Dobry wieczór, czy dostanę u Państwa piwo? Barman z wyciągniętym do góry kącikiem ust wymownie odpowiada, że nie. Dziękuję. Trzask drzwi. Późny wieczór, bar z chmielowymi napojami. Czy tylko dla mnie była to scena z Monty Pythona?
Roześmiałam się nad ginem z tonikiem. Barman, któremu kącik nie opadł na milimetr, patrzy na mnie do momentu, w którym pokazuje pełny zgryz. Powiem Pani jeszcze śmieszniejszą historię – mówi z tym samym, szerokim uśmiechem.
Pewnego wieczoru o godzinie 20:00, przed barem słychać, jakby rozszalały tłum fanów polskich kabaretów o zabarwieniu politycznym miał zlot. Rechot na całą ulicę. Okazało się, że w drzwiach staje mężczyzna, który miał na sobie polo, adidasy i bokserki. Nic więcej. Pan z reklamy pasty do zębów podszedł do niego i zapytał, o co się założył, że tak paraduje na ulicy. Bokser odpowiedział na to, w pełni trzeźwy, że nie rozumie tego pytania, przecież jest ciepło, a on ubrał nowe krótkie spodenki. Kurtyna.
Słyszałam już o zamawianiu taksówek, propozycjach matrymonialnych, ofertach płacenia w naturze lub dokumentami osobistymi za zamówienie. Znam też historię człowieka, który chciał schować się do zamknięcia za barem, w celu popełnienia degustacji karty drinków. Dużo słyszałam. Jednak bokserki jako szorty zrobiły na mnie wrażenie. Albo będzie to nowy trend, albo był to hit jednego wieczoru. Dykteryjek i historii do opowiadania wnukom i znudzonym klientom, barmani mają porównywalnie do ilości potłuczonych szklanek.
Papierowa słomka w mojej szklance już całkiem przesiąknięta zawartością nie chciała współpracować. Ostatni łyk i wychodzę. Barman już bez uśmiechu, w pocie czoła obsługiwał wesoły tłum, cieszący się, że jest piątek weekendu początek. Jeszcze jutro. Odespać i od środy kolejna runda. Przecież środa to taki mały piątek. Wielu wyznaje zasadę, że każdy powód jest dobry do świętowania. Pan za barem z uśmiechem, czy bez, zawsze jest w centrum wydarzeń, nawet jeśli to nie jest wystarczający powód do świętowania.
Morał tej historii jest taki, że drinków nie zamawiamy z automatu, a przygotowuje je dla nas człowiek. Ktoś, kto wysłuchał opowieści o niejednym złamanym sercu, niepowodzeniu w pracy, czy traum dzieciństwa, nigdy nie zostanie naszym najlepszym przyjacielem. Poda nam szklankę, czasem nawet coś odpowie, po ludzku. Bądźmy więc ludźmi i dla nich.
Tekst: Aleksandra Siążnik