„Biały szum” zadebiutował na platformie streamingowej Netflix w przedostatni dzień minionego roku, czyli 30 grudnia 2022 roku. Większość krytyków nie oceniła filmy pochlebnie. Czy „Biały szum” jest dobrym filmem? Na to pytanie odpowie poniższa recenzja! Uwaga, może zawierać śladowe ilości spoilerów.
Krótkie wprowadzenie do filmu
„Biały szum” to wielogatunkowy film nominowanego do Oscara za „Historię małżeńską” Noaha Baumbacha. Produkcję określić można jako apokaliptyczną komedię, dramat obyczajowy, film katastroficzny, a nawet grozy, satyrę z elementami sci-fi i kino familijne.
Film ilustruje prozę życia amerykańskiej rodziny skupiając się na zjawiskach takich jak miłość, lęk, śmierć, niepewność oraz szczęście. Akcja rozgrywa się w latach 80., kiedy prezydentem był Ronald Regan. Opowiada losy patchworkowej rodziny Gladney’ów. Jack i Babette mieszkają z czwórką dzieci na przedmieściach małego miasta. W ich domu zawsze panuje żywa atmosfera, dzięki nieustającym rozmowom prowadzonym przez ich błyskotliwe latorośle.
„Biały szum” skupia się przede wszystkim na Jacku, przerażonym perspektywą śmierci odnoszącym sukcesy profesorem wykładającym z zaangażowaniem o Hitlerze, oraz Babette, zmagającą się z nieznajdującymi wyjaśnienia dolegliwościami panią domu i panią prowadzącą gimnastykę dla emerytów.
Warto wspomnieć, że to pierwszy film Baumbacha, którego scenariusz nie powstał na podstawie oryginalnego pomysłu reżysera To adaptacja powieści Dona De Lillo o tym samym tytule. W filmie wystąpili: Adam Drive, Greta Gerwig, Don Cheadle, Raffey Cassidy, Sam Nivola, May Nivola, Henry Moore i Lars Eidinger.
„Biały szum” – recenzja
Pisząc recenzję „Białego szumu” nie można zacząć jej bez nawiązania do sceny otwierającej film, czyli wykładu urozmaiconego scenami wypadków samochodowych. Słowa w połączeniu z fragmentami kolizji są pewnego rodzaju zapoznaniem widza z rodzajem oglądanego filmu. A jest on bardzo realistyczny, zwyczajny, uniwersalny – jego fabuła poniekąd została zarysowana przez twórcę największej ilości filmów, którym jest życie. To, co spotyka rodzinę Gladney’ów może dotknąć każdego.
Początkowo „Biały szum” wydaje się chaotyczny przez bombardowanie widza różnymi cechami charakterystycznymi poszczególnych postaci oraz dużymi ilościami dialogów. Jest zabawnie, absurdalnie, lirycznie, romantycznie, przerażająco i apokaliptycznie. Wszystko zaczyna układać się w całość w momencie wypadku doprowadzającego do ewakuacji okolicy. Wtedy widz zdaje sobie sprawę, że początkowy „nadmiar bodźców” wprost idealnie zaprezentował każdego z pierwszoplanowych bohaterów oraz dogłębnie ukazał rytm życia rodziny Gladney’ów.
Mimo tego, że akcja filmu rozgrywa się w latach 80. to wydarzenia w nim przedstawione są bardzo aktualne. W momencie, gdy nad rodzinnym miastem Gladney’ów pojawia się toksyczna chmura widz może przypomnieć sobie pierwsze miesiące 2020 roku, czyli początek pandemii.
Wszechobecna dezinformacja, częściowa panika, odczuwanie objawów psychosomatycznych, coraz to bardziej złowieszcze komunikaty medialne, powątpiewanie w niebezpieczeństwo – to samo wydarzyło się w filmie mimo braku telefonów komórkowych, Internetu oraz mediów społecznościowych. Członkowie rodziny Gladney’ów natomiast prezentowali postawy, które sami przyjmowaliśmy w czasie lockdownu. Jack był pewien, że opary na pewno nie dotrą w okolice domu, Steff ze strachem pytała, czy coś im grozi, Denise cierpiała na wszystkie objawy podawane na bieżąco w audycji radiowej, a Heinrich bez przerwy słuchał radia i przekazywał innym nowe wiadomości. Na pewno każdy, kto oglądał „Biały szum” utożsamił się z jednym z podejść bohaterów do niebezpieczeństwa.
