Budzisz się pewnego dnia i odkrywasz –„I Forget Where We Were” Bena Howarda skończyło dziesięć lat. Płyta tak wyjątkowa i bolesna, na której muzyk odzwierciedlił zmagania emocjonalne związane z zakończeniem ważnego związku. W tekstach intensywnie eksplorował tematykę miłości, straty, samotności i przemijania. Jednak przede wszystkim napisał i wyśpiewał teksty, które dziś rozdzierają serce i uczą, że smutek po stracie jest ok (i nie ma się czego wstydzić. Można płakać śmiało).


10 lat „I Forget Where We Were”
Minęło już dziesięć lat od wydania „I Forget Where We Were”, drugiego albumu Bena Howarda, a jednak jego emocjonalna głębia i artystyczna dojrzałość wciąż zachwycają. To dzieło, które nie zestarzało się ani trochę – wręcz przeciwnie, z biegiem lat zyskało na znaczeniu, stając się jedną z najważniejszych pozycji w nowoczesnej muzyce folkowej i alternatywnej. Album, wydany w październiku 2014 roku, jest intymnym portretem człowieka w obliczu utraty i poszukiwania sensu pośród chaosu codzienności. Czy można przy nim płakać? Absolutnie. Czy można przeżywać rozstanie? Jak najbardziej. A co ważniejsze, Howard swoją muzyką oferuje coś więcej – terapie ze skutkiem wyjątkowo oczyszczającym.
End of the Affair
Ben Howard, znany z tego, że niechętnie dzieli się szczegółami swojego życia osobistego i nie udziela zbyt wielu wywiadu. Odpowiedzi na pytania o swoje życie i codzienność pozostawia w tekstach. Jednak paleta słów, jaką dobrał, by zarysować wyjątkowy moment swojego życia i zrobić z tego album „I Forget Where We Were” jest mistrzostwem. Oczywiście, ubierając to w nieoczywiste, często poetyckie słowa, dał do zrozumienia, że cała płyta to refleksja nad końcem bliskiej relacji. Zresztą, Howard nigdy nie bał się trudnych tematów. W utworach, takich jak „End of the Affair” wprost opowiedział o bólu rozstania, robiąc to w sposób pełen delikatności i zrozumienia. Choć doskonale wie, jak uderzyć w najczulsze punkty. Stara się łagodzić tego, co boli i daje możliwość zanurzenia się w tych emocjach, co przynosi ulgę. Howard jest jak przyjaciel, który chcę powiedzieć: Czujesz frustracje, dezorientację i żal. Chcesz płakać i nie umiesz się z tym pogodzić i wiesz co? Rozumiem to. Byłem tam.
Muzyczna podróż w głąb siebie
Już przy pierwszym odsłuchu albumu, można zrozumieć, że „I Forget Where We Were” jest dziełem głębszym, bardziej introspektywnym niż jego poprzedni, debiutancki album „Every Kingdom”. Brzmienie jest bardziej atmosferyczne, melancholijne i mroczne, co doskonale współgra z lirycznym przekazem.
Pieśni dla każdego
Teksty Howarda pełne są subtelnych, ale bolesnych refleksji, co sprawia, że album jest niemal idealnym towarzyszem w chwilach, gdy mierzymy się z własnymi emocjami. Howard nie oferuje prostych odpowiedzi, ale daje przestrzeń, by każdy mógł odnaleźć coś swojego – jego słowa, choć osobiste, mają uniwersalny charakter. To właśnie ta zdolność do opisywania skomplikowanych emocji sprawia, że słuchając tego albumu, łatwo jest się z nim utożsamić, niezależnie od upływu lat. Ponadto jest w tym wszystkim absolutna refleksja nad czasem i życiem, co słychać w numerach „Conrad” „Evergreen”. Jest w tym pewna kontemplacja nad przemijaniem, naturą życia i ludzkiej egzystencji. Oraz pełna akceptacja, bez nerwowej obawy i pozostawienie człowieka z myślą co dalej? Tak jakby słuchacz, znalazł bezpieczny port po dość szalonej podróży.
