Hiszpański reżyser Carlos Saura podobnie jak w poprzednich swoich filmach (takich jak Flamenco, Fado czy Tango) zabiera nas na spotkanie z inną kulturą. Tym razem trafiamy do Argentyny. Przy pomocy muzyki i tańca opowiada historię tego niezwykłego kraju i tłumaczy, że jego mieszankę kulturową zrozumiemy, kiedy się w nią wsłuchamy.
Saura konsekwentnie trzyma się swojego drugiego etapu twórczości, w którego kręgu zainteresowań pozostają muzyka i taniec. Nie jest to już neorealizm z początków twórczości czy fascynacja Luisem Buñuelem, która przejawiała się w jego filmach z młodości. Reżyser już od kilku lat sięga po kontekst kulturowy Hiszpanii tworząc z niego tło swoich filmów. Przy jego najnowszym obrazie znów, trochę romansując z wpływami hiszpańskimi, udajemy się w podróż do Ameryki Południowej.
W swoim najnowszym dokumencie Saura dodaje raptem kilka wprowadzających plansz z tekstem i na tym rola jego narracji się kończy. Historia, jaką opowiada dzieje się w studio w Buenos Aires, do którego zaprosił do współpracy ponad setkę najwybitniejszych artystów – tancerzy i muzyków. Chciał, by przemówili za pomocą gestu i śpiewu i opowiedzieli o losach Argentyny.
Potrzebujesz MacBooka? Razem z ekspertami Lantre wybraliśmy maszynę dla ciebie 💻🍏👍
Każde historyczne zetknięcie Argentyny z innymi państwami da się usłyszeć w piosenkach – dzięki malambo przenosimy się do z Afrykia, a przy chamamé spotkają się muzyczne tradycje przybywających na wybrzeże polskich, ukraińskich i niemieckich imigrantów. Do ekranu przykuwa nas magnetyzm i emocje bohaterów. Dokument przypomina niejako scenę, na której występują artyści, a my słuchamy ich opowieści. Czasem rolę się odwracają i niepostrzeżenie trafiamy za kulisy, wkradamy się w świat tancerzy.
Brak komentarza ze strony reżysera daje nam wolność opinii i sprawia, że nie czujemy się przytłoczeni wytyczonym schematem myślenia. Film nominowany w Argentynie do tamtejszej nagrody Akademii Filmowej był świetnie odbierany też na światowych festiwalach filmowych. m.in w Wenecji, Hajfie, Belgradzie czy Miami. Choć nie będzie to dzieło dla każdego, to dla entuzjastów kultury Ameryki Południowej stanie się prawdziwą ucztą dla oczu i uszu. Kwintesencją filmu jest stwierdzenie, że każdy kraj ma swój sposób na tłumaczenie świata. W starożytnej Grecji służyły do tego mity. W Argentynie o Bogu, stworzeniu świata, namiętnej miłości czy bólu i odrzuceniu uczymy się za pomocą muzyki.
Tekst: Sara Leszczyńska