Grają techno, ale bez syntezatorów. Rozmawiamy z duetem Jamaica

Czarno-białe zdjęcie dwóch mężczyzn

W generującym trendy Ed Bangerze pokochali ich za świetne remiksy, dziś teledyski realizuje im dyrektor artystyczny labela, so me. Połowa hipermodnego duetu Justice produkowała ich wydany w ubiegłym roku, debiutancki album, a Phoenix już wkrótce pozazdrości im międzynarodowej kariery.

Niech triumfalny pochód przez europejskie kluby zaczną od lutowej imprezy HIRO. Na rozdaniu nagród Superhiro zagra francuski duet Jamaica, nadzieja tanecznego popu ze stylową paryską metką. O tym, że są warci zaszczytów, przekonuje Antoine Hilaire, wokalista.

Byłeś kiedyś na Jamajce?

Niestety nigdy, ale fajnie byłoby tam zagrać.

Aż tak fajnie, że nazwałeś zespół Jamaica?

Zależało nam, żeby nazwać zespół nazwą jakiegoś miejsca. Jamajka wydała się fajną nazwą, zwłaszcza dlatego, że nikt jej wcześniej nie wykorzystał.

Ale dlaczego Jamajka, a nie na przykład Szwecja?

Oj, kochamy Szwecję, ale ta nazwa była już niestety zajęta.

Jamajczycy nie przyjęli waszej decyzji entuzjastycznie. Co z protestem ich Biura ds. Własności Intelektualnej?

Dostaliśmy list, w którym było napisane, że wykorzystanie nazwy Jamajka do działalności komercyjnej jest bezprawne. Strasznie dziwna sytuacja. Wiesz, ja pochodzę z Paryża i jakoś nie oburza mnie raper Paris. Jest we Francji taki zespół Phoenix, ale ludzie w Arizonie mają to gdzieś. Jamajczycy obrazili się na zespół Jamaica, który jest przecież projektem artystycznym, a tolerują fakt, że w knajpach sprzedaje się drinki o takiej nazwie.

Na czarnym bialym zdjeciu widzimy dwoch mezczyzn w bialych tshirtach

No i nie używacie tej nazwy w sposób obraźliwy dla Jamajki.

Dokładnie. Okej, sprzedajemy płyty z nazwą Jamaica, ale to nie jest działalność komercyjna ujmująca im cokolwiek. Sprawa na szczęście sama się rozwiązała i dziś chyba wszyscy są zadowoleni.

Jamaica, jako nazwa zespołu nie sugeruje, że gracie inną muzykę, niż faktycznie gracie?

Dwa razy w życiu wzięto nas za zespół reggae. Generalnie wszyscy są świadomi, że jesteśmy rockandrollowym zespołem. Ale prawda też jest taka, że kiedy wymyślaliśmy nową nazwę, słuchaliśmy bardzo dużo The Police i oryginalnego reggae, więc w jakimś sensie jest to nazwa adekwatna do czasu, w którym powstała.

I właśnie, to stosunkowo nowa nazwa, wcześniej nazywaliście się Poney Poney. Poproszę życiorys. Kto, kiedy, dlaczego?

Flo (Lyonett, basista – przyp. red.) właśnie odszedł z zespołu i się nudził. Ja pracowałem wtedy nad autorskim projektem, do którego, nawiasem mówiąc, zamierzam wkrótce wrócić. Nagrywałem jakieś kawałki w piwnicy, potrzebowałem wokalisty do kilku z nich. Flo spotkałem na imprezie, poznały nas ze sobą nasze eksdziewczyny. Zrobiliśmy wspólnie trochę muzyki, zupełnie nieobowiązująco. Znalazłem perkusistę, zaproponowałem Flo, żeby został basistą, więc Flo kupił sobie bas. Przez trzy lata graliśmy, jako Poney Poney, tyle że Poney Poney było zajęciem czysto hobbystycznym. Kiedy okazało się, że możemy być zespołem na poważnie, kiedy znalazł się producent i wydawca potencjalnej płyty – nasz ówczesny perkusista zrezygnował. Poney Poney było triem, kiedy zostaliśmy duetem, wyrzuciliśmy stare piosenki, napisaliśmy zupełnie nowe i zaznaczyliśmy zmianę składu zmianą nazwy. Jamaica to nie Poney Poney, o zupełnie nowy zespół.

Chcieliście zacząć od nowa?

Chcieliśmy zacząć inaczej. Na serio. Dziś koncerty oczywiście też gramy z perkusistą, więc na żywo brzmienie Jamaiki nie odbiega tak bardzo od tego, jak brzmiało Poney Poney. Ale piosenki piszemy i podejmujemy decyzje już w ścisłym, dwuosobowym gronie.

Na zdjeciu widzimy dwoch mezczyzn ubranych w biale tshirty stoja oni na bialym tle

Świat lubi Paryż za elektronikę, więc wy opowiadaliście na prawo i lewo o zasadzie: żadnych syntezatorów. Po co tak sobie utrudniać?

To był taki żart z biografii, musieliśmy coś napisać. Faktycznie nie używamy syntezatorów, jesteśmy rockandrollowym bandem, ale wciąż gramy do tańca. Chcieliśmy się jakoś odciąć, wyróżnić, nie być kolejnym elektronicznym zespołem z Paryża – bo po co komu następny? Mimo że nagrywamy muzykę z użyciem elektroniki i produkowaliśmy nasz debiutancki album tak, jakby był płytą techno, parkietowy charakter nadały tym piosenkom bas i perkusja. Oczywiście kochamy syntezator i dużo tańczymy, ale nagranie tanecznej płyty bez takiego pójścia na łatwiznę było fajnym wyzwaniem.

