Kiedyś symbol klas wyższych, dziś noszona przez wszystkich. Skąd bierze się miłość do czerni?

Czarne ubrania na wieszakach

Czerń jest chyba najbardziej niejednoznacznym ze wszystkich kolorów. Może być kojarzona zarówno z żałobą, nieczystością, skromnością oraz wyrzeczeniami (stąd choćby kolor sutann), jak i elegancją czy wyrafinowaniem. Od wielu lat kochana przez projektantów, kiedyś zarezerwowana wyłącznie dla klas wyższych, dziś noszona powszechnie. Co takiego w sobie ma, że sięga po nią coraz więcej osób?

Czerń jest kolorem tylko w języku potocznym. Kolor powstaje wtedy, gdy światło padające na powierzchnię obiektu odbija się od niego, wpada do oczu i prowadzi do wyobrażenia przedmiotu w mózgu, który następnie przetwarza całość w barwny obraz. Paradoksalnie czerń pochłania prawie całe padające na nią światło, czyli w zasadzie jest brakiem barwy.

Czyżby ta sprzeczność sprawiała, że podświadomie chętnie po nią sięgają przedstawiciele środowisk artystycznych? Choć warto zaznaczyć, że nie tylko oni. Czerń ogólnie ma wielu zwolenników. Nie jest zarezerwowany dla kogokolwiek. Mogą go nosić ludzie w każdym wieku i o różnych zawodach, ot taki kolor-kameleon. Czarny od innych barw odróżnia jeszcze jedna cecha: jest właściwie pozbawiony przekazu.

Nie było tak zawsze. Zdaje się, że jego obecne umasowienie jeszcze bardziej przyczyniło się do pozbawienia go specyficznego znaczenia. Choć i pozostałe kolory nie wysyłają już tak jednoznacznego komunikatu, to cały czas kojarzą się z pewnymi stanami emocjonalnymi. Na przykład zieleń jest utożsamiana z nadzieją, z kolei czerwień z pożądaniem. W naszej kulturze teoretycznie czerń powinna kojarzyć się z żałobą, ale powiedzmy sobie szczerze – już coraz mniej osób faktycznie po śmierci bliskiej osoby nosi ubrania wyłącznie w tym kolorze.

Dziewczyna ubrana na czarno

Nagle ów barwa, wyzbywszy się jasnego przekazu, stała się czystą kartką i doskonałym polem do popisu. Osoby noszące czerń podobno mówią, że lubią ją, bo jest łatwa. Trudno z tym się nie zgodzić. Mając tylko czarne ubrania można właściwie podejść do szafy i z zamkniętymi oczami wybrać cokolwiek. Szansa, że coś nie będzie do siebie pasować jest bardzo mała. Jednak w ubiorze nie chodzi o to, żeby było łatwo, zwłaszcza dla osób zajmujących się modą. Nasza powierzchowność powinna nieść ze sobą przekaz. Skoro jesteśmy oceniani zanim jeszcze się odezwiemy, to powinno zależeć nam na tym, aby wyglądać jak najlepiej. Raczej mało kto będzie zdawał się na przypadek w tej kwestii. I tu właśnie pojawia się czerń ze swoją neutralnością i wachlarzem możliwości.

Rezygnując z koloru zyskuje się nieskończoną wręcz możliwość gry fakturą, warstwowością czy formą. Wracając jeszcze do koloru, to – cytując Dianę Vreeland – Kto mówi, że są tylko kolory? Są jeszcze odcienie!

Wbrew pozorom czerń wcale nie jest taka nudna, jak się zdaje. Głównie dzięki swojej plastyczności i nieoczywistości. To jakiego nabierze charakteru, zależy wyłącznie od noszącej go osoby. Może być neutralny czy powściągliwy, a w jednej chwili po dodaniu na pozór błahego dodatku – choćby zwykłego naszyjnika – stać się wyrafinowaną kreacją. Doskonale sprawdza się zarówno w roli głównej, jak i na dalszym planie.

