Tempo naszego życia stale przyśpiesza. Biegniemy przed siebie od punktu A do punktu B. Jedzenie zamawiamy w pudełkach, ze znajomymi widzimy się w przerwach na lunch, a po nocach śnią nam się deadline’y.
Zatracamy w tym wszystkim zdolność widzenia, ograniczamy się do pojęć takich jak: ja, mnie i moje. Zobaczcie co miały nam do powiedzenia dwie młode dziewczyny, założycielka oraz współtwórczyni kampanii Yes, I react, poruszającej problem rosnącej znieczulicy.
Czym zajmujecie się na co dzień?
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Caro: Studiuje zarządzanie i marketing na uczelni im. Leona Koźmińskiego. Stale też rozwijam swoją pasję, którą jest fotografia. Ukończyłam Akademię Fotografii, broniłam się dyplomem God Save The Punk. No i założyłam kampanię Yes, I react.
Asia: Jestem studentką Amerykanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Uwielbiam moje studia, bo mocno interesuje się kulturą i polityką Stanów Zjednoczonych. Za to moją największą pasją jest lotnictwo.
Jak to wszystko się zaczęło? Skąd pomysł na stworzenie Yes, I react?
Caro: Na początku to nawet nie miała być kampania. To miało być bardziej coś w stylu rozeznania środowiska, tak z czystej ciekawości. Od dłuższego czasu obserwowałam to, co się dzieje w społeczeństwie. Przeraziło mnie to, że coraz częściej, nawet w social mediach pojawiały się wzmianki osób znajomych, albo nawet obcych, o niemiłych przypadkach stalkingu lub napastowania. Te posty nikły w tłumie, nikt się w to nie angażował. Postanowiłam coś z tym zrobić i zacząć działać. Szukałam osób, które miały styczność z napastowaniem. W ciągu jednego dnia napisało do mnie aż kilkadziesiąt kobiet. Zebrałam je wszystkie, zrobiłyśmy burzę mózgów i tak się zaczęło.
Asia: Byłam pierwszą osobą, która napisała do Caro ze swoimi przeżyciami. Opisałam konkretną sytuację i wtedy mnie tknęło – nie chce, żeby to dotyczyło tylko tej jednej sytuacji, chcę przekazać coś więcej. Chciałyśmy stworzyć coś wartościowego, od ludzi dla ludzi.
Czy myślicie, że problem napastowania na terenie Polski jest większy niż przykładowo na zachodzie?
Caro: Nie chciałabym generalizować. Mogę za to podać przykłady różnic kulturowych, które we mnie uderzają. Bo stalking – jest problemem międzynarodowym. Też dlatego nasza kampania jest także po angielsku, chciałabym w przyszłości przełożyć ją również na inne języki. To, co najbardziej lubię w Australii to to, że ludzie tam są na Ciebie po prostu otwarci, mili. Powinniśmy zaczerpnąć z przyjętej uprzejmości, kultury czy mentalności innych państw. Czasem odwzajemnić uśmiech, zatrzymać się, aby wytłumaczyć komuś drogę- po prostu okazać zainteresowanie. Tak samo, nieważne, gdzie jesteśmy, jeżeli wyrażamy sprzeciw zaistnieniu jakiejś sytuacji, to w tym momencie powinna zapalić się czerwona lampka. To nie tak, że, jak ktoś podejdzie i zagada, to od razu potraktuje to jako nagabywanie, tu chodzi o zachowanie swojej strefy komfortu. Nie możemy też popadać ze skrajności w skrajność.
Asia: Niezależnie od języka NIE znaczy NIE. W Wielkiej Brytanii powstało nawet określenie na napastowanie, mianowicie Cat Calling. Za to, w Warszawie za to natknęłam się na kursy tzw. Mistrzów Podrywu- które pokrótce są przyspieszonym, intensywnym kursem stalkingu. Tak naprawdę, to wszystko zależy od tego, jakich ludzi spotkasz.
Z czego mogą wynikać różnice pomiędzy większą empatią w danym państwie a u nas?
Caro: Uważam, że wynika to trochę z systemu edukacji. Od małego jesteśmy nastawieni na jednostkową pracę jak maszyny zaprogramowani na wyścig szczurów. Miałam to szczęście, że w mojej szkole zbieraliśmy się całą szkołą, mieliśmy kontakt z drugim człowiekiem, dzięki temu nauczyliśmy się ze sobą żyć, współgrać. Tak samo nie rozumiem jakim cudem dzieją się sytuacje, kiedy osoba czuje się zagrożona, prosi o pomoc, a osoba, która ma być autorytetem, zapewnić nam bezpieczeństwo, bagatelizuje sprawę. To burzy zaufanie, zamiast je budować.
