Odetchnij od miasta. 5 magicznych miejsc na Warmii i Mazurach, idealnych na odpoczynek

Wnętrze domu i dom z zewnątrz z niebieskimi okiennicami

Urlop, wakacje… gdzie się wybrać? Jeśli macie dość miejskiego zgiełku i marzą się Wam na przykład Mazury, to idealnie trafiliście!

Aleksandra Klonowska-Szałek wybrała się w podróż po jednym z najgorętszych pod względem turystycznym regionów Polski po to, by odkryć je na nowo. Odetchnij od miasta. Warmia i Mazury to kontynuacja przewodnika po polskich agroturystykach, który ukazał się wiosną 2018 roku nakładem wydawnictwa Buchmann.

Wybraliśmy dla Was 5 miejsc, ale warto zapoznać się z całym przewodnikiem! Wszystkie polecane przez autorkę miejsca utrzymane są w duchu slow life. W końcu zwiedzić Warmię i Mazury w pośpiechu to żadna sztuka, a żeby poznać ich najgłębsze tajemnice, trzeba dużo czasu, uwagi… oddechu.

1. Ciche Wody

Podstawowe informacje:
– pełne wyżywienie,
– 14 kilometrów od Jeziora Mamry,
– miejsce psiolubne.

Wężówko 19
11-606 Budry
tel. 87 437 70 23 lub 507 605 027
www.cichewody.pl

Uważaj na zawieszenie. I najlepiej wyłącz roaming, bo tam jest już prawie Federacja Rosyjska − tak, niby żartem, powiedział mi ktoś z okolic Mikołajek, kiedy dowiedział się, że jadę aż za Węgorzewo.

Jadąc do Cichych Wód, ma się wrażenie, że to jakieś inne, dzikie Mazury. Maleńkie wioseczki przytulone do jeziorek, rzeka Węgorapa i rozległe pola. Z takimi terenami wiąże się pełno legend, zazwyczaj stacjonują tam garnizony wojskowe i ląduje UFO, co podobno zdarzyło się 20 lat temu. Dopiero Węgorzewo − jachtami, mariną, tawernami i wielkimi tablicami z napisem

Dzień dobry, czy to willa Ciche Wody? – Ania, właścicielka, prawie dusi się ze śmiechu, opowiadając, jak dzwonią czasem potencjalni goście. Mówi, że Ciche Wody to żadna willa ani nawet nie pensjonat. To stuprocentowe gospodarstwo rolne. Faktycznie, gdybym miała wymyślić jakąś kategorię, to byłoby to gościnne gospodarstwo rolne Ciche Wody. Kilka budynków, prawdziwa łaźnia z piecem, samodzielnie, z dużym szacunkiem do drewna i kamienia wyremontowane pokoje, przestronne apartamenty, piękna jadalnia.

Dom z cegły

Wojtek i Ania mają tu ponad 200 owiec, konie, krowy, łany zbóż i na tyle dużo wiedzy na temat ochrony środowiska, zwierząt i pracy w gospodarstwie, że stworzyli Zagrodę Edukacyjną. Dzieciaki z okolicznych szkół przyjeżdżają tu na wycieczki, uczą się garncarstwa, wypiekania chleba, filcowania i kształtują świadomość ekologiczną. Gospodarze to prawdziwi rolnicy, którzy mieszkają tutaj od zawsze. I zupełnie nietypowo jak na rolników są ekologami. Wszystko to sprawia, że ludzie chętnie przyjeżdżają w gościnę, a potem wielokrotnie wracają. Wszyscy wydają się zaprzyjaźnieni i ze sobą, i z gospodarzami.

Zaczepiam jednego z gości, bezceremonialnie pytając, skąd jest i po co tu właściwie przyjechał. Odpowiada, że z Opola. A przyjaciele z Wrocławia. I że pojawiają się tu od trzech lat, w każde wakacje. Przyjeżdżają, bo on sam na przykład z radością rozrzuca obornik, a dzieciaki ciągle siedzą z owieczkami albo noszą małe kociaki. Niektórzy goście budują różne rzeczy i ogólnie panuje nastrój współpracy. No bo że przyjeżdżają dla kuchni, to przecież wiadomo. Jest obłędna. Żadnej ściemy z gotowych produktów, tylko uczciwa kuchnia uczciwych gospodarzy. No i to mięso.

