Jeżeli to penis steruje mężczyzną, aż strach pomyśleć, jak wielką władzą może dysponować niepozorny napletek. Bohater włoskiego komediodramatu „Cierpienia młodego Edoardo” to jeden z tysięcy mężczyzn, dla których najbardziej złowieszczym słowem świata staje się nagle „stulejka”. O filmie, który przypomina, iż za ciasny kapturek pęta zwłaszcza w okresie burzy hormonów, rozmawialiśmy z jego twórcą, Duccio Chiarinim.
Dorastaniu i związanej z nim seksualnej presji poświęcono setki filmów. Zapytam więc wprost: co czyni historię przedstawioną w Cierpieniach młodego Edoardo wyjątkową?
Nie wiem, czy jest wyjątkowa, ale z pewnością jest bardzo osobista. Inspiracji niestety dostarczyły mi moje własne doświadczenia (śmiech). Choć sam pomysł na film naszedł mnie w trakcie czytania pewnej powieści graficznej. Konkretnie za sprawą sceny, w której główny bohater odwiedza urologa. Było w tej scenie coś poruszającego, ale też mówiącego wiele o sposobie, w jaki traktujemy męską seksualność. Z jakiegoś powodu uważa się, że jest ona silna i niewzruszona, podczas gdy w istocie jest równie krucha jak seksualność kobiet. Zależało mi więc na swoistym studium dorastania w kontekście tej kruchości. Pomysł na ukazanie problemów z penisem jako pretekstu do powiedzenia czegoś głębszego i bardziej uniwersalnego wydał mi się wyjątkowo atrakcyjny.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Skoro film oparty jest na osobistych doświadczeniach, domyślam się, że sporo czasu musiało upłynąć, zanim odnalazł Pan humorystyczny aspekt swoich dawnych problemów?
Oczywiście. Przede wszystkim męska seksualność to temat tabu, zwłaszcza gdy chodzi o jakieś jej dysfunkcje. Mówienie o niej nadal wymaga sporego samozaparcia. Tym bardziej chciałem zrobić to, zachowując równowagę pomiędzy humorem a dramatyzmem. Z jednej strony położenie mojego bohatera jest komiczne, kiedy zmuszony jest udawać, że jest aktywny seksualnie, z drugiej – jego rozterki pogłębiają poczucie izolacji, a to nigdy nie jest powód do śmiechu.
Poza tym Pana bohater żyje w otoczeniu ogarniętym niemalże obsesją na punkcie seksu, a jednocześnie mocne więzi rodzinne odbierają mu prywatność. Trudno nie odnieść wrażenia, że to typowe dla włoskiej kultury.
Nie zastanawiałem się nad tym, choć oczywiście odwzorowałem w filmie własne doświadczenia z czasów bycia nastolatkiem. Kiedy człowiek czuje się inny i niepewny siebie, wszyscy w jego otoczeniu wydają się silniejsi niż są w rzeczywistości. Przekonanie bohatera, że cały świat kręci się wokół seksu to przejaw pogłębiającej się izolacji. Myślę jednak, że to zjawisko sięga daleko poza Włochy czy ogólnie zachodnie społeczeństwo. Seks przewija się wszędzie, również w codziennym języku i zwyczajowych zachowaniach. Na przykład jako afirmacja osobowości, gdy ktoś chce sprawiać wrażenie bardziej pewnego siebie.
Oryginalny tytuł filmu to Short Skin, ale dystrybuowany jest także pod tytułem odsyłającym wprost do Cierpień młodego Wertera…
Ten drugi wymuszony został przez dystrybutorów. We Włoszech funkcjonuje jako podtytuł i zgadza się, inspirowany był powieścią Goethego.
Pytam o to, bo zupełnie pozbawiony jest ironii i żartobliwości oryginału, o wiele bardziej pasujących do Pana filmu.
Zgadzam się. Choć przyznam, że aż do tej pory nie wiedziałem nawet pod jakim tytułem pokazywany będzie w Polsce.
Co ciekawe, pracował Pan z bardzo ograniczonym budżetem.
Tak, film powstał w ramach warsztatów Biennale College kosztem 150 tysięcy dolarów. Nie stanowiło to żadnej przeszkody, bo scenariusz powstał z myślą o małym budżecie. Nigdy więc nie czułem się ograniczany ani nie musiałem iść na kompromisy. Dla mnie to wspaniałe doświadczenie, ponieważ pracowałem szybko, dzięki czemu film nie zatracił też swojej świeżości.
Jak trafił Pan na odtwórcę głównej roli, Matteo Creatiniego? Podobno jest raperem…
Tak, Matteo to początkujący muzyk. Wybrałem go po castingu, na który przyszedł, licząc na jedną z ról drugoplanowych. Ja tymczasem nadal nie miałem aktora do głównej roli, a po przesłuchaniach uznałem, że Creatini nada się znakomicie. Decyzja musiała być podjęta szybko, bo na realizację filmu miałem siedem miesięcy. Pewne ruchy, które zazwyczaj trwają wieki, ja z konieczności przeprowadzałem błyskawicznie.
[ytp_video source=”5byYOvXPi6I”]
Powiedział Pan, że chce, aby ten film miał „szwedzki posmak”. Chodziło o konkretne inspiracje czy specyficzną skandynawską aurę?
Jestem wielkim fanem szwedzkich love stories. Uważam, że Szwedzi są mistrzami w kręceniu filmów o nastolatkach i ich miłosnych rozterkach. Jednocześnie jestem świadom, że realizacja takiego obrazu wymaga kontaktu z młodymi ludźmi. Ja mam jednak takowy zapewniony, bo pracuję sporo z młodzieżą.
Czy jest szansa, że odwiedzi Pan Polskę w ramach promocji Cierpień…?
Nie, nikt mi tego nie zaproponował, a ja aktualnie zajmuję się nowym projektem. Nie jestem nawet pewien, kiedy odbędzie się polska premiera…
Pod koniec września.
Bardzo żałuję, ale nie jestem w stanie przyjechać teraz do Polski.
A skoro już Pan o tym wspomniał… Co to za nowy projekt?
Właściwie to nawet dwa projekty. Jednym jest dokument o nastolatkach, drugim – kolejny film o męskiej kruchości, tyle że dotyczący bohaterów w innym wieku. Będzie to miłosna opowieść o ludziach oddalających się od siebie.
Tekst: Sebastian Rerak
Zdjęcia: materiały prasowe