Maciek Sieradzky : Najlepiej pracować dla siebie

Wprawdzie nie zajął pierwszego miejsca w telewizyjnym show, ale rok po finale udowadnia, że w polskiej modzie jego głos odbija się szerokim echem. Maciek Sieradzky opowiada o udanym pokazie na tegorocznym FashionPhilosophy Fashion Week Poland w Łodzi, zaletach bycia introwertykiem i sekretnych planach na przyszłość.

 

Zajmowałeś się w życiu różnymi rzeczami. Kelnerowałeś, montowałeś meble. Wolisz o tym w ogóle nie pamiętać, czy uważasz, że wyniosłeś coś istotnego z tego etapu? Jak dziś na to patrzysz?

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Pracowałem w kilku miejscach, ale modą interesowałem się od daw­na. Często swój wolny czas po pracy wykorzystywałem na jakieś czaso­chłonne projekty, jak np. na robienie koron ze zwijanych w rulony gazet. Jeżeli ten czas miał mnie czegoś nauczyć, to chyba tego, że najlepiej pra­cować dla siebie i na siebie. Satysfakcja z prowadzenia własnej firmy rekompensuje wszystko.

Zaprezentowałeś kolekcję na Fashion Weeku. Uważasz, że jeszcze wypa­da ci tu przyjechać czy twoim zdaniem w Łodzi naprawdę trzeba się poka­zać? Wielkie nazwiska polskiej mody jakoś się do niej nie garną.

Uważam, że w Polsce potrzebna jest tego typu impreza. Pojawia się na niej wciąż dużo zagranicznych mediów i jest to okazja do wyjścia z kolekcją poza Polskę. Brak znanych nazwisk wynika z tego, że korzystniej jest zro­bić swój własny pokaz. Fashion Week zrobił ukłon w moją stronę i pozwolił pokazać kolekcję, którą zaprezentowałem tydzień wcześniej na swoim au­torskim pokazie w Warszawie.

Pierwsza modelka wychodzi na wybieg i co? Stres, ulga, ekscytacja?

Stres odczuwałem na kilka dni przed pokazem i w dniu, w którym się odby­wał. Ulga pojawiła się w momencie, kiedy wszystkie modelki wyszły na fi­nał. Gdy na samym końcu pojawiłem się na wybiegu, znów poczułem ucisk w żołądku, ale połączony z ekscytacją. Można się od tego uzależnić!

Na Fashion Weeku coraz liczniej przyjeżdżają zagraniczni dziennika­rze. Chciałbyś wyjść z kolekcją poza Polskę? Kusi cię, żeby spróbować za granicą?

Pewnie, że kusi. Tym bardziej, że po moich dwóch pokazach kilka osób z branży napisało, że chętnie zobaczyliby mnie na zagranicznych Tygodniach Mody. Czas pokaże, co z tego wyjdzie.

Chodzą słuchy, że wspólnie z Joanną Przetakiewicz stworzycie linię pleca­ków i torebek. Jak do tego doszło i kiedy zobaczymy efekty współpracy?

Pomysł współpracy pojawił się stosunkowo niedawno. Zaciekawił mnie i pomyślałem, że może to być dobra lekcja. Połączenie dwóch odmiennych estetyk nie jest takie proste, jak może się wydawać. Efekty naszej współpra­cy zobaczycie, mam nadzieję, już latem.

Zdarza ci się zawodowa zazdrość, że ktoś zrobił coś fantastycznego i to nie byłeś ty?

Nieee. Nie czuję zawodowej zazdrości. Jak ktoś wpadnie na fajny pomysł, to tylko mnie to cieszy. Dzięki dobrym pomysłom polska moda się rozwija, a to przecież wielki plus.

Żeby odnieść sukces trzeba podnieść ileś porażek. Rozpamiętujesz swoje?

Takiej spektakularnej, odpukać, jeszcze nie zaliczyłem. Od finału programu minął ponad rok. Czas tak szybko zleciał, że nawet nie miałem czasu na roz­pamiętywanie porażek – zresztą myślę, że nie warto się nad nimi zastana­wiać. Można co najwyżej wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Normalnie kolekcje powstają miesiącami. W programie Project Runway na wykonanie zadania mieliście tylko kilka godzin. To dobra szkoła pro­jektowania i szycia, czy też wykreowana na potrzeby telewizyjnego show sytuacja, niemająca nic wspólnego z realną pracą później?

Trzeba spojrzeć na wszystko trochę z przymrużeniem oka. W programie tworzy się projekt bardziej poglądowo, czasami podpięty gdzieś jeszcze szpilkami. Chodzi głównie o pokazanie koncepcji. Dopiero na drugim planie pojawia się myślenie o poprawnej konstrukcji danego ubrania. Choć, jak się przekonaliśmy wiele razy, jurorzy często zwracali uwagę na to, czy projekt był dopracowany. I brali ten element pod uwagę przy ostatecznej ocenie.

Projektanci często chwalą się, że mają swoje muzy. Masz kogoś, dla kogo naprawdę chciałbyś coś stworzyć? Poprzeczka ustawiona jest wysoko. W jednym z odcinków Project Runway twoją spódnicę założyła Anja Rubik.

