Głodni mody

Niektórzy wyznają zasadę: „Jesteś tym, co jesz”. Część z nich idzie jeszcze dalej i postanawia ulubione jedzenie pokazywać. Bluzka we frytki, spódnica jarmużowa, plecak z nadrukami czerwonej cebulki. W food fashion apetyt nie zna granic.

Trudno powiedzieć, kto był pierwszy: wybieg czy ulica, frytki czy Happy Meal. Pewne jest, że kilka sezonów temu świat oszalał na punkcie jedzenia. Przestaliśmy się przejmować, że keczup ubrudzi sukienkę za kilka tysięcy, a frytka sprawi, że nie zmieścimy się w kostium od ukochanego projektanta. Nikt już nie wierzy w brednie, że modelki jedzą waciki, a fast food nie może być glamour. Chociaż początkowo łatwo nie było. Pamiętacie Paris Hilton, która w reklamie Carl’s Jr. myła auto w kostiumie kąpielowym, wartym prawdopodobnie tyle co samochód, i zajadała się hamburgerem? Wszyscy zaniemówili. Jedni byli przerażani seksualizacją, inni tym, że dziedziczka hotelowej fortuny, która nosi się w chanelach, diorach i louboutinach, może w ogóle dotykać czegoś takiego jak śmieciowe jedzenie. A potem po wybiegu przeszła się wielka pizza.

moschino-jeremy-scott-fall-winter-2014-collection-0

Oferta pracy w HIRO

Lubisz tematy związane z muzyką, filmem, modą i chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Frytki na wybiegu

Gdyby Gabrielle Chanel widziała, co w marcu zeszłego roku zrobił Karl Lagerfeld z pewnością rzuciłaby w niego croissantem albo wylała mu espresso na głowę. Tymczasem on, człowiek, który może wszystko, zamienił podczas Fashion Weeka paryski Grand Palais w supermarket, a swoim modelkom kazał błądzić po alejkach pełnych półek ze specjalnie wyprodukowanymi na tę okazję produktami. W pokazie Chanel na sezon jesień-zima 2014/2015 ubrania i dekoracje korespondowały ze sobą. Modelki miały na szyjach łańcuchy podobne do tych, którymi przyczepia się koszyki sklepowe, a torebki nosiły w miniaturkach wózków na zakupy lub opakowane jak pierś z kurczaka. Podstawą kolekcji był tweed, a ten z kolei odbijał się chociażby w nazwach napojów „Tweed Orange” czy „Tweed Mint”.

Jeremy Scott, który jest dyrektorem kreatywnym Moschino, pokazał wtedy kolekcję totalnie popkulturową. A w niej, obok SpongeBoba, mcdonaldyzację. Modelki w kompletach, które przypominają uniform Ronalda McDonalda, w swetrach z wielkim M, z torebkami w kształcie pudełka Happy Meala albo kubka z colą, z case’ami na iPhone’a wyglądającymi jak frytki. Na dokładkę – sukienki przypominające wielką paczkę czipsów, opakowanie płatków śniadaniowych, torebkę cukierków, tabliczkę czekolady czy puszkę piwa. Żywność wysokokaloryczna, ale z wyższej półki. Modowej. „Jest tyle poważnych rzeczy na świecie, ja zdecydowałem, żeby nie być jedną z nich. Moda powinna mieć charakter transgresywny. Może zintensyfikować twoje emocje, sprawić, że poczujesz się jak ktoś inny. Powinna przynosić ci radość i uskrzydlać cię” – napisał potem na łamach The Guardian Scott, projektant, który z jedzeniem jest za pan brat. Przekonywał nas zresztą o tym wcześniej, gdy tworzył kolekcję dla Adidasa na wiosnę/lato 2011, kiedy to na dresie nadrukował złociste frytki. Albo wtedy, kiedy prezentując Food Fight, ubrał swoje modelki w sukienki wyglądające jak wielka pizza lub baton Snickers.

sexy

Same frytki zresztą na wybiegu sprawdzają się bardzo dobrze, co potwierdziła w kolekcji wiosna/lato 2013 Paulina Plizga. Podczas finału jej kolekcji – swoją drogą pełnej koronek i jedwabi – na tle budki z kebabem pałaszowano pokrojone w słupki smażone w głębokim tłuszczu ziemniaki. Warto tu też wspomnieć o Belgu Jeanie Paulu Lespagnardzie, którego modelkom w 2008 roku frytki wystawały z butów. Może belgijskie?

