Od dłuższego już czasu obserwujemy powrót mody na klasyczne piękno i elegancję reprezentowane przez Audrey Hepburn, Marilyn Monroe czy Faye Dunaway. Plakaty i grafiki z ikonami minionych czasów, można kupić dosłownie wszędzie. Niektóre Wasze znajome na Facebooku wstawiają też na pewno mnóstwo ich cytatów, jak choćby ten, w którym Audrey mówi, w czym tkwi piękno kobiety. Marylin i Audrey są dostępne na koszulkach, plakatach, kolczykach handmade, zeszytach, kalendarzach… Czy więc dzisiaj miłośniczki pięknych pań sprzed lat są oryginalne i naprawdę jarają się tymi klimatami, czy po prostu powielają modę? I czy potrzebne są nam kolejne grafiki z idealnymi kobietami z pierwszych stron gazet?
Grafiki i płótna Anny Halarewicz przywodzą skojarzenia z piosenką Marii Peszek „Kobiety pistolety”. Bo maluje ona właśnie najpiękniejsze kobiety, kobiety z pierwszych stron gazet, z żurnali, kobiety perfekcyjne. Można powiedzieć: „Ok, ale to już było”. Jednak jej prace mogą spokojnie przypaść do gustu miłośnikom klasycznej, ponadczasowej elegancji pań, które królowały w latach 20., 30., jak również bardziej nowoczesnej mody. Anna maluje swoje własne portrety, ale także monarchinie, boginie, wojowniczki czy kobiety z magazynów modowych i wybiegów oraz te z pierwszych stron gazet (Rihannę czy Monikę Bellucci).
Halarewicz wydobywa z kobiet ich prawdziwe piękno, a jej grafiki i płótna idealnie pasują do wystroju nowoczesnego mieszkania. Choć dominuje w nich głównie jeden temat, są niesamowicie bogate i różnorodne. Pierwsze wrażenie? „Chcę to mieć u siebie w pokoju”. Dużo barw pastelowych, ale też tych ciepłych oraz ponadczasowej, eleganckiej czerni. Anna Halarewicz dobrze się czuje zarówno we współczesności, ale potrafi też malować baśniowe monarchinie czy wojowniczki.
Czasem jest komiksowo i plakatowo, czasem baśniowo, czasem elegancko, jak na portretach Audrey Hepburn. Anna pięknie portretuje też współczesnych polskich projektantów mody. Nie można jej również odmówić umiejętności przewidywania trendów w modzie.
Dotychczas stworzyła ilustracje dla najważniejszych polskich magazynów modowych i miała kilka dużych wystaw autorskich. Jedna z nich, zatytułowana „Illustrations”, odbyła się w 2013 roku, we Wrocławiu – można było tam zobaczyć kilkadziesiąt ilustracji artystki, które ukazały się w „Twoim Stylu”, „Bluszczu” i wielu innych, kartki świąteczne oraz inne produkty z jej grafikami lub przez nią zaprojektowane, jak na przykład kalendarze. Najnowsze grafiki można podziwiać w Warszawie, w KYOSKu przy ulicy Koszykowej – możemy tam również nabyć oprawione prace Anny Halarewicz.
Annie Halarewicz jest osobą, której nie brakuje naturalnego luzu, brak w niej jakiegokolwiek zadęcia. Czytając wywiady z nią odnosi się wrażenie, że to dziewczyna, z którą fajnie byłoby pogadać. Wielu rzeczy o niej nie wiemy, jak choćby tego, że lata temu zajęła drugie miejsce w turnieju tańca arabskiego. Jej grafiki i płótna mają duszę. Jest w nich sama Anna Halarewicz. Obiecująca, zdolna i pozytywnie zakręcona. Plamy i perfekcyjnie niedbała kreska są jej znakami rozpoznawczym. Niesłabnącą popularnością cieszą się też tiszerty i tuniki ozdobione jej grafikami.
tekst | Joanna Jaszczuk