Co z nami będzie, gdy runie moda na techno?

Czarno-białe zdjęcie tańczącej pary. Do okoła nich widać grających na żywych instrumentach muzyków. Kobieta ubrana w wzorzystą sukienkę, mężczyzna w spodnie od garnituru i biała koszulę.

Trendy mają do siebie to, że przychodzą i odchodzą. Rzadko kiedy pojawia się coś całkowicie nowego i świeżego. W świecie muzyki jest podobnie. Na próżno już szukać nowych gatunków muzycznych. Moda na techno w Polsce już była. Niedawno wróciła ze zdwojoną siłą. I choć absolutnie jej nie wyganiam, to zastanawiam się,  czy osiedli się na stałe, czy po niej przyjdzie jakaś inna moda. Jeśli tak, to co nas czeka po erze pozdro techno?

Muzyka elektroniczna, jaką jest techno, przeżywa od jakiegoś czasu swój rozkwit. Obecna na naszym podwórku od blisko ćwierć wieku. Początkowo słyszana głównie na imprezach odbywających się w opuszczonych zakładach, pustostanach lub innych industrialnych miejscówkach, które miały raczej charakter doraźny.

Zobacz również: Ludzie po 16 godzinach techno

Następnie były legendarne imprezy w Instytucie-białe rękawiczki, fura narkotyków i legendarny imprezowicz z odkurzaczem Zelmera na plecach. Później nastąpiła pewna cisza przed burzą. Burzą, którą należy rozumieć jako wszędobylską obecność muzyki elektronicznej.

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Nie da się nie zauważyć jej wpływów w przemyśle muzycznym i kulturze. Rozwój tego gatunku, dostępność do sprzętu i programów przyczynił się do wielokrotnego czerpania z jej motywów wśród innych artystów. Rodzi się jednak pytanie, czy muzyka techno zagości w naszej kulturze na dłużej wzorem Berlina, czy to chwilowe szaleństwo, które, mimo że postępuję, to niedługo znów ucichnie na dłużej, aż nie pojawi się pokolenie spragnione muzycznych transów?

Czy w jej miejsce pojawi się inny gatunek, a my, zamiast gonić Berlin w tworzeniu kultury muzyki elektronicznej, będziemy starali się zasiać na naszym podwórku nową zajawkę? Oto kilka alternatywnych scenariuszy, które mogą się spełnić, jak już skończą się wszystkie DJ-sety, połknięte zostaną wszystkie piguły świata, a my będziemy potrzebowali nowych bodźców.

Zdjęcie w stylu sepia. Widoczna jest grupka znajomych, trzech mezczyzn i trzech kobiet lezacych pod parasolem na plazy. Trzej mezczyzni zabawiaja damy grając muzykę na gitarach i śpiewając.

Bossa Nova. Odlepimy nasz wzrok od elektronicznego Berlina i skierujemy go w kierunku skąpanej w słońcu Brazylii i plaży Ipanema, gdzie swoje początki miał gatunek muzyczny nazywany bossa-novą. Produkt klasy średniej. Skrzyżowanie brazylijskiej samby, muzyki klasycznej i jazzu. Zawdzięczamy ją takim artystom jak Antonio Carlos Jobim, Vinicius de Moraes, Joao Gilberto oraz Elizete Cardoso. Ważny dla spopularyzowania gatunku okazał się film Marcela Camusa Czarny Orfeusz, w którym bossa-nova stanowiła część ścieżki dźwiękowej. Jak już zaczną nas nużyć brzmienia muzyki elektronicznej połączone z migoczącymi światłami, to udamy się na pobliskie plaże lub łąki, aby słuchać kojących, spokojnych, pełnych wdzięku, subtelnych brzmień Bossa Novy popijając caipirinhe.

Jeśli nie porwie nas rozanielona Bossa Nova, to James Brown zmartwychwstanie i ponownie będzie krzewił superheavy funk. Starchild – postać z Mothership Connection przyleci na naszą planetę tytułowym statkiem i na życzenie dr. Funkensteina będzie wyposażał nas w niezbędną do życia energię. Będzie rytmicznie, energicznie i ekspresyjnie. Wszyscy będą super freaky jak Rick James. Minimalistyczne stroje wyrzucimy do PCK, a nasza garderoba pełna będzie kreacji podobnych do tych, co nosili Curtis Mayfield, Prince lub Will Smith znany wtedy jak Fresh Prince.

Do łask wróci afro, kolorowe peruki, jakie nosi George Clinton. Skąpe techno-choreografie zastąpią tańce w parach znane z programu Soul Train. Papa każdego z nas znowu będzie rolling stone, zamiast słuchawek będziemy zabierać ze sobą stare magnetowidy unitry, z których będzie grała kapela Fat Back Band, a przechodnie będą w ramach cyklu imprez funky poranki zatracać się w tańcach, tworząc uliczny, taneczny węzeł. Porzucimy troski życia codziennego, przestanie nas interesować kredyt hipoteczny, a zamiast tego będziemy się głowić who is that lady niczym The Isley Brothers.

Jeśli schyłek techno nie spowoduje wzrostu fali Bossa Novy ani Funku, może wszyscy zostaniemy punkami. Obudzi się w nas zew wolności i będziemy toczyć bój z każdą instytucją ograniczająca naszą swobodę. Będziemy odrzucać wszelkie religie, środki masowego przekazu nie będą miały żadnego posłuchu. Z okien polecą telewizory, zbojkotujemy każdy billboard, a jakikolwiek głos proponujący nowy ustrój politycznie zostanie stłumiony przez szwadron punków krzyczących ANARCHIA.

Z czerwonym irokezem, w ramoneskach nabitych ćwiekami, w martensach i pasiakach będziemy szturmować aparaty przymusu jak rząd, policja oraz wojsko. Nie będzie nas interesować muzyka sama w sobie, za to położymy nacisk na wartość liryczną tekstów. W nich będą miały się zawierać wszystkie ideologiczne założenia. Na porządku dziennym będzie nieuznawanie żadnych autorytetów. Kluby będą pękać w szwach od rozjuszonych systemem uczestników.

A jeśli nie ziści się scenariusz zakładający usytuowanie punku na piedestale, to zaczniemy słuchać tego, czego nie cierpieliśmy słuchać, czyli jazzu. Powiemy stanowcze NIE każdej elektronicznej obróbce dźwięku, wszystkim syntezatorom świata, na konsoletach będzie tylko wirował kurz, a my uczesani na plerezę, ubrani w marynarki na tzw. kilowatach w jaskrawą kratę, przykrótkie spodnie, które będą pozwalały podziwiać nasze pasiaste skarpetki i w końcu w butach na słoninie będziemy fascynować się jazzem.

Płeć piękna zaś będzie nosić wzorzyste bluzki, ciasne kolorowe sweterki i spódnice szyte z koła. Na ramionach będą wisieć wiklinowe koszyczki, a włosy będą związane w koński ogon. Odrobiwszy lekcję stylu, zaczniemy słuchać notowań radiowych, którymi zawładną tacy muzycy jak Theolonious Monk, Dizzy Gillespie, Warsaw Stompers, Krzysztof Komeda, Zbigniew Namysłowski, Billie Holiday, Charlie Parker, Melomani Jerzego Matuszkiewicza czy Jazz Believers Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Popatrz stary, co porobiło się, co?

Tekst: Jakub Paciorek

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News