Jak dobrze popłynąć w Płocku? Ekipa OnBoat ma na to sposób ⛵️

Tłum ludzi tańczących na łódce

Lipcowa aura, promienie letniego słońca, piasek, woda i festiwal muzyczny. Czy może być lepiej? Może. W tym roku, już po raz piąty, rusza OnBoat, czyli imprezowe rejsy po Wiśle. Impreza towarzysząca festiwalowi Audioriver, która z roku na rok, przyciąga coraz większą rzeszę fanów dobrej elektroniki. Dziś rozmawiamy z kolektywem, który stoi za tym wodno-muzycznym przedsięwzięciem.

C&C Bookings / Szajse Records/ Diamenton taki skład stoi za organizacją OnBoat. Panowie, jak się poznaliście i jaka jest historia tego projektu?

Poznaliśmy się wszyscy podczas pierwszej edycji CanDID Festival w Gnieźnie, jakoś chyba w 2008 roku. Rafał (C&C), trafił do Gniezna na imprezę jako booker jednej większych agencji klubowych w kraju. Rafał (Diamenton), dbał na festiwalu o kwestię VJ-skie. Od razu złapaliśmy klimat, wspólny język i wiedzieliśmy, że musimy coś zrobić razem.

Oferta pracy w HIRO

Lubisz tematy związane z muzyką, filmem, modą i chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Co do samych łódek, to Kuba (Szajse) jeździł po kraju jako przedstawiciel handlowy. Któregoś razu zobaczył przy brzegu w Płocku łódź. Wystarczyło. Padł pomysł, potem szybki kontakt z Rafałem (C&C) i dalszy ciąg znacie. Od drugiej edycji dołączył do nas Rafał (Diamenton) z silnym wsparciem marketingowo-promocyjnym i tak sobie pływamy od 5-ciu edycji.

Skąd pomysł na takie przedsięwzięcie? Dlaczego akurat Płock?

Odpowiedź jest prosta. Audioriver to od lat największy festiwal muzyki elektronicznej w Polsce. Ostatni weekend lipca to prawdziwe święto muzyki. Do Płocka zjeżdżają tysiące fanów muzyki i dobrej zabawy, którzy szukają wydarzeń towarzyszących. Zresztą, kogo nie zachwyciłby klimat imprezowej łodzi?!

Jest też druga, nieco bardziej praktyczna przyczyna, dlaczego ten właśnie czas. Jako że festiwal jest bardzo znany i pojawia się tam wielu artystów, jeśli nie grać, to choćby imprezować, więc zwyczajnie dużo łatwiej o zbudowanie dobrego line-up’u. A my zawsze dbamy o bardzo dobre zaplecze muzyczne.

Ludzie tańczący i trzymający ręce w góze

Często spotykacie się z zarzutami, że trochę chcecie się „przykleić” do Audioriver i polecieć na ich fejmie?

Audioriver dla nas to przede wszystkim spotkanie towarzyskie. Spotyka się tam całe środowisko, didżeje, producenci, muzycy, organizatorzy i klubowicze. Bywa czasami tak, że z niektórymi widzimy się raz w roku, właśnie w Płocku. Niemalże wszystkie znaczące festiwale, mają wiele imprez towarzyszących. Całe miasta żyją danym wydarzeniem i tutaj jest podobnie. Płock na ten jeden weekend zmienia się nie do poznania i tętni jednym rytmem.

Jasnym jest, że nie moglibyśmy realizować tego przedsięwzięcia na taką skalę, gdyby nie Audioriver u boku. Niemniej nikt nam nigdy nie zarzucił, że chcemy się przykleić do Audio. Wręcz przeciwnie, Rafał (C&C) jako booker, od wielu lat współpracuje z Audioriver. Dobrze się dogadujemy, a co więcej, ludzie z Audio nigdy nie mieli problemu, z tym że jesteśmy. Fakt, już przed pierwszą edycją zapytałem, czy nie będzie im przeszkadzało, że robimy coś obok nich. Dostaliśmy zgodę.

Warto też wspomnieć, że nasz line-up, ostatecznego kształtu nabiera dopiero w momencie, kiedy AR zabukuje wszystkich krajowych artystów. Jak widać więc pełna symbioza ku uciesze klubowiczów.

Tegoroczne rejsy chyba po raz pierwszy praktycznie się wyprzedały jeszcze przed ogłoszeniem artystów. Czy wcześniej mieliście kryzysy, momenty zwątpienia?

W ubiegłym roku też się wyprzedaliśmy. Chociaż rzeczywiście, dopiero po ogłoszeniu artystów. Tym razem, bilety na trzy rejsy zniknęły, zanim ogłosiliśmy line-up. To cieszy. Początki były trudniejsze, a ryzyko znacznie większe.