Asia: Amerykański system edukacji jest przede wszystkim nastawiony na projekty grupowe, na kontakt z drugim człowiekiem. Kiedy od małego jesteś uczony, że aby coś było zrobione, musisz współgrać z kimś innym, że efekt finalny nie zależy tylko od Ciebie i, że nie – nie jesteś sobie sam, to już sam przyswajasz jeden fakt- ludzie wokół Ciebie też są ważni. Uważam, że powinniśmy edukować dzieci, aby umiały prosić o pomoc, wiedzieć jak zareagować, nie bać się rozmawiać. Mnie w szkole niestety nikt tego nie nauczył.
Co chcecie osiągnąć dzięki Yes, I react?
Caro: Przede wszystkim chcemy zwiększyć świadomość społeczną. Super byłoby edukować od najmłodszych lat, przecież 13-latek jest tak samo myślącą osobą, rozróżnia, co jest dobre a co złe. Działamy jako organizacja Non Profit. To nie jest kampania dla pieniędzy tylko dla ludzi, dla nas wszystkich. Bo wybaczcie, ale pieniądze – pieniędzmi, kariera – karierą, ale gdzie się podziała ludzka empatia?
Asia: Tu nie chodzi po prostu o nagłośnienie zaczepiania ludzi na ulicy. Tu chodzi o większą świadomość tego, co dzieje się wokół nas. Teraz każdy tak pędzi, pędzi prosto przed siebie i każdy tylko sobie sam i nikogo więcej, nie zwracają uwagi na innych. Nasz cel to pobudzać empatię, czułość, czujność.
Czy dostajecie wystarczającą ilość wsparcia?
Caro: Na początku wszyscy odsyłali nas z kwitkiem. Nikt nie chciał nam pomóc, argumentem było „Nie, bo nie”, nie widzieli w tym sensu. Bo właściwie, dlaczego to jest takie ważne? Po co wy to robicie? Za to ja nie rozumiem, dlaczego teraz jest tak wielka moda na to całe wspieranie się, a osoby, które emanują tym, nie wspomagają czegoś, co im się nie opłaca finansowo. Każdy zaczyna od zera, gdzie się podziało wsparcie?
Asia: Inaczej jest rozpocząć kampanię, kiedy jesteś osobą znaną z milionem obserwującym. Akcja odbija się echem w dużo szybszym tempem. Niestety, chciałam zrobić coś razem z niektórymi osobami, ale nie miałam szansy, bo nawet nie dostałam odpowiedzi.
Co sądzicie o znieczulicy na ulicach?
Caro: Ile osób odwróci się, gdy ktoś Cię kopnie na ulicy, a ile zapyta, czy wszystko w porządku? Przemoc jest ogólnodostępna. Ludzie są przyzwyczajeni, kochają obserwować sensację. W jakiś sposób mamy wtedy wrażenie, że coś dzieje się w naszym życiu. Dlaczego zamiast tego nie chcemy oglądać szczęśliwych ludzi? Człowiek jest tylko istotą, każdy z nas popełnia błędy, ale to nie znaczy, że mamy tkwić wciąż w tych samych utartych horyzontach. Ja też nie uważam, że jestem bez winy i że zawsze na wszystko reagowałam, ale zawsze możemy coś zmienić. Zawsze możemy zmienić samych siebie.
Asia: Niestety, ale panuje brak reakcji. Ludzie kompletnie nie są czujni, tak jak mówiłam- zamykają się na siebie. Mimo że wszystko widzą. Widać, że ktoś patrzy i myśli okej, nic się nie dzieje albo okej, coś się dzieje, ale ktoś inny zareaguje. Za to ludzie lgną do sensacji jak ćma do światła, kiedy podjeżdża karetka na sygnale, to obok od razu ustawia się wianek osób, nie po to, aby sprawdzić, czy ktoś, kto tam leży potrzebuje czegoś. Nie zastanowią się, że zmniejszają mu dopływ powietrza. Rozumiem ciekawość, każdy popełnia błędy. To nie jest też tak, że biegnę do każdego na ulicy – ale staram się, po prostu staram się, jak mogę.
Co oznacza dla was Yes, I React?
Caro: Oznacza, że tak, reaguje na to, co jest dookoła, widzę, słyszę, czuję. A przede wszystkim – nie jestem bierna.
Asia: Dzięki temu, że nazwa jest, na tyle prosta chcemy, żeby to było do zapamiętania.
Czy chcecie coś dodać?
Caro: Jestem niesamowicie szczęśliwa, że internet dał mi możliwość połączyć się z innymi ludźmi i zacząć działać. Zrobiłyśmy kilka złotych zasad naszej kampanii, będzie krótki film, będzie seria zdjęć opowiadająca historię. Chciałabym też z całego serca podziękować Kasi Michalik, bez której tak naprawdę nasza akcja by nie ruszyła, rodzinie oraz wszystkim osobom udostępniającym i wspierającym naszą akcję.
Zdjęcia: Caro Sadowska
Rozmawiała: Hanna Gnatowska