Dlaczego tęsknię za MySpace’em

Logo serwisu internetowego Myspace

Dawno temu, w zamierzchłych czasach bez Facebooka, Instagrama i Snapchata, zapewne chwilę po tym, jak założono ci stałe łącze, młodzież uprawiała internetowy ekshibicjonizm na MySpace. Każdy się z każdym witał, wszyscy znali Toma, profile miały soundtrack, a na szablonach migały brokatowe gwiazdki. Czym był Myspace i jak wyglądała historia internetu przed wynalezieniem Facebooka?

MySpace

Myspace powstał w 2003 roku, a jego ojcami są Chris DeWolfe i Tom Anderson. Ten drugi zawsze był naszym pierwszym znajomym na portalu i do niego można było się zgłosić z każdym problemem. Do tej pory zresztą ma na Facebooku to samo słynne zdjęcie: rozpikselowane i dziwnie wycięte, z wyszczerzoną miną i w białym T-shircie.Tom był tam jak wujek dobra rada i Indiana Jones w jednym. I chociaż we wszystkich portalach społecznościowych chodzi o to samo – zbieranie znajomych i kreowanie własnego wizerunku, to jednak tęsknię za Myspace’em. Tym starym, sprzed dziesięciu lat. Dlaczego?

Pimp my Myspace

“Majspejs” był bardzo surowy, dopóki się go odpowiednio nie wypstrokaciło i wypudrowało – a to było obowiązkowe, bo przecież ze standardowym szablonem było się nikim. Logo z trzema ludkami, wielki błękit i biała ściana. W odpowiednim miejscu dodawało się gotowe, napisane w HTML, szablony albo samodzielnie grzebało w kodzie i wstawiało coś więcej, niż tylko pogrubienie i pochylenie (czyli na przykład pełne błysku i blasku brokatowe obrazki).

enhanced-buzz-6467-1339016486-5

Każdy miał nadzieję, że po zalogowaniu się znajdzie w zakładce “My Mail” nowe wiadomości, nowe zaproszenia do znajomych i nowe komentarze w rodzajach trzech – zwykłe, zdjęć i bloga. Gorzej, gdy okazywało się, że to jedynie “biuletyny” ze smutną prośbą o komentarze i komentarz będący podziękowaniem za zaakceptowanie requestu. Trudno, bywa. Najważniejsze, że wśród znajomych można było mieć nie tylko kolegów z klasy i koleżanki z podwórka, lecz także wschodzące gwiazdy pop punka, stronę o tatuażach, vintage sklep Nasty Gal, kochaną przez wszystkich Audrey Kitching i wiele innych mniej lub bardziej znanych sław. Z nich wszystkich wybierało się magiczną ósemkę, czyli tych znajomych, których się nie wstydziliśmy. Mieli oni widnieć na stronie głównej naszego profilu.

Zdjęcie profilowe

Podobnie jak na Facebooku dużą rolę odgrywało zdjęcie profilowe. Musiało współgrać z szablonem i pasować do muzyki, toteż jeśli akurat była jesień i gdzieś między opisem o sobie a blogiem migały rudawe liście i w tle naszej strony zawodziło From First to Last, to selfie nie mogło być z plaży. Logiczne, prawda? Niestety, aparaty nie były tak świetnie jak teraz, a z obróbki potrafiło się dodać jedynie kontrast oraz usunąć kolory, więc łatwo sobie wyobrazić, jak to zdjęcie z grzywką na pół twarzy i specjalnie zrobionym makijażem wyglądało.

Piosenka profilowa

Sprawiało ogromną frajdę i zabierało ogrom czasu dobieranie muzyki do profilu. Nieraz spędzało się wieczory zamiast z ukochaną – z płytami ulubionych wykonawców z nadzieją, że w końcu znajdzie się piosenkę życia (albo chociaż pasującą do szablonu). Wybrać mało znaną Lily Allen czy może bardzo znaną kapelę kochaną przez emo? The Academy Is…, Billy Talent, Panic! At the Disco, Blink-182, Enter Shikari, Death Cab for Cutie, The Devil Wears Prada, Boy Kill Boy czy Alexisonfire… Wybór był ogromny.

181178654_ce8c6ee5bf_b

I chociaż twoją miłością największą była jedna z “gwiazd” portalu – odpowiednio Pete Wentz albo któraś z dziewcząt z Trashy Life, to jednak dostawało się ataku serca na widok migającego na zielono “Online Now!” przy nazwisku najfajniejszego chłopaka w szkole. Zaczepek jednak nie było, pozostawało więc nieśmiałe komentowanie na profilu: “Hej, co słychać?”. Oraz ustawianie nastroju na coś w stylu “Niech mnie ktoś pocieszy” i wpisywanie w quizach: “Jaka była ostatnia rzecz, jaką jadłaś? – Czekolada” albo “Jak duże jest twoje łóżko? – Wystarczająco duże” z nadzieją, że twoja szansa na miłość podłapie i zagada.

A co najlepsze było w starym MySpace to to, że w całej swojej formie był taki absurdalny. Można było napisać wiadomość do ukochanego muzyka, a jednocześnie mieć brokatowe tło. Znać kogoś, kogo będzie kochało potem MTV, ale nie chcieć przyjąć go do znajomych, bo ma nieciekawe profilowe. Żebrać o sławę, chociaż nie było lajków. Nic nie było podane na tacy jak na Facebooku i oczywiste jak na Instagramie. Układanie puzzli, gra w klasy, wezwanie do przygody. MySpace dla całej generacji był początkiem social mediów i pierwszym serwisem nie przynoszącym obciachu jak poprzedzająca go rodzima Nasza Klasa. To początek historii internetu.

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News