuki?

Właśnie dostaliśmy informację od Facebooka, że usuwa nasz post „In Voluptas Mors” wraz z linkiem do tego artykułu, Facebook uznał je za naruszenie zasad społeczności. Tutaj możecie poznać te zasady. Zdjęcie zniknęło. Link też. Algorytm nie rozpoznał, że to jedna z najbardziej znanych fotografii w historii kultury XX wieku, analizowana w podręcznikach i wystawiana w muzeach. Zobaczył tylko: nagość, skóra, kobieta. I klik – delete.

To nie pierwszy raz, kiedy sztuka przegrywa z algorytmem. Instagram cenzurował rzeźby klasyczne, Facebook usuwał zdjęcia kobiet karmiących piersią. Wirtualna moralność ma dziwnie wyrywkowe standardy. Nie rozumie gdy na zdjęciu dzieje się jakaś makabryczna scena, np: ktoś zaraz zostanie zamordowany, podniesiony tasak czy nóż. Jednak ocenzuruje sztukę i nałoży ban lub blokadę na nas – magazyn który od ponad 20 lat promuje kulturę. Co za absurd. Nie możemy się temu poddawać jako społeczeństwo. Potrzebna jest aktywna postawa przeciwko tym cyfrowym inkwizytorom i cenzorom!

Sztuka cielesności, nie pornografia

Wielu widzów – i, niestety, także wiele algorytmów – nie potrafi odróżnić aktu artystycznego od pornografii. Tymczasem dzieła takie jak „In Voluptas Mors” to kontynuacja wielowiekowej tradycji ukazywania nagości jako formy wyrazu – nie jako bodźca seksualnego. Przez wieki artyści – od Michała Anioła po Egona Schielego – mierzyli się z pytaniem, jak pokazać ciało prawdziwie, bez wulgarności, ale też bez zakłamania.

Dali nie maluje kobiecego ciała. Dali je ustawia. Rzeźbi. Fotografuje. Redefiniuje.

Kiedy śmierć staje się piękna?

In Voluptas Mors balansuje na granicy między życiem a śmiercią, pięknem a przerażeniem, nagością a ascezą. Z daleka – widzisz czaszkę. Z bliska – ciała kobiet, splecione w jednym rytmie. To esencja surrealizmu: obraz, który zmienia się w zależności od tego, jak na niego patrzysz. Jakby Dali i Halsman chcieli nam powiedzieć: nic nie jest tym, czym się wydaje.

Jeśli ktoś w tym widzi tylko „gołe baby” – może powinien sięgnąć po podręcznik historii sztuki. Albo przynajmniej włączyć myślenie.

Sztuka musi prowokować!

Na końcu zostaje pytanie: czy to dobrze, że takie zdjęcia nadal wywołują kontrowersje? Może tak. Może właśnie o to chodziło Daliemu – żeby po 70 latach jego wizja nadal burzyła porządek, który chciałby zamknąć ciało w klatce tabu. Ale jedno jest pewne: trzeba rozmawiać, trzeba tłumaczyć, trzeba edukować. Bo jeśli pozwolimy maszynom decydować, co jest sztuką, a co nie – zostaniemy z memami i poradnikami zakupowymi.

A tego by Dali chyba nie zniósł.

Zobacz też: Pięciu geniuszów surrealizmu, których trzeba znać

Pięciu geniuszów surrealizmu, których trzeba znać


Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News