Bolesna historia przemocy opisana językiem poezji. Przedpremierowy fragment powieści „Kokon” Joanny Lech

Portret dziewczyny i okładka książki Kokon

Motyle zazwyczaj żyją krótko, ale jest to żywot pełen zaskakujących przemian i sekretów. Największą tajemnicą jest przeobrażenie gąsienicy w pełnego wdzięku uskrzydlonego motyla.

Cykl rozwojowy motyla składa się z czterech etapów: jaja, gąsienicy, poczwarki i postaci dorosłej. Żadna inna grupa zwierząt na świecie, poza niektórymi owadami, nie przechodzi tak kompletnego przeobrażenia.

Iga jest ćmą barową, zatraca się w alkoholu, tragicznych romansach, kaleczy się, głodzi. Miłość, która miała ją uratować, niszczy, prowadzi do obłędu. Potrafi być bezwzględna i okrutna, a przecież nie jest złym człowiekiem. A może jest?

Oferta pracy w HIRO

Szukamy autorów / twórców kontentu. Tematy: film, streetwear, kultura, newsy. Chcesz współtworzyć życie kulturalne twojego miasta? Dołącz do ekipy HIRO! Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej


Kokon to opowieść o przemocy, traumach, które zostają w nas na zawsze, rozpaczliwych próbach wydostania się spod toksycznego klosza. Historia zła. Wraz z jej rozwojem czytelnik z przerażeniem patrzy, jak zaciera się granica między katem a oprawcą. Kim stanie się Iga, kiedy w końcu zrzuci z siebie kokon? To wstrząsające świadectwo dojrzewania, wychodzenia z traum i odnajdywania w sobie siły do walki, głównie z samym sobą.

Książka, wydana nakładem Wydawnictwa W.A.B. pojawi się w księgarniach już 3 kwietnia, a my dzielimy się z Wami jej przedpremierowym fragmentem.

Najbardziej na świecie chciała być jego rzeczą,
myśli Iga, podczas gdy się podciera. Stasiu goli się przed lustrem, a Iga, na sedesie, marszczy brwi. Chciałaby być rzeczą, którą on przestawia. Tak właśnie, Iga przygryza wargę. Obserwuje sprawne ruchy, którymi Stasiu przesuwa maszynką po twarzy, jego zmarszczone w lustrze czoło układa się w trzy równe linie, ale palce, którymi naciąga skórę, drgają nieznacznie. Piana chlapie na lustro i Iga się otrząsa, spuszcza wodę, podciąga majtki. Stasiu postukuje maszynką o brzeg umywalki. Rozchlapuje wodę, jego odbicie uśmiecha się do niej zza ręcznika. Iga, będąc tak blisko, przymyka oczy. Musi stać na czubkach palców, żeby dotykać jego policzka, brzegu nosa, brwi, jego gładkiej, wciąż mokrej brody. To gra, w której Iga przy każdym goleniu sprawdza gładkość, zapach balsamu, bada palcami skórę, potem całuje. Iga zawsze całuje go zawsze tak samo. Najpierw w kącik warg, w brodę, w jego lewy policzek, potem przeczesuje włosy spadające na jego czoło i całuje go w to miejsce na skroni, gdzie zaczyna się wgłębienie kości. Stasiu cierpliwie pozwala jej się macać po całej twarzy, syczy dopiero, gdy Iga naciska na rankę. Ogląda w lustrze plamkę krwi, którą Iga wyciera watką. Iga nakleja strzępek papieru, który od razu nasiąka, całuje Stasia pod ranką, w bok policzka. Stasiu pachnie żelem Morska Bryza, wciąż czuć jego nieświeży po nocy oddech, mimo to Iga wtula nos w ciepłą szyję. No już, już wystarczy! Stasiu łapie jej drobne ręce i ściska, delikatnie ją odsuwa. Zerka na rankę, poprawia włosy. Przed wyjściem całuje ją w czoło. Chodź już! Jemy! Stasiu wyłącza światło, ale Iga wciąż stoi w ciemności. Zamyka watkę w ręce. Iga! No chodź! W kuchni szczękają naczynia. Iga rozprostowuje palce, wącha watkę, wysuwa czubek języka. Bo ci całkiem wystygnie! A potem ją połyka. Iga najbardziej na świecie chce być rzeczą, którą się podnosi, bierze w ręce i zamyka, jak gruda ziemi albo robak. Albo chleb.

Bo te jego ręce.
To, jak kaszle. I w jaki sposób się uśmiecha, całym sobą, jak pies, myśli Iga, wtulona w jego ramię. Stasiu pomrukuje przy czytaniu. Wygrzewa się w świetle lampy jak jaszczurka. Albo to, jak poprawia okulary, jak pociąga nosem, gdy przewraca kartki. Ślini palec – Iga nie widziała, żeby ktoś jeszcze robił tak, oprócz jej dziadka. Iga głaszcze jego włosy. Mają kolor miodu albo wypłowiałego siana. Pachną jak słońce. Przerzedzone na czubku, posiwiałe przy skroniach. Tłuste. Stasiu mruży oczy i zmarszczki na jego czole układają się w trzy równe linie. Jego spierzchnięte wargi, pot zmieszany z resztką zwietrzałych perfum. Żółta plwocina na umywalce, którą zostawia po myciu zębów. Nieświeży oddech, gdy wraca z pracy. Kawa, jajko z pomidorem. Masło. Kawałek papierka śniadaniowego między zębami. Iga chce być czymś, co on odkłada i zbiera. Gdyby mogła, wtopiłaby się całkiem w jego ciało, jak narośl, jak guz, myśli, gdy ociera się policzkiem o kłujący zarost. Dzikie mięso, tuż pod jego tętniącym spokojnie sercem. Iga, przestań! Włoski na jego ciele też są złociste. Ma taki obwisły brzuch. Suchą skórę i gdy Iga przesuwa końcówkami palców między jego żebrami, odnosi wrażenie, jakby szorowała gąbką po tablicy. Blizna po prawej stronie wypukłego pępka, dokładnie na długość jej kciuka. Kość biodrowa tuż pod jej palcami. Jego oddech na jej uchu. Iga, prosiłem cię, przestań! Jego ciepłe, dobre ręce, zgrubiałe opuszki, zbyt krótko obcięte paznokcie. Linie papilarne. Jasne włoski na przedramieniu, które podnoszą się, gdy jest zimno. Malutka blizna po szczepionce na ramieniu, czerwone kropki trądziku. Iguś, koteczku, daj mi poczytać w spokoju… Stasiu wzdycha, delikatnie odsuwa jej palce. Nie całkiem czarne, a ciemnobrązowe pieprzyki. Pieprzyki rozsiane na jego ciele nie są tylko znamionami. Układają się w ciąg astronomiczny. Są takie, które wygadają jak ukłucia igły, i większe, jak maźnięcia długopisem. Malutkie, skupione w zbiory. I te największe, wypukłe, z wystającymi, sztywnymi włoskami. Jeden taki pieprzyk Stasiu ma nad lewą łopatką. Jeden mniejszy na skroni. Inne dwa między obojczykiem a tym miejscem, gdzie Iga najbardziej lubi go całować, w zagłębienie kości. Za to na szyi Stasiu ma trójkąt bermudzki, Mały Wóz. Brązowe znamiona są tej samej wielkości i układają się tak:
.
.
.
.
.
Na prawej łydce Stasiu ma wyspę Galapagos. Na plecach ma Drogę Mleczną.

Rate this post

Lubisz nas? Obserwuj HIRO na Google News