Mela Koteluk: Przywiązywanie się do jakiegoś stanu rzeczy prowadzi na manowce

Portret dziewczyny na koralowym tle

Na początku listopada światło dzienne ujrzała mowa płyta Meli Koteluk, zatytułowana Migawka. Po zakończonej tegorocznej trasie koncertowej udało nam się złapać na chwilę Melę i zdać jej kilka pytań – o tytułowe migawki z życia, muzykę i plany na 2019.

Migawka już oficjalnie ujrzała światło dzienne – czym są dla Ciebie historie zebrane na tym krążku?

Moimi fragmentami rzeczywistości. Czegoś, co należy już do przeszłości. Bardzo spodobał mi się motyw migawki, jest niezwykle pojemny. Migawka wiąże się ze światłem i momentem, w którym uchwyca się kawałek jakiegoś szerszego doświadczenia. Sam trzask migawki ma w sobie coś ożywczego. Te historie to złapanie czegoś, co właśnie minęło i co w jakimś ułamku zostało ze mną.

Od premiery poprzedniej płyty minęły 4 lata – trochę kazałaś fanom zaczekać na nowy materiał. Czego nauczyło Cię życie przez ten czas?

Na pewno w tym czasie uświadomiłam sobie, że świat jest niezwykle plastyczny, że wszystko ulega transformacji i że przywiązywanie się do jakiegoś stanu rzeczy prowadzi na manowce. Że warto zajmować się w życiu tym, co się lubi robić i że warto żyć według siebie. Ten czas był też ustalaniem współrzędnych na nowo, zamknięciem etapu spadochronowo – migracyjnego. Dużym uspokojeniem i zdaje się, że słychać to w nowej muzyce i w tekstach, które tym razem wyjątkowo skracałam.

Singiel Odprowadź, który zapowiadał Migawkę to historia, która można powiedzieć, zaczyna się od dotleniasz mnie jak gęsty las, a kończy się na wyparowała woda z nas. Jak to jest według Ciebie: co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, czy raczej – what doesn’t kill you makes you wish you were dead?

Ani jedno, ani drugie. Nie patrzę kategoriami walki, samoobrony, wyjścia z jakiejś sytuacji z tarczą lub na tarczy. Przecież to takie uniwersalne – sprawy się dzieją i rzucają nowe światło. Myślę sobie, że to, co można zrobić, to nie uchylać się od doświadczeń, tylko je przeżyć, traktować normalnie, nie umniejszać, nie wyolbrzymiać. Robić przestrzeń na nowe wydarzenia, a nie przykuwać uwagę do czegoś, co już dawno minęło. W innym wypadku, w kółko wraca się do tego samego tematu. Do skutku.

Trasa koncertowa Migawki już za Tobą – jak Twoje wrażenia po koncertach?

Fantastyczne. Ponieważ większość trasy zagraliśmy przed premierą płyty, stan skupienia na koncertach był niebywały. Publiczność nie znała płyty i po raz pierwszy usłyszała nowy materiał na żywo – było to konkretne wyzwanie, ale i konkretna satysfakcja. Bardzo odświeżające doświadczenie dla całego zespołu.

Skoro o różnych migawkach z życia mowa, powiedz, jak wygląda zwykły dzień z życia Meli Koteluk?

Bardzo różnie, w zależności od tego, czy jestem na miejscu w Warszawie, czy w trasie. Nie prowadzę standardowego trybu życiu, dość mało w nim planu, a dużo spontanu. Gdy jestem na miejscu, wstaję zazwyczaj wcześnie, między siódmą a ósmą rano. Przygotowuję ciepłą wodę z cytryną, kurkumą i pieprzem, przegryzam coś małego, piję kawę – niejedną, czarną i gorzką. Sprawdzam maile, ze świeżą głową zasiadam do odpisywania i staram się tego nie przedłużać. Rano działa mi się bardzo dobrze i zwinnie. Poranne zakupy na cały dzień, próba z zespołem, spotkanie z kimś znajomym na krótkie pogaduchy. Spotkania zawodowe, w okresie promocji – wywiady. Wymyślanie nowych rzeczy. Planowanie podróży. Spacer, łapanie świeżego powietrza często poza miastem, choćby na godzinę. Zazwyczaj sporo czasu spędzonego w samochodzie. Zapisywanie pomysłów na nowe piosenki. Nagrania. Słuchanie muzyki, czytanie. Pisanie, rozmyślanie. Nocne gotowanie. W trasie życie wygląda inaczej i wszystko przebiega według planu: poranny wyjazd, soundcheck, obiad, krótki odpoczynek w garderobie, przygotowanie do koncertu, koncert, wyjście na podpisy, gdy technika składa scenę – i z powrotem do domu. Chyba że zostajemy na noc – wtedy najczęściej siedzimy z zespołem po koncercie i rozmawiamy.

Co uwielbiasz, a czego nie cierpisz w ludziach?

Uwielbiam w ludziach pasję, autentyczność, nieuleganie schematom. Inspirują mnie ludzie, którzy wnoszą jakąś nową jakość i odświeżają tym innych. Źle znoszę chamstwo.

Jakie kawałki znajdują się w tej chwili na Twojej playliście?

Dziś słuchałam świetnej ścieżki dźwiękowej z filmu The Ghost Story, gdzie odkryłam kilkoro ciekawych wykonawców. Przewija się u mnie nowa płyta Kurta Vile’a Bottle It In, Hunter Anny Calvi, wspaniały album Marianne Faithful Negative Capability i Egypt Station Paula McCartneya. Fink, a także nowy albym Delta Mumford & Sons, All Melody Nilsa Frahma. Lubię słuchać albumów w całości, nie przeskakiwać z nastroju w nastrój. Wkręcić się w kontekst.

Mila Fringee stworzyła dla Ciebie kolaże, kilka możemy zobaczyć na Twoim fanpage’u. Jak się Wam współpracowało i czy zobaczymy ich więcej?

Znakomicie. Mila jest piekielnie błyskotliwą i zdolną, młodą artystką. Stworzyła kolaż do każdej piosenek z Migawki i będę je ujawniać kaskadowo.

Za Tobą dwa ostatnie koncerty trasy koncertowej – zagrałaś w Krakowie i Lublinie. A co planujesz po nowym roku?

W przyszłym roku zapraszam na koncerty klubowe tym razem – ogólnopolska trasa rusza wiosną i już nie mogę się jej doczekać. Nowy album ukaże się też na płycie winylowej w pierwszym kwartale 2019. Są też wydarzenia, którymi na razie nie mogę się dzielić, ale najbliższy czas zapowiada się bardzo kreatywnie.

Rozmawiała: Klarysa Marczak
Zdjęcie wyróżniające: Adam Pluciński

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News