Czarno-biały gif kobiety i dziewczynki ubraych na czarno

Czy jakaś inna barwa oferuje taki komfort? Nawet biały i szary, będące wydaje się najbliżej czerni, nie dają tego przywileju. Bez względu na to, jak tendencyjnie by to nie brzmiało, w modzie czarny stanowi trochę sacrum. Przykładu nie trzeba szukać daleko, wystarczy przywołać określenie, że coś jest nową czernią. Co prawda to sformułowanie jest czystym nonsensem, bo czarny jest tylko jeden i jeszcze nie ma koloru, któremu udałoby się go zastąpić. Właśnie: jeszcze.

Wiele osób odgraża się, że przestaną nosić czarny, gdy ktoś wymyśli kolor ciemniejszy od niego. Może to trochę potrwać, więc warto zająć się teraz tym, co już jest. Cały boom na czerń w dużej mierze zapoczątkowała w latach 20. XX wieku znana nawet największym modowym ignorantom – mała czarna. Oto, ile potrafi zmienić jedna sukienka. W 1926 roku amerykański Vogue ogłosił ją fordem Chanel – sukienką, którą będzie nosić cały świat.

Jak widać ówczesna redakcja nie pomyliła się. Za sprawą tej osławionej sukienki ludzie powoli przestawali kojarzyć czerń z powojenną żałobą, a zaczęli ją utożsamiać z szykownością i kreatywnością. Wracamy zatem do punktu wyjścia, czyli właśnie kreatywności, jaką – trochę paradoksalnie – rozbudza czerń. Mogłoby się wydawać, że ów kreatywność potrzebuje barwnych obrazów, wzniosłych słów czy w ostateczności innych wspomagaczy. Nagle okazuje się, że nie. Czarny jest trochę jak gąbka: przyjmie wszystko.

Kobieta w czarnej sukience i kapeluszu

Weźmie na siebie nawet najbardziej szalony pomysł i oddając mu trochę ze swojej (jak by nie patrzeć) wykwintności pomoże osiągnąć zamierzony efekt. Zresztą, to się zaczyna już na etapie tkanin. Czarny wygląda dobrze zarówno na tiulu, jak i na neoprenie, bawełnie czy choćby skórze. I cały czas nie jest jednoznaczny i zostawia projektantowi pole do manewru.

Jednak high fashion to jedno, a masowe zalewanie ulic czernią to już coś innego. Obecnie na modzie zna się każdy, bo to przecież taki banalny temat! Ludzie chcą wyglądać modnie (kolejny banał) i szukając inspiracji trafiają na blogi albo portale społecznościowe. Tam króluje kilka popularnych nurtów, a wśród nich właśnie minimalizm, kojarzony głównie z bielą, szarością i czernią (błędnie!!!). Zaczyna się selekcja: biel jest trudna, bo wymaga odwagi i zwraca uwagę, a szarość kojarzy się mimochodem z nudą, która nijak nie łączy się z modą. Drogą eliminacji, spośród branych pod uwagę kolorów, zostaje tylko czerń. Koło się zamyka.

O czerni można powiedzieć wszystko, że jest oklepana, że się przejadła, że jej czas się kończy. Koniec końców ona i tak ostatecznie udowodni, że ma jeszcze wiele do powiedzenia i nie zamierza ustępować miejsca innemu kolorowi. Dzieje się tak, ponieważ czarny uzależnia, a noszenie go z czasem staje się naturalne jak oddychanie. Diane Pernet na spotkaniu podczas ostatniego Warsaw Fashion Film Festival na pytanie: Dlaczego kochasz modę?, odpowiedziała: Dlaczego kocham modę? O Boże, to jakby zapytać, dlaczego kochasz własnego syna! I myślę, że z powodzeniem można sparafrazować tę wypowiedź i zamienić modę na czerń.

Tekst: Małgorzata Mitura

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News