W 2004 roku Wojtek i Ania, ludzie stąd, z Wężówka, z ojcowizną w postaci gospodarstwa rolnego, dostali od rządu Brandenburgii zaproszenie do udziału w pewnym projekcie. Dotyczył poważnej sprawy: odtworzenia rasy owiec skudde, przez stulecia obecnej na tych terenach, odpornej na północnomazurskie mrozy i średnio pasującej do wymagań współczesnego rolnictwa. Owce skudde, co cierpliwie wyjaśnia mi Wojtek, mają tylko tyle mleka, ile wystarcza dla jagniąt, z ich wełny niewiele da się zrobić, a mięsa zostaje jedynie sześć kilo – tyle, ile pomieści mała domowa lodówka. Natomiast jego smak jest wybitny. Jagnięcina jest najzdrowsza na świecie, owce podobno nie mają komórek rakowych, a mięso owiec skudde jest delikatne i ma mniejszą zawartość tłuszczu niż w przypadku innych ras. Kiedyś hodowano je jako zwierzęta przydomowe, na tyle małe, żeby stały się użytecznym pupilem. Ale potem wyparły je rasy bardziej „przemysłowe”, z których można
było pozyskać mleko na sery, dużo mięsa, skóry i wełnę.

Owce na pastwisku

O skudde zapomniano aż do lat 30. XX wieku, kiedy jakiś niemiecki pasjonat postanowił zadbać o tę endemiczną rasę. Po wojnie zabrano się do tego na poważnie i tak owce skudde wylądowały u Wojtka i Ani w Cichych Wodach, w Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie i na stołach gości. W towarzystwie innego ekojedzenia, bo tu ekologię naprawdę traktuje się poważnie.

– Ale mamy też kino w stodole! Chcesz zobaczyć?
– Wojtek śmieje się w taki sposób, że przewiduję coś nietypowego.

To fajny brodaty facet, od razu budzący sympatię. Myślę sobie, że kino w stodole to ostatni hit agroturystyczny dla ludzi z miasta. Niby stodoła, ale w środku kanapy, lampy i pełen komfort, w sam raz na Instagram. Wojtek otwiera wrota i najpierw czuję mocny zapach zwierząt, siana i zboża, a potem widzę dwa krzesła, prześcieradło i rozsypane pod nim zboże. Już wiem, dlaczego się śmiał.

W Cichych Wodach tak naprawdę cicho zaczyna się robić dopiero po sezonie. Dzieciaki wracają do szkoły, więc można tu przyjechać, by odpocząć od ludzi i pysznie zjeść. Uciec z miasta, wziąć tatę, zorganizować mu 70. urodziny, obmyślić projekt życia, napisać książkę. W przerwach pogadać z kimś życzliwym i dowiedzieć się ciekawych rzeczy. I spróbować nie przytyć, bo Ania do kuchni nie bierze jeńców.

Zdjęcia: Michał Mrowiec

2. Fajne Miejsce

Podstawowe informacje:
– miejsce dla dorosłych i dzieci powyżej 8. roku życia,
– miejsce psiolubne,
– śniadania i możliwość zamówienia wegeobiadu.

Tłokowo 72
11-320 Jeziorany
tel. 512 549 090
www.fajnemiejsce.pl

Całkiem niedaleko Dobrego Miasta znajduje się Fajne Miejsce. Dokładnie w Tłokowie, które w epoce mezolitu było podobno jednym z najgęściej zaludnionych miejsc na Warmii. Trudno stwierdzić, co spowodowało taki tłok, jedno jest pewne – archeolodzy mają tu sporo roboty.

