Na wielu oficjalnych zdjęciach wygląda jak chłodna i nieprzystępna diwa. Tak naprawdę Jessie Ware jest ujmującym zaprzeczeniem swojego scenicznego wizerunku. W hotelowym pokoju spotkań wita mnie uśmiechem od ucha do ucha i mocnym uściskiem ręki.
Napisałaś wczoraj na Twitterze, że poszłaś na kolację do Oberży pod Czerwonym Wieprzem. Co cię tam zaciągnęło?
Polska kuchnia! Mieliśmy iść z moim gitarzystą do restauracji greckiej, ta cholera jest wegetarianinem, ale ja bardzo chciałam spróbować polskiego jedzenia. Poszliśmy więc do Oberży i to był strzał w dziesiątkę, zrobiłam masę zdjęć (Jessie wyjmuje smartfona). Zobacz, ten tatar był pyszny. A tu barszcz i śledź, pierogi, no i drinki. Ten nazywał się „Wściekły pies”, był z wódką, z sokiem z czarnej porzeczki i sosem Tabasco, genialny. A tu jeszcze pasztet, jeden z najlepszych, jakie jadłam w życiu…
To mi przypomina tłustą kuchnię angielską i to, że jesteś z południowego Londynu, gdzie karierę zaczynały między innymi Adele, Florence Welch, Ellie „La Roux” Jackson. Co sprawiło, że Brixton stał się kuźnią najlepszych brytyjskich wokalistek?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jest wielu takich, zwłaszcza z północy, którzy odnoszą się do tej części miasta z arogancją, ale jak widać, jakoś przędziemy (śmiech). Kocham południowy Londyn, jestem dumna, że tu mieszkam. Kiedyś przeniosłam się na rok do wschodniej części miasta, było zabawnie, ale spotkałam tam wielu nieprzyjemnych typów. Cieszę się, że wróciłam, tym bardziej że w okolicy mieszka moja mama.
Mama cię wspiera?
Ogromnie. Jest ze mnie dumna. Zawsze miała zdrowe podejście do różnych moich życiowych wyborów, pozwalała próbować różnych rzeczy, na przykład judo albo gry na klarnecie. Zachęcała mnie do śpiewu, ponieważ wiedziała, że dobrze mi to wychodzi, ale nigdy nie czułam z jej strony presji. Mama jest też moim najlepszym krytykiem, wiem, że zawsze będzie ze mną szczera i powie, jeśli występ był słaby. Bardzo to w niej cenię.
Chodziłaś do szkoły z Florence. Utrzymujecie kontakt?
Ostatnio częściej widuję się z jej asystentem. Florence jest teraz bardzo zabiegana, jest cały czas na szczycie. Ale tweetujemy ze sobą sobie, napisała kilka ciepłych słów o moim albumie. Jest słodka.
Twoje teksty są bardzo lekkie. Pisanie przychodzi ci łatwo?
Pisanie to ciężka praca. Niekiedy słowa same przychodzą mi do głowy, ale nie zawsze tak jest. „Devotion” pisałam trochę po omacku, po prostu bardzo potrzebowałam tekstów, nie udało mi się wypracować żadnej metody. Może znajdę ją na drugim albumie, jeśli go nagram.
Twoja debiutancka płyta odbiła się głośnym echem. Dziennikarze często porównują cię do Sade, Whitney Houston i innych wokalistek. Nie męczy cię to?
Czasami odnoszę wrażenie, że ludzie robią tak z lenistwa, ale z drugiej strony porównania do tak wielkich piosenkarek to zaszczyt i zawsze miło mi je słyszeć.
Podobnie jak one dużo śpiewasz o ulotnych, skomplikowanych związkach. Jak na przykład w „Running”. To część soulowej konwencji czy życiowych doświadczeń?
Większość moich piosenek opiera się na wspomnieniach lub emocjach związanych z prawdziwymi ludźmi. Nie zawsze chodzi w nich o romantyczne przygody. „Running” to w zasadzie druga część utworu „Sweet Talk”, które razem tworzą jedną historię – niewinnego flirtu, który przeradza się w coś desperackiego, co trzeba przerwać.
Powiedziałaś kiedyś, że chcesz być prywatną gwiazdą pop. Jak to rozumieć?
Chciałabym oddzielać swoje życie prywatne od tego na scenie. Rihanna czy Katy Perry nie mogą się opędzić od paparazzi. Wiem, jak Adele musi walczyć o zachowanie swojej prywatności. Nie chciałabym tak. Chcę wierzyć, że to, co robię, obroni się samo i ludzie będą interesować się moją muzyką, a nie tym, jak wyglądam rano, zanim zrobię sobie makijaż.
Obawiasz się, że kiedyś możesz stracić kontrolę nad swoim wizerunkiem, że pewnego dnia twój image odklei się od ciebie?
Oczywiście, jest takie zagrożenie. Ale na szczęście jestem na tym etapie kariery, kiedy nie muszę się o to martwić. Nie chciałabym stracić kontroli nad tym, jak będę postrzegana. Cieszę się, że mam przy sobie ludzi, którym mogę zaufać, którzy pomagają mi w pracy. Ale nie mam nikogo, kto prowadzi za mnie profil na Facebooku ani Twitterze i nie chciałabym, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. Na razie zaczynam myśleć o drugim albumie, nie wiem jeszcze jaki będzie i czy w ogóle powstanie. Może znajdę na to więcej czasu w trakcie trasy, może wtedy pojawią się nowe myśli, słowa i muzyka.
tekst | Łukasz Knap
Wywiad ukazał się pierwotnie w magazynie drukowanym HIRO pod tytułem „Nikt nie prowadzi za mnie Facebooka”.





![Dołącz do redakcji! [rekrutacja HIRO] mężczyzna nagrywa rolkę](https://hiro.pl/wp-content/uploads/2025/06/rekrutacja_hiro-218x150.jpg)

