50 lat „powolnego spalania” Chrisa Liebinga

Mężczyzna przy konsoli DJskiej

7 września niemiecki DJ i producent Chris Liebing wydał swój album Burn Slow. Choć jest to kolejny krążek studyjny legendy techno, to z pewnością pierwszy tak wyjątkowy, bo noszący w sobie ducha filozofii, eksperymentu oraz refleksji nad życiem, a przede wszystkim wydany w wytwórni, która ma tak wiele zasług dla promowania muzyki elektronicznej i alternatywnej – Mute Records.

To spełnienie moich marzeń. Gdybyście powiedzieli mi 3 lata temu, że wydam coś w Mute, biegałbym przez 3 godziny nago po Frankfurcie – mówił DJ Mag’owi artysta.

Zliczyć kluby, w których grał, utwory oraz remixy, jakie stworzył, eventy z jego udziałem oraz osoby, z którymi współpracował – zadanie na wiele godzin. Liebing to wszak człowiek instytucja, a motto (będące również rozwinięciem skrótu CLR, czyli nazwy dowodzonej przez niego wytwórni, przyp. red.) Create Learn Realize doskonale odzwierciedla jego artystyczną naturę. Niegdyś twórca pojęcia Schranz, będącego synonimem ciężkich, szybkich i przesterowanych technicznych dźwięków, dziś propagator nieco wolniejszego, bardziej tajemniczego i minimalistycznego brzmienia. Jedno pozostaje niezmienne – ten człowiek od ponad 25 lat kreuje trendy w świecie techno poprzez łączenie jego tanecznych i mrocznych aspektów z tym, co najbardziej ambitne we współczesnej elektronice.

Taki też jest najnowszy krążek muzyka, przy którym współpracował z Ralfem Hildenbeutelem – jednym z najbardziej utalentowanych kompozytorów muzyki elektronicznej, współodpowiedzialnym za sukcesy pierwszych albumów i utworów innej legendy gatunku, Svena Vätha. Panowie znają się jeszcze z czasów kultowej wytwórni Eye Q i bardzo dobrze, że wreszcie nawiązali muzyczną współpracę. Efektem takowej jest 10 klimatycznych utworów, w których słychać echa dark wave’owego chłodu lat 80., a także klimatu filmów oraz kompozycji Johna Carpentera.

Otwierający krążek So Then… to ukłon w kierunku filozofii Alana Wattsa, którego myśli wypowiadają Wesley i Amy z projektu Cold Cave. Warto tutaj zwrócić uwagę na to, jak ważną rolę odgrywają na tym albumie głosy – zmysłowe szepty Polly Scattergood w And All Went Dark, melorecytacje Milesa Coopera Seatona w Card House, Gary’ego Numana w Polished Chrome (The Friend Pt. 1) oraz Aleen w No Regrets (The Friend Pt. 2). Budują one napięcie i doskonale uzupełniają pełne niepokoju elektroniczne podkłady. Interesująco brzmi również instrumentalna piątka – Zero One przywołuje czasy początków frankfurckiego trance’u (Ralf i wszystko jasne), Novembergrey stanowi nostalgiczną podróż do krainy marzeń o pozbawionych liści drzewach i pierwszych płatkach śniegu, Out Of This World = cisza przed burzą, Ghosts Of Tomorrow = niepokój, a Trilogy to muzyka taneczna w najczystszej formie.

Chris, który niedawno skończył 50 lat, nagrał najważniejsze dzieło w swojej dotychczasowej karierze. Porównać je można z zeszłorocznym The Desecration Of Desire Dave Clarke’a, ponieważ panowie (notabene ten sam rocznik) na swoich ostatnich albumach zaprezentowali oblicze dojrzałych, ambitnych i poszukujących artystów, których nie interesuje odcinanie kuponów od tego, co udało im się osiągnąć przez blisko trzy dekady pracy w studiu oraz za dekami.

Ocena: 9/10
Tekst: Elvis Strzelecki

Oceń artykuł. Autor się ucieszy

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News