Teraz największym ryzykiem dla nas stała się pogoda. Niemniej, radzimy sobie nawet w kryzysowych sytuacjach. Tylko jednego roku OnBoat nie wystartował, bo ze względu na niski poziom rzek, nie udało nam się ściągnąć do Płocka odpowiedniej jednostki. Zjeździliśmy wtedy pół Polski w poszukiwaniach. Więcej nie przewidujemy podobnych sytuacji.

Po pięciu edycjach ludzie mają już do nas zaufanie, wiedzą czego się mogą spodziewać. Jedni traktują nasze rejsy jako odjechany before, inni jako doskonały after. Wielu wraca do nas co roku, a niektórzy po wejściu na statek… decydują się pływać z nami do końca dnia. To dla nas najlepsze wyróżnienie.

Grupa ludzi siedzących i stojących na płynącym statku

Organizacja takiego eventu wydaje się stosunkowo łatwa. Przecież to „tylko” wynajęcie łódki i sprzętu grającego, zaproszenie kilku DJ’ów i sprzedaż biletów. Chyba nic prostszego?

Tak, w sumie wszystko, czego się dotkniemy, to sukces! (śmiech). A tak serio, to faktycznie mogłoby się tak wydawać. Oczywiście, to dużo mniej pracy, niż przy organizacji festiwalu, niemniej jest zawsze kilka rzeczy, których nie widać, a spędzają nam sen z powiek. Jeśli ktoś organizował kiedyś jakieś wydarzenie kulturalne, to wie, o czym mowa.

Poza wszystkim najważniejsze dla nas jest bezpieczeństwo. To niezmienny priorytet. Mimo iż organizacja OnBoat to spory stres i duża odpowiedzialność i nawet jeśli czasem tego nie widać, świetnie się przy tym bawimy.

Ile zajmuje Wam przygotowanie takiego wydarzenia? Który z elementów wymaga największego nakładu pracy i czasu?

Całość trwa kilka miesięcy. Wynajmujemy łódkę, ustalamy detale, formę danej edycji, ilość rejsów, propozycję line-upu, później marketing, promocja, sprzedaż biletów. Ostatnim etapem jest spotkanie w Płockiej marinie i przygotowanie łodzi do rejsów.

Po tylu latach niektóre rzeczy robimy rutynowo. Każdy wie, co ma robić i jak. Mimo że się różnimy i czasem dochodzi do spin i docinek, nigdy nie trwa to długo. Łączy nas przecież wielka miłocha.

Skąd nazwa OnBoat?

Wymyśliliśmy ją z Rafałem (C&C) przed pierwszą edycją, jakoś tak naturalnie. Następnie stwierdziliśmy, jak bardzo jest odkrywcza i zaprosiliśmy do ekipy Rafała (Diamenton). (śmiech)

Tłum tańczących ludzi

Czy pamiętacie jakieś dziwne, śmieszne albo niecodzienne sytuacje podczas minionych edycji?

Powiedzmy to razem: TANIEC NA DACHU ŁAJBY! (śmiech) Począwszy od udaru słonecznego jednego z klubowiczów, przez łączenie łódek i przechodzenie z jednej na drugą, kamień w szybie w prezencie od fana na skuterze wodnym, różne wersje choroby morskiej, aż po płacze na koniec i odmowy zejścia z pokładu, czy wreszcie panią z synkiem, która koniecznie chciała popłynąć. Cały rejs spędziła pod pokładem. Nie pytaliśmy, jak się podobało.

Trochę tego było, nie wszystko pamiętamy, ale na szczęście wszystkie przygody dobrze się zakończyły.

Czy macie inne wspólne, eventowe plany? Może kolejne odsłony OnBoat na innych akwenach?

Tego chyba nie powinniśmy zdradzać. OnBoat na pewno będziemy kontynuować, a co dalej? Kłębią się nam w głowach różne pomysły, ale jeszcze za wcześnie, by o nich mówić. W tym roku piąta, jubileuszowa edycja, może to faktycznie dobry moment, by pójść jeszcze dalej… zobaczymy.

Tłum tańczących ludzi

Czego Wam życzyć prócz słonecznej pogody w ostatni weekend lipca?

Przede wszystkim pogody! A poza tym, jak zawsze świetnej atmosfery i bezpiecznej zabawy. Życzymy też sobie, by w tym roku jak zwykle na pokładzie królowało bikini dress code, no i niech w końcu ktoś odpali nasze… ukochane szanty! (śmiech).

OnBoat Crew: Rafał (C&C), Jakub (Szajse), Rafał (Diamenton)
Rozmawiał: Paweł Niedzielski

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News