Wysokobiałkowa, kapuściana, bezglutenowa, a nawet śpiącej królewny… To tylko niektóre diety, robiące błyskawiczną karierę w pewnych kręgach naszego społeczeństwa. Czy naprawdę podążając ślepo za modą na zdrowe odżywianie jesteśmy w stanie poświęcić samo zdrowie? A jeśli tak, to co jeszcze?
Kiedy kilkadziesiąt lat temu francuski socjolog, Michel Foucault formułował pojęcie biowładzy, nasi dziadkowie w socjalistycznej Polsce karmili dzieci chlebem ze smalcem, sami zaś zajadali się wyciągniętą spod lady karkówką i górami ugotowanych ziemniaków. Widok jedzonej na śniadanie smażonej kaszanki nikogo specjalnie nie dziwił, zaś za najlepszą poobiednią aktywność uważano godzinne leżenie na kanapie. Nic więc dziwnego, że zmiana nawyków żywieniowych jest jednym z najbardziej zauważalnych efektów transformacji ustrojowej. W momencie upadku żelaznej kurtyny, kiedy otworzyło się przed nami okno na mityczny Zachód, zaczęliśmy chłonąć jak gąbka wszystkie tamtejsze trendy. Lata dziewięćdziesiąte minęły pod znakiem budek z hamburgerami i wszechobecnych fasfoodów, jednak Polacy systematycznie uczyli się co i jak jeść żeby być zdrowymi, pięknymi i przede wszystkim nie zostawać w tyle za trendami.