Czy działa oczyszczająco?
Z pewnością. Muzyka Bena, na tym albumie jest pełna emocji, które narastają i w końcu eksplodują, zwłaszcza w utworach takich jak „Rivers In Your Mouth” czy tytułowe „I Forget Where We Were”, gdzie narastająca intensywność muzyki doskonale oddaje wewnętrzne napięcie i rozedrganie. Album jest pełen momentów, które pozwalają nam skonfrontować się z własnym bólem, ale jednocześnie, w końcowym rozrachunku, oferuje coś na kształt katharsis. To jedna z tych płyt, które mogą stać się emocjonalnym oczyszczeniem, pomagając przejść przez trudne momenty.
Aktualność po dekadzie
W czasach, gdy emocjonalne zagubienie i niepewność zdają się być coraz bardziej powszechne, album ten nadal rezonuje z młodymi dorosłymi, którzy, podobnie jak Howard, próbują odnaleźć swoje miejsce w chaotycznym świecie. Zresztą jasno wyraził to w „Small Things”– numerze otwierającym album. Howard opisuję, nieprzyjemne uczucie dezorientacji i zastanawia się – czy to świat oszalał, czy może to jego własne postrzeganie jest zaburzone? Małe, pozornie nieistotne rzeczy mogą przytłaczać i doprowadzać do momentu, w którym człowiek czuje się zagubiony w otaczającej go rzeczywistości.
Ponadczasowe brzmienie
Brzmienie, choć zanurzone w melancholii, jest ponadczasowe. To album, który nie podążał za żadnymi modami ani trendami, co sprawia, że słucha się go tak samo dobrze teraz, jak dziesięć lat temu. Muzyka Howarda to połączenie introspekcji z delikatną, ale przejmującą produkcją, co sprawia, że „I Forget Where We Were” nie stracił na aktualności, a wręcz zyskał jeszcze więcej emocjonalnej głębi z perspektywy czasu.
Płytą na trudne czasy
Prawda brutalna, jednak szczera, której nie można znaleźć w recenzjach NME czy Pitchforka (a już na pewno, nie usłyszy od Howarda w wywiadzie). Jeśli szukasz albumu, który potrafi zrozumieć trudne emocje związane z rozstaniem, to właśnie ten album będzie idealnym wyborem. To muzyka, która nie tylko opisuje ból, ale daje słuchaczowi przestrzeń do przemyśleń i przepracowania własnych trudnych doświadczeń. Działa jak balsam na zranione serce, pozwalając odnaleźć ukojenie pośród chaosu emocji. Jego melancholijna aura łapie za serce i zaprowadzi w bezpieczne miejsce pełne spokoju.
Przeżywając oczyszczenie
Co zapamiętają kolejne pokolenia, po przesłuchaniu „I Forget Where We Were” Bena Howarda? Przede wszystkim to, że nigdy nie straci swojej emocjonalnej głębi i artystycznej dojrzałości, które zawsze będą zachwycać. To dzieło, które nie zestarzało się ani trochę – wręcz przeciwnie, z biegiem lat zyskało na znaczeniu, stając się jedną z najważniejszych pozycji w nowoczesnej muzyce folkowej i alternatywnej. Album, wydany w październiku 2014 roku, jest intymnym portretem człowieka w obliczu utraty i poszukiwania sensu pośród chaosu codzienności. Czy można przy nim płakać? Absolutnie. Czy można przeżywać rozstanie? Jak najbardziej. A co ważniejsze, Howard swoją muzyką oferuje coś więcej – działa oczyszczająco. Jeżeli siedzi wam dziś coś mocno w trzewiach, to nie znajdziecie lepszej płyty na wieczór. Obiecuję.
Tekst: Marta Duszyńska