Odkąd bowiem w 1989 roku wykopano w Tłokowie liczący 9000 lat harpun, znów zrobiło się gęsto. Na dodatek zaraz potem w torfie nad jeziorem znaleziono dziwne patyczki z zakończeniami przypominającymi głowy zwierząt i ludzi. Tak właśnie mała wioseczka pod Jezioranami stała się przez chwilę sławna na cały świat. Odwiedzali ją specjaliści od starych przedmiotów, miłośnicy wykopalisk i historycznych skarbów, pisano o niej w międzynarodowych periodykach. Tak było aż do momentu, kiedy specjalista od gryzoni orzekł, że patyczków nie wykonały żadne ludy mezolityczne w celach religijnych, tylko zwykłe bobry.

widok na taras domu

Napięcie opadło, a nieco rozczarowani archeolodzy pojechali do domu. Dzisiaj w Tłokowie znów jest spokojnie, nawet podczas wakacji. Wikipedia podaje, że mieszka tu 247 osób.

W tym Artur i Tomek, gospodarze Fajnego Miejsca. I to wyłącznie oni mogą być sprawcami tłoku w Tłokowie, bo do ich domu przez cały rok ciągną spragnieni wytchnienia goście. Łatwo tu trafić. Agroturystyka stoi na niewielkim wzgórzu nad jeziorem Pierścień (zwanym również jeziorem Rink), nieopodal szosy prowadzącej z Jezioran do Bisztynka. Dwa budynki dawnego gospodarstwa, ogród, prawdziwa sień z kolorowymi szybkami w oknach, dwa bliźniaczo podobne kundelki i dźwięk wiolonczeli – to wszystko wita mnie w chłodny jesienny wieczór w Tłokowie.

Artur odprowadza mnie do pokoju przyjemnie okraszonego błękitami i ręcznie dzierganymi dywanikami. Dowiem się później, że pochodzą z Galerii Revita Warmia, miejsca, w którym skutecznie promuje się lokalny handmade. Wnętrza są konsekwentne pod znakiem upcycklingu: zamiast okapu nad kuchenką wisi odwrócone cynowe wiadro, na podłodze leży
lakierowana cegła. W pokojach same niebanalne rozwiązania, dużo odcieni niebieskiego i ciepło miękkich kanap. Każdy apartament ma oddzielne wejście z zewnątrz i małe patio. Z mojego nad ranem widać jesienne jezioro Pierścień. Patio i widok skłaniają do tego, żeby zaraz po obudzeniu, jeszcze w piżamie, wyjść na zewnątrz i filmowo się przeciągnąć.

sypialnia z dużym łóżkiem i kanapą

Śniadanie podaje się w koszyku prosto na taras gości. Można je zjeść na zewnątrz i spędzić
tu cały dzień. A jeśli ma się wystarczająco dużo ciekawości ludzi, których się właśnie odwiedza, i czasu na słuchanie, warto nakłonić gospodarzy na opowieści z ich poprzedniego życia. Są fascynujące. Jest w nich moda, jedwabie, właścicielki butików z Dubaju, sporo paryskich wybiegów i niekończące się projektowanie coraz to nowych kolekcji.

– Nie, już nie projektujemy – odpowiada Tomek na moje pytanie.
– Czyli nie tęsknicie za wielkim światem? – dociekam.
– W ogóle. – Tomek wzrusza ramionami. – Tu się mnóstwo dzieje, naprawdę dobrych rzeczy. I tak rzeczywiście jest. Cała okolica emanuje czymś wyjątkowo pozytywnym.

Większość okolicznych agroturystyk i lokalnych wytwórców to nie są ludzie stąd. Przybyli z różnych części Polski i świata, z sobie tylko znanych przyczyn wybierając środkową część województwa warmińsko-mazurskiego. Swoje miejsce znaleźli tu Rafał i Marcelina Mikułowscy, niezwykły napęd Warmii, promotorzy kultury i sztuki regionu. Są Stéphane i Magda z Owczarni Lefevre, którzy zamienili paryskie ulice na pobliskie Kiersztanowo. I wreszcie Artur i Tomek z Fajnego Miejsca. A wraz z nimi blogerka Ewa Puławska, zwana też Ewą Pe. Wolny duch, weganka, znakomita kucharka, znana z tego, że gotuje tam, gdzie chce. Od kilku lat przygotowuje grzechu warte posiłki bez mięsa dla gości Fajnego Miejsca.

