Wydawałoby się, że z roku na rok stajemy się coraz bardziej eko-świadomi. Używamy bio produktów, żyjemy waste-free, przechodzimy na weganizm, wybieramy komunikację miejską zamiast samochodów, segregujemy śmieci, ograniczamy plastik, porzucamy słomki – to tylko część współczesnych wyborów, które mają ocalić naszą planetę. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – kto tak naprawdę żyje w idealnej eko-bańce?
We współczesnym świecie życie w pełnej zgodzie ze środowiskiem jest praktycznie niemożliwe – chyba że ktoś nie używa żadnych źródeł energii, środków transportu napędzanych inaczej niż siłą własnych nóg i je tylko rzeczy z domowego ogródka. Jeżeli czytasz teraz ten tekst, to przykro mi, ale eko-ideałem z pewnością nie jesteś, masz tylko wpływ na to, w jak dużym stopniu przyczynisz się do zaśmiecenia naszej planety. I tak samo ma ponad 7,6 miliarda ludzi.
Podejście do ochrony środowiska wygląda w Polsce na pewno o wiele lepiej niż kilka czy kilkanaście lat temu. Odkąd sięgam pamięcią, w moim domu zawsze segregowało się śmieci i oczywiście jako najmniejszy domownik to ja musiałam je wyrzucać. I pomimo tego, że pod blokiem mieliśmy kosz na makulaturę, a później także i plastik to mało kto w ogóle zwracał na to jakąkolwiek uwagę. Moje koleżanki i koledzy z podwórka wręcz dziwili się, że praktykuję takie zwyczaje. Od tego czasu z pewnością poczyniliśmy duży postęp, ale mając okazję zobaczyć, jak wygląda podejście do eko-życia w Kanadzie, zdałam sobie sprawę, że pomimo starań części społeczeństwa, o wiele łatwiej jest wdrożyć pewne zasady w życie, kiedy angażują się w nie, nie tylko mieszkańcy miasta, ale także, a może przede wszystkim, jego władze.
I tak na przykład w Vancouver, w wielu śmietnikach, także tych na ulicy, jest możliwość segregacji śmieci na: papier, szkło i plastik, odpadki organiczne oraz śmieci. W dużej części Starbucksów ludzie muszą obchodzić się bez słomek, a zamiast plastikowych widelczyków dostępne są tylko ich drewniane zamienniki. W kawiarniach za skorzystanie ze swojego kubka do kawy często można dostać zniżkę, a w mieście nie widziałam praktycznie ludzi korzystających z plastikowych butelek na wodę – tam prawie każdy posiada własną butelkę wielokrotnego użytku. Co ciekawe, w Anglii ostatnio powstała nawet inicjatywa segregowania soczewek kontaktowych, które od stycznia można tam oddawać w specjalnych opakowaniach do wyznaczonych salonów optycznych.
Takie działania z pewnością częściowo przyczyniają się do zatrzymania tsunami śmieci, które powoli zalewa świat, ale to, że ludzie w Kanadzie, czy UE przejmują się tematem, nie oznacza niestety, że wszędzie tak jest. Pomimo że Singapur czy Tajwan to pod względem ekonomicznym kraje rozwinięte i jest tam bardzo czysto, to dosłownie toną one w plastiku. W sklepach kupując na przykład cukierki (i wszystko inne też), to nie dość, że opakowanie jest plastikowe, to często podzielone jest ono jeszcze na dwie, trzy inne plastikowe paczki, w których każdy cukierek z osobna odziany jest w swój plastikowy strój. Tam też nikt się nie martwi się o korzystanie z plastikowych torebek, słomek i opakowań na jedzenie. W innych krajach Azji Południowo-Wschodniej jest często jeszcze gorzej. Filipiny, Malezja i Wietnam znajdują się wśród pięciu państw najbardziej zaśmiecających oceany. Tam segregacja wydaje się na razie marzeniem ściętej głowy – w liczącej prawie 2 miliony ludzi stolicy Filipin, Manili, sterty śmieci swobodnie leżą sobie na ulicach. Nie chcę już nawet wspominać o Chinach, które problemy ze środowiskiem i zanieczyszczeniem powietrza mają już od dawna.
https://www.instagram.com/p/Bs1Dw54hhDM/
Czy wobec tego to, co my staramy się każdego dnia wdrażać w życie, ma jakikolwiek sens? Czy pojedynczy ludzie i ich codzienne nawyki są w stanie zneutralizować złe regulacje poszczególnych państw i ignorancję wielkich korporacji, fabryk, które zanieczyszczają nasz świat? Chyba nie do końca, ale lepiej zrobić coś dobrego niż coś złego. Zamienianie drobnych nawyków na takie, które mogą przyczynić się do poprawy naszego ekosystemu, nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Ale ważne jest, żeby pamiętać, że nie każdy od razu musi być ideałem.
W społeczności wegańskiej dużo osób jest bardzo chętnych do krytyki tych, którzy nadal jedzą mięso i inne produkty pochodzenia zwierzęcego. Komentarze w stylu jesteś złym człowiekiem, bo pijesz kawę z krowim mlekiem!, wcale nie zachęcają ludzi do zwrócenia się do diety roślinnej. Tak samo często bywa z innymi eko-działaniami – jeśli wysmarujesz twarz starym brokatem, który i tak trzymasz w szafie od 5 lat, to jesteś zabójcą ryb; zjesz coś z olejem palmowym? Krzywdzisz orangutany, jedziesz gdzieś samochodem? Jesteś głównym winowajcą smogu.
Nie zaprzeczę, że świetnie byłoby, gdyby każdy z nas robił wszystko, co możliwe, żeby chronić środowisko, ale zanim kogoś skrytykujesz, pomyśl, czy przypadkiem nie jesteś eko-hipokrytą. Jeżeli zawsze działasz w 100% dla dobra naszego ekosystemu to chapeau bas, krytykuj, ile chcesz, ale jeżeli nie, to może najpierw zwróć uwagę na to, co robisz sam i spróbuj docenić nawet te małe starania innych. Małe sukcesy typu ograniczenie spożycia produktów odzwierzęcych albo noszenie własnej siatki do sklepu to ciągle sukcesy. Nie warto o tym zapominać, bo jedyne, na co mamy wpływ to nasze wybory i nasze najbliższe otoczenie. A wierz mi to już bardzo dużo. Gdyby każdy poczynił taki krok i zaczął od siebie, to już dawno moglibyśmy wyeliminować ten przeklęty plastik i segregować prawie wszystkie śmieci. Starajmy się traktować naszą planetę z szacunkiem, ale nie bądźmy przy tym utrapieniem dla innych, bo to nie pomoże ani ziemi, ani naszemu samopoczuciu.
Tekst: Amelia Zajączkowska