Według słownika języka polskiego luksus to warunki zapewniające wygodne życie oraz wysokiej jakości dobra materialne, służące ułatwieniu życia i jego uprzyjemnieniu.
Z pojęciem luksusu spotykamy się także w mikroekonomii – za dobra luksusowe uchodzą te, na które popyt rośnie szybciej niż wzrost dochodów. Popyt na dobra luksusowe jest też odpowiednio większy w najwyższej klasie społecznej, czyli po prostu ludzie najbogatsi przeznaczają większą część swoich dochodów na dobra luksusowe niż np. klasa średnia.
Przenieśmy się w czasie i zadajmy sobie pytanie czy luksus od początku towarzyszył człowiekowi? Trudno o nim mówić w kontekście społeczności prowadzących koczowniczy tryb życia. Wygoda, przepych i luksus wkraczają na arenę dziejów wraz z pieniądzem, a przez znaczną część naszej historii większością pieniędzy na świecie dysponowała mała (mniejsza niż obecnie) grupa ludzi. Społeczeństwa były biedne, problematyczne było zdobycie jedzenia, nikt więc nie myślał o szafie pełnej ubrań.
Co więcej, nie istniała jeszcze masowa produkcja, ponieważ (pomijając oczywiście aspekt technologiczny) nie było jeszcze mas chętnych i zdolnych do konsumpcji wykraczającej poza najprostsze potrzeby. Socjeta zamawiała ubrania na miarę, wykonane z najlepszych materiałów, u najlepszych krawców. W tej dysproporcji zamożności narodził się kult dóbr, które od razu pokazują nam się w głowie gdy myślimy o luksusie: drogie ubrania, samochody, wakacje za granicą, dzieła sztuki.
Czasy się jednak zmieniły, mamy do czynienia z demokratyzacją luksusu; społeczeństwa się bogacą, bogaci i rozrasta się klasa średnia, która wciąż chce piąć się coraz wyżej. Obecnie nie tylko nieliczna grupka ludzi ze świecznika może się pochwalić produktami codziennego użytku z najwyższych półek czy z logo najbardziej pożądanych marek. Jednak w tym miejscu następuje mały paradoks.
Po pierwsze ekskluzywne marki otwierają nowe kanały dystrybucji np. sklepy on- line, tworzą tańsze linię swoich produktów i zwiększają produkcję gadżetów, na które może sobie pozwolić więcej osób niż na kreacje haute-couture. To wszystko sprawia, że spada popyt danego produktu, staje się on mniej ekskluzywny dlatego, że więcej osób może sobie na niego pozwolić.
Po drugie obserwujemy spadek jakości dóbr luksusowych. Brakuje rzemieślników z prawdziwego zdarzenia, a produkcja przenosi się na Daleki Wschód, w ręce taniej , niewykwalifikowanej siły roboczej. Nie dość, że dotychczasowe obiekty pożądania, trafiają do dużej ilości chętnych to na dodatek tracą na jakości. W tym miejscu nasuwa się jedno pytanie: czym jest ten cały luksus?
Przyglądając się tej sytuacji można stwierdzić, że luksus wkracza w nową epokę. Możemy mówić nie tylko o jego demokratyzacji, lecz także o personalizacji. W związku z tym, że dotychczasowe dobra luksusowe straciły swój blask, a konsumenci są coraz bardziej świadomi, każdy z nich tworzy swoją własną ‘wish’ listę.
Dla jednych na jej szczycie będą ubrania szyte na miarę, niekoniecznie ze znaną metką, dla innych czas spędzony z rodziną. To co luksusowe dla jednych może być bezwartościowe dla drugich. Coraz częściej wolimy domowe zacisze niż imprezę, na której warto się pokazać.
Nasza świadomość w podejmowaniu wyborów ma już odbicie w modzie i trendach lifestylowych: slow fashion, minimalizm architektoniczny, normcore czy zdrowy tryb życia. Te hasła nie trafiają do wszystkich, są więc ekskluzywne, a to jedno z podstawowych znamion luksusu. Minimalizm zaczyna wygrywać z przepychem i można to zaobserwować przyglądając się jednym z najbogatszych ludzi tego świata: miłośnikowi szarych T-shirtów Markowi Zuckerbergowi, właścicielowi IKEI Ingvarowi Kampradowi a także nieodżałowanemu Steve’owi Jobsowi.
Tekst: Paulina Niemczyk