sypialnia z dużym łózkiem i dwoma fotelami

Lokalne agroturystyki stworzyły jeziorański fyrtel, grupę osób, która w każdą sobotę od początku czerwca do końca września wystawia swoje produkty na maleńkim miejscowym ekotargu w Jezioranach. Galeria Revita Warmia promuje sztukę, lokalne wydarzenia i ludzi Warmii, działa tu profesjonalny teatr. Jest tutaj jakaś chęć, by zrobić coś więcej. To pewnie dlatego Fajne Miejsce jest nieopodal Dobrego Miasta. Było mi tu dobrze.

Zdjęcia: Archiwum Gospodarzy

3. Kolonia Mazurska Mierki

Podstawowe informacje:
– 5 pokoi z szerokimi łóżkami,
– 1,2 kilometra do Jeziora Pluszne,
– miejsce psiolubne.

Mierki 61B
11-015 Olsztynek
tel. 501 721 766
www.koloniamazurska.pl

Do Kolonii Mazurskiej Mierki prowadzi mnie długa leśna droga, pachnący sosnowy bór i ciekawość, czy miejsce, o którym tyle wiem z rozmów z Danką i relacji jej gości, okaże się dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam.

Wiem całkiem sporo. Że Danka zbudowała swój drewniany dom na polanie w lesie pod Olsztynkiem. To nie są jakieś tam lasy, tylko Puszcza Napiwodzko-Ramucka, około 1500 metrów kwadratowych boru sosnowego z podziemną rzeką, ponad stoma jeziorkami leśnymi i jeziorem Pluszne.

Historia Danki z grubsza pasuje do tej opisywanej przez Małgorzatę Kalicińską. Przyjechała tu sama, postawiła drewniany dom i niewielką stajnię, a potem postanowiła przyjmować gości. Więcej od niej nie wyciągnę, bo niespecjalnie przepada za opowiadaniem o sobie.

Wzrusza ramionami, kiedy dopytuję, jak to zrobiła, sama, taki dom na polanie w lesie.

− E tam – mówi niechętnie. – Już nie jestem sama, nie ma sensu o tym pisać.

Teraz jest Piotr. Rybak z zawodu. Obydwoje z Danką są częścią tego samego endemicznego gatunku. Ludzie leśno-wodni, tacy, co nie boją się tego, co w lasach i jeziorach, i jeśli nie ma ich akurat w domu, prawdopodobnie spędzają czas tam, gdzie żaden trwożliwy mieszczuch raczej się nie zapuści. Nigdy nie widziałam ich wspólnego selfie, są za to mistrzami w fotograficznych ujęciach przyrody z perspektywy gumowców.

Drewniany dom w tyrolskim stylu

Bywa, że kiedy w sezonie wynajmą wszystkie pokoje, łącznie z własnym, nocują na jeziorze w pontonie. Zdarza się, że gdzieś w namiocie w lesie.

− Gdyby to ode mnie zależało, mieszkałabym jeszcze bardziej w lesie i jeszcze bardziej na bagnach – mówi Danka, a Piotr potwierdza krótkim kiwnięciem głowy.

Daleko nie mają, Puszcza Napiwodzko-Ramucka jest pozostałością ogromnego kompleksu zwanego Wielką Puszczą albo Puszczą Galindzką, rozpościerającego się między Nidzicą, Olsztynkiem, Giżyckiem, Ełkiem a rzeką Narew. Naprawdę jest gdzie dyskretnie zejść ludziom z oczu. Las, las, jego najgłębsze zakamarki i jeziora – o tym Danka może mówić dużo.

drewniany dom

– Tu są miejsca dla tych, co się nie boją zejść z leśnego duktu. Gdzie dziki mają wanny i skąd widać najpiękniejszy wschód słońca na Warmii i Mazurach. Polowali w naszych lasach Chruszczow, Breżniew, Fidel Castro i wszyscy chcieli spać w łóżku Göringa, który jeszcze przed wojną upodobał sobie te lasy – ciągnie swą opowieść Danka. – Żeby te wszystkie osobistości miały spokój przy polowaniach, wysiedlono wioskę Orzechowo. Została po niej przepiękna polana. Stoi tam wielki kościół, stara plebania i bardzo duży (jak na wioskę, której nie ma) cmentarz. Są tam i polskie, i niemieckie nazwiska.

