Instagram: czy autobeka stanie się sposobem autopromocji?

Dziewczyna w czerwonej tunice w berecie

“Wyglądam dziś tak, że tylko filtr na Instagramie może mi pomóc”. Tego typu zdania uchodzą w dobie mobilnych aplikacji wręcz za rutynę. Kilka kliknięć, delikatne podrasowanie fotki i nawet skacowany czy w najgorszej fazie trądziku będziesz wyglądać jak bogate dziecko z LA opalające się nad basenem, a grill nad Zegrzem jak stylowe coctail party w Cannes. Co jednak, jeśli tuszowanie rzeczywistości Instagram zamieni na realną dokumentację życia?

W internecie wszystko wygląda lepiej: nudny dzień przed telewizorem jawi się jako chilling z dobrze wykadrowanymi nogami, ślęczenie nad Excelem w pracy taguje się serią słów nawiązujących do #lifegoals i samorealizacji, a odciski od zbyt wysokich szpilek zgrabnie ukrywa, uwypuklając na zdjęciu piękną kieckę, na którą miał tego wieczoru polecieć przystojny brodacz, a nie pijany gawędziarz znad Wisły.

Z przekąsem można stwierdzić, że obecna rola Instagrama została zdegradowana do jednego, głównego celu. Profil ma być naszą wizytówką w mobilnym świecie. Chodzi o to, by kolorami, filtrami i ładnymi widoczkami zaskarbić podziw i tak upragnionych followersów. Tam żadne zdjęcie i żaden kadr nie może być przypadkowy. Co do publikacji fotek stosuje się szeroko rozumianą strategię marketingową. Tak by zdjęcia mówiąc jak najmniej (iluzja prywatności) mówiły jak najwięcej. Każdy ma swój wymarzony image w internecie. Insta pomaga połączyć różne osobowości w jedną całość.

Kobieta w stroju syreny leży na łóżku

W jednym momencie jesteś królem fitnessu, zaraz rozwalasz system na deskorolce, ale pokazujesz też swoją ludzką twarz na bajecznych wakacjach na Bahamach czy na spacerze z psem, mając z tyłu głowy, że na każdą aktywność przypada inna, odpowiednia godzina publikacji. Instagram to też cała masa dylematów. Wbrew hołubionej tu iluzji spontaniczności (od outfitu po rzekomo naturalnie rozwiany włos) wszystko na profilu musi być dokładnie zaplanowane. Nie łudźcie się, każda koleżanka czy to ze szkoły czy ze studiów dokładnie ułożyła włosy do fotki #beforemorningcofee i kwadrans przesuwała łyżkę, żeby jej makaron wyglądał na bardziej al dente. Na obsesję kontrolowanej spontaniczności w mediach społecznościowych cierpią wszak nie tylko celebryci ze swoim sztabem ekspertów od internetu.

Dowodem stopniowego demaskowania Instagrama są różnego rodzaju prześmiewcze filmiki i kampanie w sieci. Ikea ostatnio wybornie wyśmiała szaloną modę na fotografowanie jedzenia, a królowe Insta jedna po drugiej decydują się na „spowiedź” i demaskowanie realiów jakie kryją się za bajecznym życiem znanym profilu (a także ile wysiłku – jakkolwiek to brzmi  –  kryje jedno selfie). Coraz więcej ludzi puka się w czoło i zastanawia się: po co tak stroszyć piórka? Insta bowiem zaczyna przypominać rywalizację o tytuł najpiękniejszego ogona.

Bezsens w takim kierunku rozwoju Insta widzi chociażby Lena Dunham. Ona tchnęła w aplikację (niewinny na razie) zefirek zmian. Pomysłodawczyni serialu Girls jest na swoim profilu taka, jakim stworzyła swój serial, a więc autentyczna. Nie bawi się filtrami, nie martwi się, że źle wyszła, że widać jej fałdkę i po mistrzowsku wyśmiewa paparazzi, którzy strzelają jej zdjęcie w pozie z pozoru mało atrakcyjnej („wyglądam się jak włoska turystka” – mówi). Jej dobór zdjęć stanowi próbkę tego, co może nas czekać w niedługim czasie na Instagramie i w jakim kierunku pójdzie rozwój apki. Jako że większość osób jest dość zmęczona szalonym pędem za idealnym życiem uchwyconym w kadrze zdjęcia wielce prawdopodobnym jest zdjęcie balastu presji z użytkowników i wylansowanie mody na normcore w internecie. Przyświecać jej może odważne hasło w stylu: normalność jest spoko.

Mężczyzna w okularach, napis: Whatever I do is a disaster

Niektórzy przewidują, że właśnie w tę stronę pójdą wkrótce media społecznościowe. Niedościgniona zabawa w idealizm stanie się nużąca, a czymś nowym i ciekawym będzie proza życia i niekiedy ironiczne obchodzenie się ze swoimi internetowymi profilami. Zdjęcie w windzie w dresie w drodze po czekoladę albo kąpiel słoneczna w Łebie zakończona spalonymi plecami? Co w tym złego, każdy ma takie sytuacje w życiu, a mogą stanowić niezły początek do serii żartów. Bo chyba w pierwszej kolejności o to chodzi w rozrywkowym życiu w necie: o dobrą zabawę, relaks i luz. I tak mamy za dużo stresu i napinki w życiu.

Lena, Amy Schumer czy inne osoby publiczne znane z łamania konwenansów już nie boją się pokazywać swojej „ludzkiej strony”, co w obecnym pudrowanym świecie jest traktowane w kategoriach zachowania wręcz rewolucyjnego. Z naturalności, tłuszczyku, zdjęć trochę prześmiewczych i ogromnych pokładów dystansu do siebie tworzą lekkie, zabawne profile, które aż chce się obserwować. Bo choć one mieszkają w wielkich willach w Stanach, stają się być bliższe nam niż koleżanka z bloku obok ze swoim hasłem „be awesome or go home”.

Tekst: Kasia Mierzejewska

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News