Być tatuatorem. Strasznie fajna sprawa. Realizować swoją pasję, jednocześnie czerpiąc z tego korzyści finansowe. Nie musisz martwić się o spóźnienia, deadliny. Nikt nad Tobą nie stoi. Sam sobie jesteś szefem. Gdzie jest ten haczyk?
Wiedziony ciekawością postanowiłem podpytać znajomych zajmujących się tym rzemiosłem o ciemniejszą stronę wykonywanej przez nich pracy. Okazuje się, że niesie ona ze sobą mnóstwo sytuacji, dyplomatycznie mówiąc, dość dziwnych. No dobra – myślę sobie – skompilujmy to. W poniższym zestawieniu zamieszczam wypowiedzi trojga warszawskich tatuatorów, opisujące najbardziej przypałowe historie, jakie wydarzyły się na przestrzeni ich kariery.