Osiemnastego marca Krowarzywa obchodziła swoje pierwsze urodziny. Niepozorna knajpka na Hożej nie tylko przetrwała na trudnym dla małych gastronomii stołecznym gruncie, ale po typowej dla nowych miejsc fali zainteresowania ugruntowała swoją pozycję. I to nie tylko wśród wegan.
Założyciele Krowarzywa – Krzysztof Bożek i Hubert Denis od ponad 15 lat nie jedzą mięsa i sami uwielbiają gotować. Swoją pasję kulinarną podparli ideologią, ważne są dla nich prawa zwierząt i ekologia. To combo, które dociera do nowego pokolenia konsumentów, znacznie bardziej świadomego swoich wyborów niż skupiona na pięciu się po szczeblach kariery generacja X.
Co niezwykłe Krowarzywem zachwycają się nawet zadeklarowani mięsożercy, których zazwyczaj ciężko przekonać do wegańskich dań (a co dopiero do bezmięsnych burgerów – z założenia opartych na mięsie). W menu znajdziemy pięć smakowitych propozycji – jaglanexa, cieciorexa, tofexa, warzywexa i seitanexa. Pokręcone nazewnictwo kanapek derywujące rzecz jasna od nazw podstawowych składników z których są przyrządzane burgery, zostało dodatkowo upstrzone bardzo polskimi (oczywiście kulturowo, nie językowo) sufiksem -ex. Jak widać choćby po nazwie lokalu właścicielom nieobce są gierki językowe. A poza tym wolą, żeby ich krowa pozostała żywa.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
W krowarzywnych burgerach podawanych na eko talerzykach ze sprasowanych otrębów, prócz kotletów znajdziecie też sosy domowej roboty, a także niesztampowe sezonowe dodatki (pokrzywa! Liście rzodkwi! botwina!). Burgery spałaszujecie w wegańskich bułkach, wypiekanych specjalnie na potrzeby Krowarzywa, na bazie mleka roślinnego. Menu nie jest zbyt obszerne, co bynajmniej nie stanowi wady lokalu – wątpliwości nie budzi świeżość składników, laicy nie zagubią się w gąszczu wege składników, a obsługa może wciąż doskonalić swoje -exy. Jeśli nie macie ochoty na kanapki, a nie chcecie zrezygnować ze zdrowej przekąski na Hożej, możecie zamówić warzywno-owocowe smoothie, czy wegańskie ciasto, a od niedawna wciąż niełatwe do znalezienia w smakach innych niż owocowe wegańskie lody. Herbaty i kawy? Jasne, ale tylko fair trade.
Za wadę lokalu może uchodzić mała powierzchnia, która w połączeniu z niesłabnącą od momentu otwarcia popularnością sprawia, że na burgery trzeba niekiedy sporo czekać. Nie ma jednak tego złego – umiejętność integracji w kolejkach jest w Polsce znacznie większa, niż przy tak chętnie adaptowanym w warszawskich lokalach common table. Wykorzystajcie czas oczekiwania na cieciorexa na coś fajniejszego niż sprawdzanie facebooka – pogadajcie o ekologii, albo chociaż o waszych ex.