Kolonia Mazurska Mierki to agroturystyka w środku lasu. Nie hotel, nie pensjonat – Danka podkreśla, że to jest po prostu agroturystyka i żeby się nie spodziewać nie wiadomo czego. Na wszelkie sposoby próbuje gości uprzedzić, że nie ma wanny z hydromasażem i klimatyzatorów. Nie będzie śniadań do łóżka i room service. Będą po prostu polana w lesie, fajny dom z drewna, wielki kominek i kupa drzew wokół.

W drewnianym domu jest pięć pokoi i coś w rodzaju salonu z kominkiem, który odgrywa rolę centrum zasilania ciepłem. To prosta, wiejska sytuacja: nie napalisz, nie ma ciepła. No, chyba że to bijące od gospodarzy i psa Puppy Kulki – zgodnie z imieniem wielkiej puchatej kuli napakowanej futrem i energią. Ktoś ją kiedyś podrzucił pod drzwi Danki i Piotra i już została.

Dom z cegły w oddali na łące

Patrzę na nią i rozumiem decyzję gospodarzy. Kiedy Puppy biega po okolicy, w ostatnim momencie omijając naturalne przeszkody – jej futro biegnie kilka sekund później. Jak w animacji Disneya. Patrzenie na nią powinno się zalecać w terapiach antydepresyjnych. W Kolonii mieszkają też dwa konie, Arizona i Pompidou, choć nie ma tu typowej stajni. Jest raczej stajnia „slow”, w której może dojść do pierwszego ważnego kontaktu dorosłego z koniem. Będzie wtedy jazda wierzchem, spacery z koniem po lesie i coś w rodzaju terapii. Sama Danka jest zresztą hipoterapeutką i do swoich zwierząt ma specjalny stosunek.

Pewnie dlatego nadal „uczy” swoje konie, a pomagają jej w tym nasi polscy zaklinacze. Nie do końca wiem, czy zaliczyć Kolonię Mazurską Mierki do Warmii, czy do Mazur, i nie wiedzą tego sami gospodarze, bo jak mi tłumaczą, przebiega tu ostra granica między dwoma regionami. Można zrobić rozkrok i połową ciała być na Mazurach, a drugą połową cieszyć sięurlopem na Warmii. Taki wypoczynek idealnie warmińsko-mazurski.

Zdjęcia: Michał Mrowiec

4. Learn & Rest Wipsowo

Podstawowe informacje:
– mały domek dla indywidualnych gości i obórka z pokojami na warsztaty i szkolenia,
– 1,7 kilometra do najbliższego jeziora,
– miejsce psiolubne

Wipsowo 44
11-010 Barczewo
tel. 516 029 223
www.wipsowo44.pl

Dzisiaj spaliśmy w chatce Smerfetki! Musisz tu przyjechać! Kiedy dostaję takie SMS-y o noclegu w Polsce, rzucam wszystko i sprawdzam. Faktycznie, jest. Maleńki domek z niebieskimi drzwiami i okiennicami wygląda jak z bajki dla dzieci.

Mieszkają tu Kasia i Marek, ludzie Warmii – Kasia pochodzi z Jezioran, Marek z Olsztyna. Prawdę mówiąc, najchętniej nigdzie by się stąd nie ruszali. Mają tu swoją wieś i zgrane towarzystwo. Okolice Jezioran to cała ekipa Teatru Niezbyt Zwyczajnego, ekotargu w Jezioranach i ludzi skupionych wokół Galerii Revita Warmia. To dobre miejsce do stworzenia klimatycznego pensjonatu i całkiem fajnego życia po sezonie wakacyjnym.