W filmie „Biały szum” ważny jest każdy detal, dlatego musi znaleźć się tu wzmianka o niesamowicie barwnej i estetycznej scenografii, a przede wszystkim fantastycznej charakteryzacji, której efektem jest zjawiskowa fryzura Babette, czyli Grety Gerwig. Wszystkie te elementy sprawiały, że film okazał się przyjemny dla oka i pozwolił zobaczyć nieznane oblicze znanych aktorów.
A skoro wspomniałam o nieznanych obliczach…
„Biały szum” to kolejna produkcja, która w ostatnich latach odnosi się do Hitlera. Jack Gladney to profesor wykładający właśnie o Hitlerze, jednak mimo swojej ogromnej wiedzy o nim ma jeden problem… nie zna języka niemieckiego. W tym celu chodzi na lekcje, aby móc pochwalić się znajomością języka przed profesorami z Niemiec, którzy mają pojawić się na jednym z jego wykładów. Adam Driver, aktor wcielający się w rolę Jacka, wypadł przekomicznie w scenie wypowiadania zdań po niemiecku. Zdecydowanie w takiej roli jeszcze go nie wiedzieliśmy. Jako niesamowita aktorka dramatyczna dała się też poznać Greta Gerwig, która zagrała zupełnie inną postać niż wcześniej. Scena, w której Babette dzieli się z mężem swoimi sekretami wywołuje ogromne emocje.
„Biały szum” w niesamowicie mocny sposób obrazuje też pewne smutne zjawisko. Pokazane w filmie zostało jak przytłaczające mogą być depresja oraz złe samopoczucie oraz jak dużo osoby zmagające się z natrętnym myślami i lękami są w stanie zrobić, aby cierpienia zniknęło. Taką osobą w rodzinie Gladney’ów jest Babette, która posuwa się do kłamstwa, a nawet zdrady, aby tylko poczuć się lepiej, szczęśliwiej.
Noah Baumbach w ciekawy sposób ukazał w filmie konsumpcjonizm. Zakupy robione przez bohaterów „Białego szumu” to niemal rytuał. Każdy jest zaangażowany, zwraca uwagę na zmiany w markecie i porusza się po nim z błyskiem w oku. Szczególnie dobrze zwraca na to uwagę scena w trakcie napisów, której nie można przegapić ze względu na choreografię.
Podsumowując, „Biały szum” to bardzo dobry film. W oryginalny sposób ilustruje życie, którego ciąg wyznaczają kolejne „wielkie wydarzenia”, porusza ważny temat jakim jest lęk przed śmiercią oraz próbuje odpowiedzieć na pytanie „kiedy życie jest szczęśliwe?”. Do ostatnich minut trzyma w dość nietypowym napięciu, ponieważ film jest tak życiowy, że trudno było przewidzieć jak się skończy.
Co prawda najnowsza produkcja Baumbacha nie została oceniona zbyt pochlebnie przez krytyków, ale według mnie „Biały szum” to świetne filmowe zamknięcie 2022 roku! Możliwe, że osoby na pokazach prapremierowych po prostu nie były zainteresowane filmem o rzeczywistości, mówiącym o lękach, ponieważ każdy z nas ma to na co dzień. Skoro, tak jak wspomniane w scenie otwierającej film, wypadki i przemoc nie robią już na widzach wrażenia, może i ukazywanie w filmach życia takim jakie ono jest też nie wzbudza specjalnych emocji? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wam. Mam nadzieję, że „Biały szum” spodoba Wam się, wywoła w Was refleksje i będzie to dla Was udany seans.
Tekst: Matylda Motyl