Osobą, dla której chciałbym zaprojektować coś specjalnego, jest dla mnie ciągle Anja Rubik. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze ubrać ją dwa, trzy albo i pięćdziesiąt razy. Marzenie! Na drugim miejscu widziałbym Agnieszkę Szulim – jest odważna w eksperymentowaniu z modą i prywatnie bardzo ją sobie cenię.

Krytyka cię mobilizuje, sprawiając, że nabierasz potrzeby udowodnie­nia, że jednak potrafisz, czy wprost przeciwnie – całkowicie podcina ci skrzydła?

Nie przejmuję się krytyką. W zasadzie nie czytam komentarzy.

10616658_788684847861668_1675252772653451127_n

Masz wizerunek introwertyka, który nie przepada za nadmiernym komu­nikowaniem się z otoczeniem, a wszedłeś do bardzo głośnego świata. Nie kręci ci się w głowie? A może ta opinia o Tobie to niesprawiedliwa łatka?

Bycie introwertykiem wcale nie przeszkadza w życiu codziennym. Zauważyłem, że częściej okazuje się wręcz pomocne. Trzymam się raczej z boku i robię to, co uważam za słuszne. Może właśnie przez to, że jestem trochę obok tego wszystkiego, mogę trzeźwiej patrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość.

Z perspektywy czasu zastanawiasz się czasem, ile musiałeś poświęcić, żeby być tu, gdzie jesteś?

Program dał mi rozpoznawalność, ale wszyscy wiemy, że to nie wystarczy na dłuższą metę. Jeżeli nie zrobisz niczego konkretnego, twoje nazwisko pój­dzie w zapomnienie. To, gdzie teraz jestem zawodowo i życiowo, jest rezul­tatem mojej ciężkiej pracy przez ostatni rok. Nieoceniona bywa też pomoc najbliższych mi osób, które bardzo wspierają mnie we wszystkim. Dzięki temu ja mogę zająć się projektowaniem.

Poznajesz mnóstwo ludzi, pewnie połowa z nich chce ci dawać rady do­tyczące tego, jak masz projektować i w którą stronę rozwijać karierę. Słuchasz ich?

Kolekcją SINFUL MEADOW udowodniłem, że idę swoją wyznaczoną drogą. Jak już mówiłem – mam w głowie własne spojrzenie na modę i nie chcę po­dążać za trendami. Chciałbym je sam kiedyś wyznaczać.

Czy rzeczywistość, w której teraz funkcjonujesz, wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobrażałeś? Jesteś czymś zaskoczony?

Na dobrą sprawę wcześniej nie zastanawiałem się, jak to wszystko wyglą­da od drugiej strony. Nie miałem żadnych wyobrażeń dotyczących tego, jak cały ten świat może funkcjonować. Rzadko bywam na imprezach, ale jak już się pojawiam, raczej nie czuje się na nich jak ryba w wodzie. Mimo że od zakończenia programu minął już ponad rok, nadal odnoszę wrażenie, że niektóre spośród „bywających” osób nie zaakceptowały mojej obecności. W sumie to nawet fajne, bo znaczy, że przemawia przez nie zazdrość, a to dobry znak.

Jesteś jednym z niewielu projektantów kojarzonym nawet przez lu­dzi niezainteresowanych modą. Jak reagujesz na dowody sympatii od osób, które może nie do końca wiedzą, czym się zajmujesz, ale polubiły twoją osobowość?

Bywają momenty, w których naprawdę się z tego cieszę. Więcej jest jednak takich chwil, kiedy zwyczajnie mnie to peszy i wprawia w zakłopotanie. Miło jest usłyszeć, że ludziom podoba się to, co robię. I jaki jestem.

A jaki masz stosunek do wyrazów sympatii ze strony osób z branży? Nie masz wrażenia, że stałeś się takim ulubionym zdolnym młodszym bratem?

Tuż po programie mogłem tak się poczuć. Sporo osób z branży modowej gratulowało mi udziału w Project Runway i życzyło powodzenia. Po roku tro­chę się zmieniło. Niektórzy mijając mnie, potrafią wręcz udawać, że się nie znamy. Życie.

Z pozostałymi finalistami trzymasz sztamę czy traktujecie się trochę jak konkurencję?

Jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie, jeżeli zachodzi taka potrzeba. Dzwonimy do siebie, piszemy SMS-y. Czasami się spotykamy na pogaduchy. Jest miło.

Wokaliści często wyznają w wywiadach, że przed koncertem „odprawiają” swoje rytuały, które mają sprawić, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Stosujesz coś podobnego?

Haha, tak! Mam jeden, niezmienny rytuał. Jestem niemiły dla otoczenia. Najgorsze, że dla tego najbliższego.

A rozpoczynasz już myślenie o nowej kolekcji? Kreśli ci się w głowie wizja, co to będzie?

Wizję na nową kolekcję mam. Będzie jeszcze więcej ręcznie robionych rze­czy. Sadzę, że okaże się mniej grunge’owa od obecnej. Pożyjemy, zobaczymy. Nie chcę nic zdradzać, bo sam jeszcze nie wiem, czy sprawdzi się to, co gdzieś mam z tyłu głowy.

 

rozmawiała | Karolina Rudnik

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News