Wnętrze domu z granatową kanapą i roślinami

Siedlisko ma aż 12 hektarów i z trzech stron otacza je las. Niedaleko domu znajduje się pole lawendy. Tuż obok – rykowisko. Dlatego we wrześniu tej całej wiejskiej ciszy, po którą przyjeżdżają miastowi, może nie być. Zaczyna się przed zachodem słońca. Potężny, basowy ryk byków trwa całą noc. Bywa, że Kasia wychodzi z domu i woła, żeby już przestały. Raczej nie słuchają. Ale spektakl pierwsza klasa, warto wtedy przyjechać.

I nie zapomnieć o zatyczkach do uszu, bo nawet miłość do natury ma swoje granice. Niecałe dwa kilometry stąd znajduje się Jezioro Wipsowskie, a nieco dalej, w środku lasu, urokliwe leśne jeziorko Korek. Można tam posiedzieć na brzegu albo po prostu zwodować canoe.

Canoe, nie kajak, i to jest ważny szczegół, bo takich przewrotnych atrakcji jest tu więcej. W pierwszy dzień lata Kasia i Marek suszą brzozowe gałęzie. Później, gdy pogoda siada jesiennie – goście mają ubaw, radośnie okładając się witkami w ruskiej bani. Korzyść z takiej kąpieli jest podwójna: poprawia się ukrwienie, a brzozowe witki wydzielają terapeutyczny zapach. SPA w Wipsowie ma coś jeszcze, bo trudno zaprzeczyć, że z zimowym chłodem dobrze współgra gorąca beczka. Stoi na zewnątrz, wypełniona przyjaznym ciepłem. Goście siedzą w niej zanurzeni po szyje, na głowach mają czapki, a ramiona wynurzają tylko na chwilę i wyłącznie po to, by pociągnąć łyk rozgrzewającego napoju.

Drewniane wnętrze domu

Tam, gdzie kiedyś mieszkały kury, Kasia i Marek zrobili Kurnik SPA. W środku znajdują się łaźnia i miejsce do masaży oraz zabiegów – także dla ludzi, którzy nie mieszkają w agroturystyce.

Ci, którzy mieszkają, jedzą na śniadanie jajecznicę z sezamowych jaj, posypaną szczypiorkiem z przydomowego warzywnika. Te sezamowe jajka pochodzą od kur karmionych sezamem. Mówi się, że w ten sposób człowiek lepiej przyswaja nienasycone kwasy tłuszczowe. Kasia pasjonuje się zdrowym odżywianiem, wie, co i jak, w razie wątpliwości można pytać. Marek jest od przygód. Interesuje się strzelectwem sportowym i dla gości organizuje mikroprzygody.

Opowiada, co to bushcraft, i namawia na spędzenie nocy w lesie. Pokazuje, jak rozpalić ognisko, przygotować herbatę ze świerkowych igieł i rozpoznać tropy zwierząt. Myślał, że męskie przygody zrównoważą trochę tę kobiecą lawendę i SPA, ale kobiety ciągnie do lasu tak samo jak mężczyzn. Podobnie jak do bani: na brzozowe witki chętni są wszyscy, bez względu na wiek i płeć.

Zdjęcia: Michał Mrowiec

5. Siedlisko Błominko

Rzeck 71
11-300 Biskupiec
tel. 601 155 616

Ponad połowa użytkowników portalu Slowhop to posiadacze psów, kotów, a czasem gryzoni. Na wakacje lubią wyjeżdżać ze swoimi zwierzakami. Jeśli na Warmię, to najlepiej do Błominka. Agata, właścicielka siedliska, działa na rzecz ratowania koni, pomaga psom, kotom i gdyby w okolicach Rzecka pałętał się zagubiony nosorożec – znalazłaby miejsce także dla niego.

Stare siedlisko z 1825 roku to połączenie wysmakowanej estetyki z historią. Ogromną stodołę zmieniono w dom mieszkalny, a nad stajnią przygotowano pokoje gościnne. I jak w innych miejscach przyjaznych zwierzętom, nikt nie pyta, czy piesek będzie grzeczny. Zdarzyło się, że w siedlisku było w jednym momencie 35 psów. Puszczone wolno znakomicie się dogadały.

Zdjęcia: Michał Mrowiec

Rate this post