Nakryto do stołu!

Wszystko może wyglądać jak jedzenie. Nie szokują już okulary przeciwsłoneczne przypominające lody włoskie albo torebki w kształcie wielkich truskawek. Nie wspominając nawet o modnych jeszcze do niedawna markach bazujących na projektach Sexy Sweaters. Obok klasycznych obrazów, Matek Boskich, Wielkich Wybuchów i landszaftów drukują na swoich bluzach, legginsach i kostiumach kąpielowych śniadania, obiady, kolacje, desery i przystawki. Kotlet mielony z ziemniakami i mizerią raz poproszę, rozmiar S.

breakfast_rings_large

Magazyn Nylon w swoim sklepie już od jakiegoś czasu sprzedaje „ubrania w jedzenie”. Ostatni hit? Pierścionki z bekonem, sadzonym jajkiem i roztopionym serem. Do noszenia w zestawie śniadaniowym, po każdym na inny palec. To jednak nie wszystko. W ich sklepie jest większy wybór posiłków niż w niejednej tradycyjnej knajpie. Co pani sobie życzy z naszej karty? Skarpetki w bekon czy w gofry? Może tank top albo T-shirt w pizzę? Okulary przeciwsłoneczne w donuty i hot dogi?

I to się nosi, naprawdę. Kojarzycie teledysk Katy Perry i Snoop Dogga California Gurls? On w garniturze w muffinki, ona ubrana w sukienki pełne kolorowych i błyszczących słodyczy, w berecie przypominającym czekoladowe ciastko albo w staniku w babeczkami z bitą śmietaną i wisienką zamiast miseczek. Ale to nie tylko fantazja na potrzebny teledysku. Podczas gdy inne gwiazdy na wielkie gale, koncerty czy ścianki zakładają kobiece suknie i bezpieczne kreacje, Perry wybiera kombinezon z wielkim bananem na ramieniu, sukienkę z popcornem, śpiochy w pizzę pepperoni, narzutkę w sushi. Podobnie, chociaż nie tak śmiało, robi Rita Ora, która momentami przypomina tumblrowe rainbow cake i z nieskrywaną radością nosi większość projektów Jeremy’ego Scotta.

Jesteś do schrupania

Parę lat temu, z okazji walentynek, właściciele Pizza Hut wypuścili na rynek perfumy o zapachu tego kultowego włoskiego dania. Amerykanie mieli okazję roztaczać wokół siebie woń pomidorów, salami i sera. Brzmi nieźle? Promocja trwała zaledwie trzy dni, a wyprodukowano tylko 72 flakoniki Eau de Pizza Hut. Food fashion się nosi, food fashion się nawet pachnie.

katy-perry-cupcake-bra-1-537x402

Coraz rzadziej dziwią trampki wyglądające jak kanapka z Burger Kinga, loafersy w ananasy, sneakersy w donuty. Ale to dopiero początek. Kolejny etap? Blogi. I to nie takie działające na zasadzie „tu stylizacja, tam kolacja”. Autorki nowych blogów najpierw przebierają się za to, co chcą dostać na talerzu, a potem dokumentują swoje wyjścia do knajpy na lunch. Efekt? Zakończenie debaty, czy w modzie są jakiekolwiek granice albo pomysły z góry skazane na porażkę.

tekst | Ola Zavi

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News