Jak się w tym wszystkim odnalazł Xavier de Rosnay, połowa Justice, który produkował waszą płytę?

Bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że znamy się od lat. Z Gaspardem (Augé, ten drugi z Justice – przyp. red.) chodziłem do liceum, to on poznał mnie z Xavierem. Wtedy wszyscy dopiero zaczynaliśmy robić muzykę. Poprosiłem Xaviera, żeby pomógł mi w nagraniu Poney Poney – jako człowiek najlepiej zorientowany technologicznie w całym towarzystwie. Już wtedy świetnie nam się razem pracowało. Wybór Xaviera na producenta debiutu Jamaiki był zupełnie naturalną, oczywistą decyzją. Xavier jest człowiekiem z masą pomysłów – nic nie jest bardziej motywujące do pracy w studiu jak obecność kogoś takiego jak on.

Wy, Justice, Phoenix – wszyscy piszecie teksty po angielsku, co we Francji nie jest najlepiej postrzegane. Sebastien Tellier miał mocno przerąbane, kiedy pojechał na Eurowizję z anglojęzyczną piosenką. Dużo ryzykujecie?

To, że nie będą nas chciały grać radia. 70 procent muzyki granej we francuskich radiach musi mieć francuski tekst – to jest określone ustawą. Kiedy musieliśmy dokonać wyboru, doszliśmy do wniosku, że jeśli piosenki będą dobre, to i tak je zagrają, zmieścimy się w tych 30 procentach. Poza tym jesteśmy już z tego pokolenia zespołów, które nie wierzą w potęgę radia. Wolimy się promować koncertami, a muzyki i tak szuka się dziś w internecie. Czyli wcale nie tracimy na tym tak wiele, jakby się mogło wydawać.

Co znaczy, że nie macie teraz wyjścia – musicie zrobić karierę za granicą.

Angielskie teksty na razie bardzo pomagają nam w graniu koncertów poza Francją, więc jesteśmy na dobrej drodze.

I to będzie taka sława jak tak z teledysku do I Think I Like U 2? Okładki, skandale, kryminał?

To jest najbardziej stereotypowa ścieżka, którą może podążyć rockowy zespół. Miejmy nadzieję, że w naszym przypadku się nie sprawdzi i unikniemy uzależnienia od psychodelicznych narkotyków i więzienia. Chociaż raz w San Francisco byłem blisko wylądowania w areszcie, więc kto wie, może niektóre wątki z wideoklipu okażą się prorocze.

Dwoch mezczyzn w bialych tshirtach z napisem JAMAICA stoja na tle rzeki

Bono też mógłby powiedzieć, że to wielki zaszczyt wiedzieć, że zatytułowaliście piosenkę w hołdzie U2.

Jeszcze powie!

Coś macie z gwiazdami w wideoklipach. Do Short & Entertaining ściągnęliście metalowców z Igorem Cavalerą, bratem lidera Sepultury, na czele.

Wiesz, ile nas to kosztowało? Musiałem wyprzedać wszystko, co mam! Ale serio: Igor ma zespół razem ze swoją żoną – MixHell. Grywają sporo w Europie, kiedy koncertowali we Francji, poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Strasznie chcieliśmy nagrać wideo z metalowcami, zawsze. Więc kiedy kręciliśmy klip do Short & Entertaining, od razu pomyśleliśmy: Wow, przecież znamy gościa z MixHell. Byli wtedy w trasie po Europie, więc mogliśmy go zaprosić. Nie miał trudnego zadania – musiał dobrze wyglądać jak duży, spocony metal.

A piosenka mu się podobała czy headbanging to zasługa talentu aktorskiego?

Nie, nie, wszystkie reakcje były szczere. Igor nawet zaproponował nam wspólne jamowanie w niedalekiej przyszłości. No nie wiem, nie jestem przekonany, boję się.

Jeśli zespół nazywa swoją płytę No Problem, to możemy się spodziewać, że jest bezwstydnie wyluzowany i ultracool, również na koncertach?

Tak! Nie jesteśmy bandą błaznów, robiących z siebie idiotów na scenie w imię show, ale dostarczamy całkiem niezłej rozrywki. Nasze koncertowe atuty nie ograniczają się do tego, że dobrze gramy i ładnie się ubieramy…

Jesteście zespołem z Francji, jak niby macie się ubierać?!

Tak myślisz? Zapraszam do Paryża na przegląd ulicznych grajków! Ale to bardzo miłe, co mówisz, dziękuję.

No problem.

O, właśnie – tytuł płyty jest ironiczny. Jeśli wsłuchasz się w teksty, zauważysz, że to nie jest beztroska płyta. Ale tytuł nam pasował. Jamaica No Problem, jak to brzmi? Ekstra!

11 lutego zagracie na naszym rozdaniu nagród – SuperHIRO. Gdybyś ty mógł przyznać nagrodę dla superbohatera wszech czasów, to kto by ją dostał?

David Bowie. Za niesamowite piosenki i za to, że jako jeden z niewielu muzyków starzeje się z klasą. I za to przez te wszystkie lata prawie nie przytył! To dobry superbohater? Bo jak słaby, to zawsze mogę powiedzieć, że Wolverine…

Tekst: Angelika Kucińska

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News